Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Barbarzyńcy nie zawsze wygrywają

Barbarzyńcy nie zawsze wygrywają. Czy da się dziś uczyć historii?

Dr Arkadiusz Kierys Dr Arkadiusz Kierys Robert Górecki / Agencja Gazeta
Dr Arkadiusz Kierys, nauczyciel z Torunia, chce bronić uczniów przed manipulowaniem historią przez polityków. Proponuje „klauzulę sumienia historyka”.
„Władza niszczy cały system edukacji, żeby na jego gruzach zbudować nową ideologię”.Marian Zubrzycki/Forum „Władza niszczy cały system edukacji, żeby na jego gruzach zbudować nową ideologię”.

Mariusz Sepioło: – Pełno tu u pana polityki.
Arkadiusz Kierys: – Tak?

Na jednej ścianie oryginalne numery „Trybuny Ludu” z przemówieniem gen. Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego, na innej – plakat wyborczy „Solidarność” z Garym Cooperem. A to przecież sala lekcyjna.
To jest historia, nie polityka. Poza tym, jak pisał Norwid: „Przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej”.

Dyrektor się o ten wystrój sali lekcyjnej nie gniewa?
Nie. A dlaczego miałby? Nie mam w tej sprawie żadnych „zewnętrznych nacisków”. Dbam o to, żeby uczniowie poznawali historię nie tylko z książek czy wykładu, ale też mogli ją zobaczyć, dotknąć. Chociaż z takimi sprawami trzeba dzisiaj uważać. Ostatnio przyszedł do naszej szkoły donos na jedną z nauczycielek.

Donos?
Rodzic pisał, że nauczycielka nienależycie interpretuje pojęcie „tolerancji” i za bardzo czuje się do niej przywiązana, a przez to źle kształtuje świadomość uczniów.

Źle, czyli jak?
Myślę, że według rodzica – bo nie ujawnił do końca swojej definicji tego pojęcia – tolerancja kształtowana w szkole to nic innego jak szatański liberalizm.

Postanowiliśmy w tej sprawie nie milczeć. Czytaliśmy ten list na spotkaniach z rodzicami w wielu klasach. Reakcje były bardzo pozytywne. Rodzice, oburzeni donosem, napisali „kontrlist”, w którym wyrazili swoją pełną solidarność z nauczycielką. Mało tego: niektórzy poczuli się osobiście dotknięci. „Boże, to chyba nie w naszej klasie?” – pytali. „Kto mu dał prawo wypowiadać się w naszym imieniu?”. Nagłośnienie tej sprawy spowodowało, że od tego czasu nikt więcej nie zaatakował w ten sposób nauczyciela.

Ten donos to wyjątek czy znak czasów?
Raczej wyjątek.

Ile lat uczy pan historii?
Ponad 20. I ostatnio od prezydenta mojego kraju usłyszałem, że do tej pory w Polsce uczono „fałszywej historii”. Okazuje się zatem, że albo ja nie znałem tej „prawdziwej”, albo tej „fałszywej” uczyłem z pełną premedytacją, w związku z tym powinienem być dyscyplinarnie zwolniony za znieważenie narodu polskiego. To były haniebne słowa, niegodne Prezydenta RP, osobiście dla mnie upokarzające.

Szkoła, w której pan pracuje, jest jednak pod wieloma względami szczególna. W Gimnazjum i Liceum Akademickim w Toruniu uczą się najzdolniejsze dzieciaki z całego kraju. Liceum w 2016 r. zajęło trzecie miejsce w rankingu liceów miesięcznika „Perspektywy”. Polonistka, która przeszła z innego gimnazjum do waszego, po pierwszej lekcji przeżyła szok, kiedy jeden z uczniów dyskutował z nią o prozie Andrzeja Stasiuka.
To prawda, mamy zdolnych uczniów. Ale dziś podziały polityczne przebiegają w poprzek tych społeczno-ekonomicznych czy demograficznych. Skłócone są ze sobą nie tylko grupy społeczne, ale nawet rodziny, i nie ma tu znaczenia pochodzenie czy status materialny. I to jest coś, czego do tej pory w Polsce nie było. Znak czasów.

W toruńskiej „Gazecie Wyborczej” opublikował pan artykuł, w którym postuluje „klauzulę sumienia dla historyka”.
Uważam, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy polityka wdziera się w nasze życie z impetem, historyk powinien opowiadać o historii zgodnie z wynikami badań naukowych. A nie zgodnie z wolą tego czy innego polityka. Każdej dyktaturze marzy się panować nad społeczeństwem głupim i leniwym. Głupim, czyli takim, które nie jest świadome swoich praw i wolności; leniwym, czyli takim, które nie chce o nie walczyć. „Klauzula sumienia” ma zwrócić uwagę na zagrożenia płynące z indoktrynacji ideologicznej partii rządzącej, która wie lepiej od nas, co jest dla nas „dobre i jedynie słuszne” – szczególnie w dziedzinie edukacji i historiografii.

Ale dlaczego „klauzula sumienia”?
To trochę prowokacja, ponieważ klauzulę sumienia lekarzy uważam za kompletny absurd. Bo jak człowiek, od którego zależy moje życie i zdrowie, może kierować się w swoich działaniach własnym sumieniem zamiast tym, co podpowiada mu medycyna? Dlatego postanowiłem pożyczyć sobie pojęcie z drugiej strony barykady i zupełnie je odwrócić. Nie możemy się kierować „sumieniem”, czyli często światopoglądem, ale mamy obowiązek – podkreślam obowiązek – kierować się wynikami badań, czyli rozumem. Taki jest nasz zawód. A kto nie może temu sprostać, niech zmieni profesję.

W swoim artykule pisze pan o „kainowych zbrodniach”, czyli przestępstwach dokonywanych na Polakach przez Polaków w czasie drugiej wojny światowej. Według pana dziś historycy powinni o nich przypominać.
Uważam, że mówienie o nich jest oczyszczające dla społeczeństwa. Głoszenie trudnej historii nobilituje naród, który potrafi się z nią zmierzyć. Dlaczego mielibyśmy nie dyskutować np. o „złotych żniwach”, o których pisał Jan Tomasz Gross, skoro w latach 1946–48 szeroko pisała o nich polska prasa? Dlaczego milczymy o roli wysokiej hierarchii kościelnej w rozbiorach Polski? Prymasów: Gabriela Podoskiego i Michała Poniatowskiego, Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał warchołami i cynicznymi zdrajcami. Biskupa Ignacego Massalskiego lud Warszawy powiesił podczas insurekcji kościuszkowskiej. Wszystko to za sprzedaż ojczyzny za rosyjskie ruble.

W tekście o „klauzuli sumienia” przytacza pan przykłady tematów, które dziś wydają się zupełnie zafałszowane, a o których historyk powinien mówić uczniom zgodnie z ustaleniami swoich kolegów po fachu. O tzw. żołnierzach wyklętych pisze pan tak: „Pod koniec wojny i po jej zakończeniu działały w podziemiu różne oddziały zbrojne, głównie dawnej Armii Krajowej (rozwiązanej w styczniu 1945 r.), ale też Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ), Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Żołnierze ci reprezentowali skrajnie różny światopogląd polityczny i mieli inną wizję przyszłej niepodległej Polski. Armia Krajowa stała na stanowisku rządu londyńskiego – przyszły kraj miał być republiką demokratyczną (…). Członkowie Narodowych Sił Zbrojnych to głównie przedwojenni nacjonaliści i faszyści spod znaku Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR). Dla nich Polska miała być katolickim państwem narodu polskiego i – jak sama nazwa wskazywała – kraju dla jednego narodu i jednej religii. Jak zatem widać, określanie jednym pojęciem tak skrajnie różnych oddziałów zbrojnych jest rzeczą krzywdzącą i wprowadzającą zamieszanie (…)”.
Szlachetne i piękne pojęcie żołnierzy wyklętych jest dziś zupełnie zafałszowane. Na początku lat 90. zostało ono wykorzystane do rehabilitacji Narodowych Sił Zbrojnych, czyli tak naprawdę żołnierzy, którzy przed wojną byli nacjonalistami lub faszystami i którzy podczas drugiej wojny światowej działali nie zawsze zgodnie z honorem żołnierskim (tworzyli listy proskrypcyjne na innych Polaków, by pozbyć się ich rękoma Gestapo). Dziś wybiela się ich przestępstwa, wrzucając wszystkie oddziały konspiracyjne do jednego worka z napisem: „żołnierze wyklęci”. Tym samym „Niezłomni” stali się narzędziem w rękach rządzącego reżimu do tworzenia własnej polityki historycznej.

Używając sformułowania „po drugiej stronie barykady”, opowiada się pan jednoznacznie po jednej ze stron politycznego sporu.
Każdy ma jakąś granicę wytrzymałości. Moja pękła. Uważam, że mamy dziś w Polsce rządy autorytarne, które starają się wpływać na każdą dziedzinę naszego życia, a przede wszystkim na edukację. Trochę to przypomina przedwojenną sanację, trochę dyktaturę gomułkowską z jej antyniemiecką narracją, tak jakby politycy reżimu rządzącego nie zauważyli, że wojna skończyła się ponad siedem dekad temu, a list biskupów polskich do biskupów niemieckich o pojednaniu ma już ponad pół wieku.

Na ile „klauzula” była pana reakcją na podstawę programową z historii, a na ile na bieżącą politykę?
Podstawa jest sformułowana bardzo ogólnie. Także dlatego, że projekt powstawał na kolanie, po szybkiej decyzji o likwidacji gimnazjów. Dzisiaj jednak władza niszczy cały system edukacji, żeby na jego gruzach zbudować nową ideologię. Jak mówił Josif Brodski, budowę nowego domu zaczyna się nie od wylania fundamentów, ale od wypalenia cegieł. Podstawa programowa to tylko detal większej całości.

Prof. Włodzimierz Suleja, twórca podstawy programowej, stwierdził, że odtąd historia powinna zawierać więcej „wątku ojczystego”. Co pan o tym myśli?
Leszek Kołakowski pisał niegdyś, że przedstawiciele materializmu dialektycznego mieli spory kłopot z odnalezieniem „walki klas” w historii wszystkich krajów, gdzie ta doktryna obowiązywała – np. ustroju feudalnego. Z tym samym kłopotem będziemy mieli do czynienia w przypadku „historii z polskiej perspektywy”. Jak znaleźć „wątek ojczysty” np. w czasach, kiedy Polski jeszcze nie było?

No to zróbmy eksperyment. Prześledźmy najnowszą historię Polski z punktu widzenia „wątków ojczystych”. Jak by to wyglądało?
Odzyskanie niepodległości w 1918 r. – tutaj nie wyróżniłbym szczególnie żadnej z postaci. Jeśli miałbym jednak wskazać na twórców niepodległości, byłaby to grupa ludzi: obok Piłsudskiego na pewno Roman Dmowski, Ignacy Daszyński, Wincenty Witos. Endekiem nie jestem, ale Dmowski miał jasną i określoną koncepcję odrodzenia Polski i skutecznie do niej dążył – w odwrotności do Piłsudskiego, który wyraźnie źle obstawił zwycięzcę w wojnie światowej. Prawda jest jednak taka, że rację miał książę Adam Jerzy Czartoryski z Hotelu Lambert – Polska powstała w wyniku zbiegu szczęśliwych okoliczności międzynarodowych. Po prostu zaborcy upadli. Nie rozumiem tylko dzisiejszego uwielbienia PiS dla Józefa Piłsudskiego – przecież był on socjalistą, a jego orzełek na czapce był bez korony. Wyrzekł się też katolicyzmu i zaledwie osiem lat od odzyskania niepodległości zniszczył polską demokrację przewrotem majowym.

Przewrót majowy?
Nazywam to „puczem”, „zamachem stanu” lub „przewrotem wojskowym”. Wtedy został zniszczony polski parlamentaryzm, który był przecież bardzo młody. Dla mnie sanacja to okres Polski autorytarnej, której hasła wykorzystuje autorytaryzm obecnej władzy. Proszę zwrócić uwagę na podobieństwa w przekazie propagandowym: sanacja to przecież „uzdrowienie” życia politycznego II RP, a dziś „dobra zmiana”, czyli naprawienie III RP.

45 lat rządów komunistów?
W tym wypadku rządzący mają pewien problem. Jeszcze niedawno Edward Gierek był dla PiS pozytywnym bohaterem – pamiętam słowa Jarosława Kaczyńskiego o Gierku jako komunistycznym patriocie, który chciał silnej Polski, a dzisiaj, przy okazji zabierania emerytur polskim policjantom i żołnierzom, jest już przedstawicielem „zbrodniczego systemu”, z którego Polska dopiero teraz się oswobadza. Historyczna narracja PiS zależy wyłącznie od decyzji prezesa partii rządzącej. Niektórych nazywa się „czerwoną hołotą”, jeśli należą do innej partii lub mają inny światopogląd, a niektórym daje się wysokie stanowiska, mimo że pełnili funkcje prokuratorskie w zbrodniczym systemie.

A podczas lekcji o III RP gryzie się pan w język?
Zdaję sobie sprawę, że w każdej chwili do dyrektora może przyjść donos lub skarga na to, co mówię. Ja takich przypadków na razie nie miałem, ale wiem, że się zdarzają.

I ostatnie wielkie wydarzenie historyczne: katastrofa smoleńska.
Kiedy w mediach znowu pojawia się jakaś sensacyjna informacja na ten temat, między uczniami zaczynają się dyskusje. O polityce dużo rozmawia się w domach. Włączam je w swoje lekcje.

Czego będzie pan uczył za 20 lat o czasach, w których żyjemy dzisiaj?
Trudne pytanie. Myślę, że za parę dekad będę wierny mojej zasadzie: uczyć bez oceny moralnej, zgodnie z ustaleniami kolegów naukowców.

Reporter Marcin Kącki, który opisał dzisiejszy Białystok niepotrafiący przerobić swojej historii, pokazuje młodych ludzi, którzy na jednym ramieniu mają tatuaż Polski Walczącej, na drugim swastykę.
Młodzi żyją dzisiaj w natłoku sprzecznych informacji o świecie. Nie zawsze mają szansę wyrwać się z szarej codzienności, zdobyć lepsze wykształcenie i pracę. Ich frustracja sprzyja łatwej ideologizacji. Takiemu młodemu chłopakowi ze ściany wschodniej wmawia się: jeśli w życiu jest ci źle, nie jest to twoja wina, wina leży po stronie jakiejś obcej siły. Istnieje ktoś, kto stoi nam, prawdziwym Polakom katolikom, na przeszkodzie, i tego kogoś trzeba wyeliminować. Kiedy ja widzę dziś, jak przez Polskę maszeruje ONR, dla mnie, historyka, to niezwykle przykre. A jeszcze bardziej przykre jest dlatego, że patronem tych wydarzeń jest Kościół katolicki.

Ci, którzy maszerują, to ludzie mojego pokolenia. Urodzeni na przełomie lat 80. i 90., wychowani w wolnej Polsce. W czasach, w których na historii można było swobodnie uczyć o zbrodniach faszyzmu i nazizmu. Więc skąd ta ich ignorancja?
To, o czym już mówiłem: nierówności społeczne, brak szans na życiowy rozwój sprzyjają zasiewaniu w głowach radykalnych poglądów. Innej odpowiedzi nie mam.

A co zrobił ich nauczyciel historii, żeby przez 27 lat wolnej Polski wbić do głowy tym dzieciakom, co w historii było dobre, a co złe?
Nie ma złej czy dobrej historii. Trzeba ją tylko traktować jak naukę, a nie wyznanie wiary.

A dobrzy i źli nauczyciele?
Wszyscy jesteśmy teraz w niezwykle trudnej sytuacji. Można nie zauważyć, że już uległo się wpływowi swoich czasów albo własnych przekonań. Właśnie dlatego zacząłem wśród kolegów propagować pojęcie „klauzuli sumienia historyka”, żebyśmy nie zapomnieli, jaka jest nasza rola.

Trzeba też jednak pamiętać, że najlepsza edukacja nie gwarantuje nam, że w umysłach młodych ludzi nie zrodzą się radykalne poglądy. Dwa lata temu miałem dobrego ucznia. Angażował się w naukę historii, miał bardzo dobre wyniki. Wiedział o dziejach narodowych wystarczająco dużo, by wyrobić sobie o nich własne zdanie, a mimo to właśnie on z całej klasy został członkiem ruchu narodowego. Dziś głosi hasła o nieustannej walce o odkłamywanie historii. Mimo to musimy nieustannie edukować i pokazywać, jak jedno wydarzenie może być różnie interpretowane w historiografii.

Opłaca się uczyć różnych spojrzeń?
Ja w to wierzę. Wie pan, barbarzyńcy nie zawsze wygrywają. A historia totalitaryzmów pokazuje, że kończą zawsze tak samo – na śmietniku historii.

Ciągle wierzy pan w swój zawód?
Tak, bo wierzę w człowieka, więc także w historyka – w jego kompetencje, mądrość i wierność powołaniu. Sędziowie walczą dziś w Polsce o to, żeby swój zawód wykonywać uczciwie i zgodnie ze sztuką zawodową. Ja jako historyk walczę o to samo.

rozmawiał Mariusz Sepioło

***

Arkadiusz Kierys, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Autor książek i publikacji, prezes Stowarzyszenia Rojsty, propagującego edukację humanistyczną wśród młodzieży. Nauczyciel historii w ZS UMK Gimnazjum i Liceum Akademickim oraz I Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Polityka 50.2017 (3140) z dnia 12.12.2017; Społeczeństwo; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Barbarzyńcy nie zawsze wygrywają"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną