Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Armia śpiochów

Twitterowe boty do politycznej roboty

Nawet co trzeci wpis o tematyce politycznej na polskim Facebooku (22 mln użytkowników) i Twitterze wysyłają boty na polityczne zamówienie. Nawet co trzeci wpis o tematyce politycznej na polskim Facebooku (22 mln użytkowników) i Twitterze wysyłają boty na polityczne zamówienie. Guy Crittenden / Getty Images
Zbliża się nie kampania wyborcza, ale wojna totalna – alarmują analitycy internetu. Tylko w ciągu trzech tygodni listopada na Twitterze powstało 10 tys. kont udających prawdziwe.
Boty wykorzystywane są w politycznym dyskursie do fingowania poparcia społecznego lub jako forma nacisku udającego społeczny.Cienpies Design/PantherMedia Boty wykorzystywane są w politycznym dyskursie do fingowania poparcia społecznego lub jako forma nacisku udającego społeczny.

„Dobra, to odpalam bombę. 10 tys. uśpionych botów od 31 października obserwuje twitterowe konta wszystkich liderów opinii publicznej w Polsce. Wiecie, co to znaczy? Że zaczęła się wyborcza wojna informacyjna w Polsce!” – napisała na wstępie swojej analizy Anna Mierzyńska, specjalistka od mediów społecznościowych, zajmująca się badaniem przekazu w internecie. Boty to imitujące ruch prawdziwych użytkowników automaty, służące m.in. do rozpowszechniania spamu, szkodliwych linków i dyskredytowania polityków. Mierzyńska prześledziła ruchy na Twitterze z przypadkowych trzech tygodni listopada. Fikcyjne konta, na które trafiła, nie mają nawet zdjęć profilowych i żadnych danych o właścicielu. Milczą, nic nie wrzucają, choć z założenia Twitter służy przecież do wymiany myśli między użytkownikami. Z reguły są wyposażone w niewielką liczbę obserwujących, ale równocześnie to one śledzą dużą liczbę innych profili – do stu kilkudziesięciu kont osób publicznych – dziennikarzy i polityków. W tym Patryka Jakiego i Pawła Trzaskowskiego, którzy akurat wtedy ujawnili swoje aspiracje do prezydentury w Warszawie. Ale też konto Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny. Ten ostatni ma już zresztą od jakiegoś czasu armię milczących obserwatorów. Z analizy przeprowadzonej przez profil @SocialowaSowa, zajmujący się monitoringiem mediów, wynika, że spośród ponad 100 tys. obserwujących konto szefa Platformy prawie połowa (46 tys.) nigdy nie opublikowała żadnego tweetu. Znaczna część (ponad 39 tys.) nie ma zdjęcia, a prawie wszystkie zostały założone w tym roku. W przypadku kont Trzaskowskiego i Jakiego jest jeszcze gorzej. Analizy ich profili wykazują, że tylko co dziesiąty z obserwujących je użytkowników internetu nie jest botem.

Strategie wojny

Anna Mierzyńska przekonuje, że ruch na internetowych kontach ma związek z przyszłymi wyborami samorządowymi. Według niej szykuje się wojna informacyjna, której celem jest wpływanie na nastroje społeczne przez przekazywanie nieprawdziwych informacji, podkręcanie emocji (aż do tych skrajnych), wpływanie na to, jak realni użytkownicy internetu oceniają dyskusję, wreszcie kolportowanie fałszywych wiadomości wśród innych czytających, ale też wśród dziennikarzy i polityków. W przypadku fake newsa, zanim ktoś sprawdzi informację, zwykle zaczyna ona żyć własnym życiem. Na takiej wojnie cyfrowi żołnierze to coś jak piechota wyposażona w odpowiedni zasięg. Treści podrzucają oficerowie. Generałowie delegują oficerów.

Z kolei z badań Roberta Gorwy, doktoranta z Oxford Internet Institute na uniwersytecie w Oxfordzie, na temat propagandy w polskim internecie wynika, że jesteśmy na wyjątkową w Europie skalę dotknięci polityczną propagandą. Zdaniem badacza nawet co trzeci wpis o tematyce politycznej na polskim Facebooku (22 mln użytkowników) i Twitterze wysyłają boty na polityczne zamówienie. Gorwa mówi wręcz o przemyśle zajmującym się tworzeniem fałszywych tożsamości w mediach społecznościowych, trollingiem (w tym kampaniami nienawiści i prześladowań) oraz rozsiewaniem fake newsów. Gdy przeanalizował aktywność na 50 ważnych politycznie kontach na Twitterze, okazało się też, że za dużą część aktywności w dyskusjach politycznych odpowiada zaskakująco niewielka liczba kont. Na Twitterze garstka najaktywniejszych prawicowych kont była odpowiedzialna za aż 20 proc. politycznych wpisów i roznieconych dyskusji. Liczba prawicowych profili o cechach typowych dla botów okazała się dwukrotnie większa niż lewicowych.

Boty wykorzystywane są w politycznym dyskursie również do fingowania poparcia społecznego lub jako forma nacisku udającego społeczny. Na przykład po informacjach o wymianie premier Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego 5 grudnia konto o nazwie Brat Wodza (bez danych) utworzyło typowo piarowski hasztag „PBS Nasz Premier”. Na to hasło zareagowało zaraz, wyglądające na bota, utworzone w lipcu i dotąd martwe konto „R@guc_io”. Pierwszego tweeta „R@guc_io” zamieszcza w języku angielskim. A potem kopiuje z innych kont wiadomości typu: „Jestem wyborcą PiS i ŻĄDAM, by Premierem RP była Szydło”, „Czy wziąłbyś udział w manifestacji poparcia Premier Beaty Szydło”. Już jednak wiadomo, że PiS, bieglejszy w prowadzeniu wojen internetowych, przed nadchodzącą kampanią samorządową zamierza w większym stopniu posłużyć się też sympatykami. W ostatnich wyborach w każdym z okręgów wyborczych partia powołała regionalnych szefów kampanii internetowej. Wyprodukowano nawet spot zagrzewający internautów z PiS do aktywności: „Bezsenne noce. Duuużo bezsennych nocy. Więcej kawy. Tweet, tweet, tweet”. Co zagrzani do walki wyborcy wrzucą do internetu, boty natychmiast wyłapią, zwielokrotnią i podbiją.

Kierowanie protestami

Po lipcowych protestach w sprawie sądów prawa strona głośno zarzucała lewej prowadzony w internecie astroturfing, czyli manipulowanie opinią publiczną przez fikcyjne wpisy. Sieć została w tamtym czasie zalana setkami tweetów: [protesty przed sądami] „to nie bunt, lecz skoordynowana akcja marketingu politycznego. #Astroturfing”. Stanisław M. Stanuch, dziennikarz i analityk internetu, to sprawdził. Ze względu na liczbę kont biorących udział w akcji uznał, że internetowe protesty w sprawie sądów to autentyczny, oddolny ruch użytkowników Twittera. Ale gdy przyjrzał się samym tym kontom, znalazł wśród nich takie, które mają cechy botów. Choćby @chriss19720722, który opublikował w lipcu ponad 10 tys. tweetów, po kilkaset dziennie. Dziennikarz dopatrzył się też wśród kont potencjalnie całej farmy kont-botów, założonych jednego dnia.

Z kolei platforma Digital Forensic Research Lab (@DFRLab) przeprowadziła podobną analizę, ale dotyczącą kampanii przeciw wykorzystywaniu astroturfingu w dyskusji o sądach. Okazało się, że właśnie ona miała wyraźne znamiona astroturfingu. @DFRLab przeskanowała ponad 15 tys. tweetów od prawie 2,5 tys. użytkowników. 50 najbardziej aktywnych użytkowników, którzy zamieścili dwa hasztagi (#StopAstroTurfing i #StopNGOSoros), to autorzy ponad jednej trzeciej wszystkich zebranych tweetów! W ciągu dwóch godzin 22 lipca (między 19.00 a 21.00) 10 najbardziej aktywnych użytkowników wysyłało jeden tweet co cztery sekundy. To zachowanie typowe dla botów – stwierdził @DFRLab.

Polska ze swoją skalą upolitycznienia internetu jest wyjątkiem w Europie, ale nie na świecie. Armią botów zneutralizowano niedawno masowe protesty po ostatnich wyborach do rosyjskiej Dumy. Manifestanci zwoływali się w Moskwie i innych miastach przez internet, w serwisach społecznościowych zaczęły się jednak natychmiast ataki na przywódców protestów. Wyjaśnienie znalazło się po kilku miesiącach: jedna z agencji zajmujących się bezpieczeństwem w sieci poinformowała, że za nagonkę odpowiadały tysiące botów, stworzonych wiele miesięcy wcześniej i czekających na okazję do działania.

Coraz powszechniej boty wykorzystywane są też przy kampaniach wyborczych w USA. Jak podaje raport „Fake news, czyli jak kłamstwo rządzi światem”, konta będące botami odpowiadały za ponad 18 proc. wszystkich postów dotyczących ostatniej kampanii wyborczej w USA. W skali globalnej szacowany odsetek zautomatyzowanych kont na Twitterze waha się między 9 a 15 proc., co przy 328 mln aktywnych użytkowników daje 29–49 mln kont. Stosunkowo nieliczna grupa może łatwo stworzyć iluzję dominacji, wykorzystując np. cytujące się nawzajem fałszywe konta.

Autorzy raportu o fake newsach piszą też, że do rozprzestrzeniania fałszywych informacji dziś nawet nie trzeba już tworzyć fikcyjnych kont. W sieci działają serwisy produkujące fałszywe zrzuty ekranowych postów i tweetów. W kilka minut można zmanipulować bądź w ogóle zmyślić wypowiedź danej osoby. I w Polsce mieliśmy taką historię: chodzi o artykuł, który znalazł się na portalu Niezależny Dziennik Polityczny – strefa wolnego słowa pt. „Bartłomiej Misiewicz ostro o gen. Waldemarze Skrzypczaku”. Tekst powstał na podstawie printscreena, rzekomo pochodzącego z nieoficjalnego facebookowego profilu rzecznika MON, który okazał się fałszywy. Błyskawicznie rozszedł się w internecie. W publikacjach nawiązały do niego m.in. OKO.press, TOK FM, niezalezna.pl i autorzy z salonu24. W międzyczasie „nieoficjalny profil Misiewicza” zniknął z Facebooka.

Krytyka z importu

Sam portal Niezależny Dziennik Polityczny niektórzy uważają za robotę rosyjskich służb w Polsce. Dziennikarze OKO.press starali się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Redaktor naczelny i zarazem założyciel nie spotkał się z nimi, a jego liczni znajomi z Facebooka mówili, że nie poznali go osobiście. Samo zdjęcie profilowe jest kradzione i należy – jak ustalili dziennikarze OKO.press – do litewskiego ortopedy. Piszący dla portalu dziennikarz ma na swoim profilu fotografię mężczyzny z Nowego Jorku.

O witrynie tego portalu jako prawdopodobnie najbardziej dezinformującej ze wszystkich analizowanych wspomina też raport Centrum Stosunków Międzynarodowych z projektu „Wojna informacyjna w Internecie. Ujawnianie oraz przeciwdziałanie prokremlowskiej dezinformacji w Europie Środkowej i Wschodniej”, współfinansowanego przez Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki. Chodziło o analizę narzędzi wykorzystywanych przez Kreml w celu manipulowania opinią publiczną oraz wpływania na środowisko polityczne, m.in. w Polsce. Portal Niezależny Dziennik Polityczny ma w Polsce spory zasięg. Jest na YouTube, jego artykuły dystrybuowane są przez takie strony, jak Neon24.pl czy wiernipolsce1. Posty z odnośnikami powielane są przez anonimy na forach dyskusyjnych i blogach. Dotyczy to mediów, nie tylko prawicowych, ale też liberalnych, jak np. Radio TOK FM. Notabene – co zaznaczają autorzy raportu – używanie blogów i sekcji komentarzy na stronach serwisów informacyjnych to najczęstsza metoda stosowana u nas do dystrybucji dezinformacji.

Autorzy raportu piszą, że rosyjskie trolle są bardzo aktywne w Polsce. Często można spotkać ich komentarze na popularnych portalach informacyjnych – Wp.pl, Onet.pl i Interia.pl – pod artykułami dotyczącymi głównie tematów NATO, UE i Rosji. Czasami można je rozpoznać po braku polskich znaków, jak „ł”, „ó”, „ż” oraz stosowaniu prokremlowskiej argumentacji. Pod opublikowanym w Onet.pl artykułem „NATO musi przygotować się do rosyjskiej inwazji”, dotyczącym raportu Atlantic Council „Zbroić się, aby odstraszyć”, liczba komentarzy wynosiła ponad 2 tys. Wśród nich były takie, jak: „Polska będzie zniszczona przez bombę atomową”, „Polska będzie osamotniona”, „Amerykański przemysł zbrojeniowy dąży do wojny”, „Żydzi są winni”.

Co ciekawe, wydaje się, że większość stron wykorzystywanych przez rosyjskie służby w Polsce jest robiona u nas, na miejscu. Z 50 analizowanych prorosyjskich stron największy zasięg miały: wolna-polska.pl, www.dzienniknarodowypl, zmianynaziemi.pl, alexjones.pl, www.pch24.pl. Anna Mierzyńska podkreśla, że także wykryte przez nią, utworzone na Twitterze w listopadzie, konta botów mogą być powołane do życia właśnie przez Rosję. Z jej doświadczenia wynika bowiem, że gdy jakieś polskie ugrupowanie zleca wsparcie swojej działalności przez boty, obserwują one wyłącznie osoby związane z opcją polityczną zleceniodawcy.

Z kolei Adam Haertle, analityk portalu Zaufana Trzecia Strona, zawodowo zajmujący się bezpieczeństwem informacji, zauważa, że od dwóch lat automaty na polskiej scenie wspierają raz jedną stronę sporu politycznego, raz drugą. – Moim zdaniem chodzi w tym o zwiększenie podziałów, co bez wątpienia jest związane ze stosowaną strategią wpływu Rosji, grą na osłabianie przeciwników przez polaryzację ich społeczeństwa, co całkiem dobrze wyszło im w USA – mówi. W jego przekonaniu sukces zaskoczył samą Rosję. – Mogą pójść za ciosem. Jeżeli tylko Rosjanie uznają, że mają tutaj jakiś interes, a bez wątpienia z ich punktu widzenia geopolitycznego jakiś ich interes jest, to mogą podejmować działania w tym obszarze – dodaje.

Z kolei Stanisław M. Stanuch zauważa ostrożnie, że to, co obserwujemy – tysiące uśpionych kont – to nie są jeszcze właściwe boty dezinformacyjne. Te udają normalnych użytkowników i starają się wzbudzić zaufanie jak największej liczby twitterowiczów. Ich czas dopiero przed nami.

współpraca Martyna Siudak

Polityka 50.2017 (3140) z dnia 12.12.2017; Społeczeństwo; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Armia śpiochów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną