Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Czy nowa ustawa PiS zablokuje miastom dostęp do in vitro?

Dla rządzących procedura zapłodnienia pozaustrojowego jest niezgodna z nauką społeczną Kościoła. Dla rządzących procedura zapłodnienia pozaustrojowego jest niezgodna z nauką społeczną Kościoła. Suhyeon Choi / Unsplash
Rząd Beaty Szydło niby mówi o wsparciu polskich rodzin, ale tak naprawdę władza chce decydować, kto może tę rodzinę założyć i w jaki sposób.

Jeśli żywot, czyli brzuch kobiety, nie został pobłogosławiony owocem, to trudno. Nie będziemy wspierać finansowo starań o dziecko, które miałoby pochodzić z in vitro – to wykładnia polityki prorodzinnej rządu Prawa i Sprawiedliwości. Po tym jak wygaszono ogólnopolski program zapłodnienia pozaustrojowego, rząd zyskał nowe narzędzie i sięga po samorządy, które do tej pory refundowały tę metodę – alarmuje opozycja. Ale eksperci uspokajają, że nowa regulacja jest potrzebna i nie odbierze samorządom ich swobody. Pytanie, na jak długo.

Polityka prorodzinna rządu PiS jest przewrotna – polega m.in. na odbieraniu pomocy ludziom, którzy starają się o ciążę, lecz nie mogą w sposób naturalny jej donosić lub nawet doprowadzić do jej zawiązania.

Dla rządzących procedura zapłodnienia pozaustrojowego jest niezgodna z nauką społeczną Kościoła, dlatego konsekwentnie zamykają kolejne drogi do in vitro. W ubiegłym roku wygaszono ogólnopolski program wprowadzony przez rząd Donalda Tuska, który – nawiasem mówiąc – obejmował tylko co ósmą potrzebującą parę. Była nadzieja, że ciężar finansowania in vitro przejmą samorządy, ale tak się nie stało. Tylko nieliczne, jak Łódź, Sosnowiec, Gdańsk czy Poznań, zdecydowały się na finansowanie procedury z własnych środków.

Ale szykują się zmiany. W piątek Sejm uchwalił nowelizację dwóch ustaw: o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych oraz o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Opozycja ostrzega, że Ministerstwo Zdrowia ukróci teraz te programy, które nie zyskają jego aprobaty, na przykład ze względów światopoglądowych. Czy rzeczywiście jest się czego bać?

In vitro w świetle nowego prawa

Obawy budzi nowa regulacja, która wymusi na samorządowcach obowiązek stosowania się do wytycznych Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji.

Czym jest ta potężna, choć nieobecna w dyskursie instytucja? W dużym uproszczeniu – AOTMiT sprawdza, czy proponowany sposób leczenia jest skuteczny i czy warto wydać na niego pieniądze z budżetu. Agencja waży zakładaną efektywność i koszty świadczeń zdrowotnych. Jej zadaniem jest fachowa i merytoryczna ocena procedur. Opiera się na danych, a nie na ideologii. Zaopiniowała negatywnie naprotechnologię w leczeniu niepłodności, podkreślając nieskuteczność tej hołubionej przez władzę metody. Agencja nie kieruje się sentymentami, ale efektywnością – czy leczenie tego pacjenta się opłaca? Dotychczasowe stanowisko AOTMiT w sprawie in vitro wydaje się jednoznacznie pozytywne: refundowanie in vitro jest potrzebne i pod każdym względem opłacalne. Wszystkie dotychczas zgłoszone samorządowe programy in vitro otrzymały pozytywną opinię agencji.

Niektóre media straszą, że znowelizowane prawo wyłączy już działające programy – ale wygląda na to, że bezpieczne są te już przyjęte, zaplanowane do 2019 r. Ustawa o dyscyplinie finansów publicznych nie działa wstecz, więc nawet programy, które nie dostaną pozytywnej rekomendacji AOTMiT, będą mogły być przez samorządy realizowane.

Sama AOTMiT uspokaja, że znowelizowane prawo „jest konieczne i pozbawione jakiegokolwiek kontekstu politycznego czy światopoglądowego”. Pierwsza korzyść to konieczność publikowania przez Agencję opracowanych rekomendacji, które będą mogły być wzorem i wskazówką dla kolejnych zainteresowanych. Po drugie, nowe prawo nakazujące respektowanie opinii Agencji ma sprawić, że nie będą już mogły powstawać i być finansowane programy „o wątpliwym uzasadnieniu zdrowotnym i ekonomicznym”.

Agencja przytacza takie przykłady, jak leczenie miodem i wodami mineralnymi dzieci zatrutych ołowiem, restrykcyjne odchudzanie ciężarnych, gdzie w ramach monitorowania postępu chudnięcia proponowano mierzenie obwodu talii ciężarnych, czy szczepienie zaledwie kilku dziewcząt w ramach szczepień populacyjnych.

AOTMiT zapewnia o swojej bezstronności, kierujący nią od dwóch kadencji prezes ma pozostać na stanowisku do 2020 r., jego wcześniejsze odwołanie jest dziś mało prawdopodobne.

Praktyka pokazuje też, że brak pozytywnej opinii AOTMiT bywa przeszkodą do wydatkowania pieniędzy na in vitro. Jak w Gdańsku, gdzie przed wakacjami radni uchwalili ponowne finansowanie programu z samorządowych pieniędzy. Ale wojewoda pomorski, należący do PiS, unieważnił tę uchwałę z powodu braku opinii Agencji. Nowy program Gdańska już tę opinię ma i wojewoda nie może go zablokować. Minęło jednak trochę czasu – a on nie jest sprzymierzeńcem walki niepłodnych par o dziecko.

Polityką prorodzinną steruje Kościół

Majstrowanie przez rządzących przy ustawach dotyczących zdrowia reprodukcyjnego budzi obawy opozycji. Nikłe wobec potrzeb i coraz trudniejsze do osiągnięcia wsparcie dzięki in vitro jest przez obecne władze dodatkowo deptane. Wprowadzony przez poprzedni rząd program refundacji in vitro dla 15 tys. par został skutecznie wygaszony. W zamian minister zdrowia postawił na kompleksowy program ochrony zdrowia prokreacyjnego – z założeń dydaktycznych programu wynika, że resort stawia na aspekt społeczny, a nie medyczny płodności. Ministerstwo wycofało się nie tylko ze wspierania i finansowania in vitro, ale wymownie o nim milczy. O kuriozalnych założeniach programu profilaktyki prokreacynej pisaliśmy tutaj.

Dziś wydawać się może, że alarm opozycji jest przedwczesny i emocjonalny. Poza AOTMiT także Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że piątkowa nowela ma zracjonalizować programy zdrowotne finansowane przez samorządy (takie jak profilaktyka antynowotworowa czy program szczepień), tak aby były one oparte na dowodach naukowych.

Ale trudno temu ufać. W oparciu o faktyczne działania rządu można spodziewać się, że nowa ustawa w końcu będzie wykorzystywana jako narzędzie do blokowania dostępu do zapłodnienia pozaustrojowego. Powiedzenie: Bóg da dzieci, Bóg da i na dzieci – będzie miało w Polsce nowe znaczenie. Do tej pory, jeśli Bóg nie dał dzieci, można było zwrócić się ku medycynie i – w nielicznych gminach – ku lokalnym władzom o wsparcie finansowe. Opozycja boi się, że teraz, z błogosławieństwem Kościoła, nie będzie już wcale na dzieci dawane.

To dlatego, że rząd Beaty Szydło niby mówi o wsparciu polskich rodzin, ale tak naprawdę władza chce decydować, kto może tę rodzinę założyć i w jaki sposób. A kryterium nie jest wolna wola zainteresowanych dorosłych, ale nauka Kościoła.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną