Mundial dla Polaków: blisko, ale daleko
Zwycięstwo z Kazachstanem cieszy, ale niewiele mówi o aktualnej jakości reprezentacji
Z morale nadszarpniętym po klęsce z Danią, mając obowiązek wygrać z rywalem obsadzonym w roli chłopca do bicia, dali radę, choć przez większość meczu prezentowali się przeciętnie.
Po takim meczu trudno o jakiekolwiek wnioski. Można się oczywiście martwić, że przez większość meczu Polacy grali nieskładnie, brakowało precyzji, odpowiedniego tempa, o błyskach finezji nie wspominając (chyba że zagrania piętą Lewandowskiego).
Ogólne wrażenie – że przeciętna gra na tle słabego rywala jest w kontekście czekających nas w październiku kluczowych spotkań większym zmartwieniem niż bezdyskusyjne, koniec końców, zwycięstwo jest powodem do radości – można jednak skontrować argumentem, że wygrywać na pół gwizdka też trzeba umieć, a błędy i wypaczenia to tylko brak koncentracji, a nie niedosyt umiejętności.
Ostatnie grupowe mecze, w tym z Czarnogórą, wciąż uparcie trzymającą się swojej szansy na bezpośredni awans do przyszłorocznego mundialu, powiedzą więcej. Na pewno dotkliwa porażka z Danią, najwyższa poniesiona za kadencji Adama Nawałki, zasiała sporo niepokoju.
Niespecjalnie przekonująco Polacy grali już w większości poprzednich spotkań eliminacyjnych, znów wywołując u kibica schizofrenię w kwestii rzeczywistej jakości poszczególnych piłkarzy, np. Piotra Zielińskiego, który przez recenzentów jego gry w Napoli jest okrzyknięty dyrygentem co się zowie, tymczasem w reprezentacji, mówiąc delikatnie, nie błyszczy. To samo można powiedzieć o Arkadiuszu Miliku, który potrzebuje kilku stuprocentowych okazji, by strzelić gola.
Jak sprawdzić drużynę
Te eliminacje, jak do tej pory, nie pomogły napisać nowej legendy reprezentacji Nawałki. Porównywalnej do tej, jaką trzy lata temu dało początek zwycięstwo nad Niemcami. Być może nawet jej oczekiwanie było nieuzasadnione, bo grupowi rywale nie elektryzowali, a na dodatek losowana z pierwszego koszyka Rumunia w zadziwiającym tempie stacza się po równi pochyłej.
Trochę szkoda, że Polakom nie było dane sprawdzić się na tle stabilnej europejskiej potęgi, bo tylko takie mecze dają konkretną odpowiedź na pytanie o rzeczywisty stan reprezentacji, o jej potencjał i najlepiej wskazują ewentualne ogniska zapalne (a przecież miarą tej drużyny nie jest 0:4 z Danią). Teza o kolosie na glinianych nogach, wyniesionym na papierze do rangi piątej drużyny świata, będzie ewentualnie do sprawdzenia dopiero na mundialu.