Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Bogaci duchem

Przybywa zamożnych Polaków

Polacy swoje bogactwo budują mrówczą pracą i liczeniem każdej złotówki. Tych, którzy robią oszczędności, ciągle jest mniej niż tych, którzy ich nie mają. Polacy swoje bogactwo budują mrówczą pracą i liczeniem każdej złotówki. Tych, którzy robią oszczędności, ciągle jest mniej niż tych, którzy ich nie mają. PantherMedia
Krzywa satysfakcji ekonomicznej Polaków układa się w uśmiech. Ci, co mieli dużo, mają jeszcze więcej. Ci, co nie mieli nic, mają trochę więcej. A na dole jest klasa średnia, która musi ten sukces sfinansować.
Rynek dóbr luksusowych nadal jest papierkiem lakmusowym polskiego bogactwa.welcomia/PantherMedia Rynek dóbr luksusowych nadal jest papierkiem lakmusowym polskiego bogactwa.
Transfery socjalne w połączeniu ze wzrostem płac o 4,2 proc. spowodowały, że Polakom od niemal 10 lat tak szybko nie poprawiała się jakość życia.Igor Morski/Polityka Transfery socjalne w połączeniu ze wzrostem płac o 4,2 proc. spowodowały, że Polakom od niemal 10 lat tak szybko nie poprawiała się jakość życia.

Artykuł w wersji audio

Pod koniec zeszłego roku badacze z Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) postanowili sprawdzić, czy Polakom żyje się lepiej. – Odpowiedź zaskoczyła nawet nas samych. Z ankiet wynika, że żyje się nam najlepiej od 1989 r. – mówi Małgorzata Omyła-Rudzka, jedna z autorek badania. Bez wątpienia to rezultat rosnącej od wielu lat zamożności Polaków, a nie po prostu efekt rządów PiS. Niemniej Polacy, mający opinię wiecznych narzekaczy, zaskoczyli socjologów skalą optymizmu. Po raz pierwszy od czasu przemian ekonomicznych liczba optymistów przekroczyła 50 proc. i przewyższyła liczbę tych, którzy stan narodowej gospodarki oceniają negatywnie.

Na wieczne niepokoje rodaków kojąco podziałało rekordowo niskie bezrobocie (6,6 proc.), najwyższy od sześciu lat wzrost gospodarczy (4,2 proc.) i dobra kondycja budżetu związana według rządzących z uszczelnieniem wpływów podatkowych. Po raz pierwszy w długiej historii badań CBOS odsetek gospodarstw domowych żyjących na kredyt jest niższy niż posiadających oszczędności. Według danych Narodowego Banku Polskiego w ciągu ostatnich 10 lat aktywa finansowe Polaków wzrosły niemal dwukrotnie i sięgnęły prawie 2 bln zł. Sukces widać nawet za granicą. W 2015 r. Polska znalazła się w elitarnej pierwszej czterdziestce (36. miejsce) państw o najwyższej jakości życia.

Można powiedzieć, że jest już tak dobrze, że nie można się nadziwić, dlaczego jest tak źle. – Ten sukces ma swoich bohaterów, na barkach których został zbudowany. Rachunek za ogólnie dobre samopoczucie Polaków dostają głównie mieszczanie, bo ciężko w naszych realiach w ogóle mówić, że mamy jakąś klasę średnią. Z ich perspektywy wcale nie jest tak różowo – mówi prof. Tomasz Szlendak, socjolog.

Milion milionerów

Według danych KPMG w Polsce w 2016 r. liczba dobrze zarabiających Polaków przekroczyła magiczną barierę miliona. – Bogaceniu się Polaków pomagają światowa koniunktura, wyniki, jakie osiąga polska giełda, i coraz lepsze wskaźniki ekonomiczne polskiej gospodarki – mówi Andrzej Marczak, partner z KPMG współautor raportu o rynku dóbr luksusowych w Polsce.

O tym, na którym szczeblu ekonomicznej drabiny stoją Polacy, najłatwiej można się przekonać, analizując progi zamożności, bogactwa i prawdziwego bogactwa. Według metodologii KPMG osoba zamożna to taka, której miesięczny dochód przekracza 7,1 tys. zł brutto. Bogatym jest każdy, kto zarabia ponad 20 tys. zł. A bardzo bogaty to ten z dochodami powyżej 50 tys. zł. Co według deklaracji podatkowych daje w sumie 42 tys. bardzo bogatych Polaków.

Z perspektywy Wałbrzycha czy Skarżyska-Kamiennej 7 tys. brutto może wydawać się kwotą niebotyczną. Daleko odbiegającą nie tylko od realiów Polski powiatowej z realną płacą ciągle na poziomie 2,5–3 tys. zł, ale też zbliżającą zarobki do tego, co można dostać za granicą. Tyle w Niemczech może zarobić pomoc kuchenna. Z punktu widzenia Warszawy czy Poznania 7 tys. zł brutto głowy nie urywa. Po odliczeniu raty za kredyt mieszkaniowy, opłaceniu opiekunki do dziecka, która jest wymuszonym standardem dla osób pracujących po 10 godzin dziennie, i uiszczeniu rachunków, w portfelu zostaje jakieś 2,5 tys. zł. Dużo i mało jednocześnie. – Polski paradoks polega na tym, że można być milionerem i niekoniecznie wiązać koniec z końcem. O skali bogactwa Polaków, oprócz dochodów, decyduje głównie nieruchomość. A wiele z nich kupionych zostało na kredyt, i to w czasie rynkowej górki – tłumaczy Paweł Wojciechowski, były minister finansów. Nieruchomości to największy majątek przeciętnego Kowalskiego. Pod względem posiadania bijemy na głowę nawet dużo bogatszych Niemców.

Według raportu przygotowanego przez Narodowy Bank Polski 76,4 proc. Polaków jest właścicielami zamieszkiwanej przez siebie nieruchomości. Wśród Niemców tylko 44,2 proc. mieszka na swoim. Nie muszą. Ceny wynajmu na Zachodzie są na tyle niskie, że kredytowa pętla zaciągana na 30, nawet 40 lat życia, czyli niemal cały okres aktywności zawodowej, to w tamtych realiach rzadkość. Duży wpływ na to miało państwo, które stymulowało rozwój rynku mieszkaniowego. W Polsce państwo po 1989 r. w tej dziedzinie abdykowało. Mieszkaniówka rozwijała się w myśl zasady: umiesz liczyć, licz na siebie.

W efekcie mieszkanie jest nie tylko podstawowym źródłem majątku Polaków, ale również najpopularniejszą formą inwestycji. Według danych KPMG aż 64 proc. bogatych Polaków deklaruje, że inwestuje w nieruchomości. Rekordziści przyznają się do posiadania nawet 100 mieszkań. Im optymizmu nie brakowało również wcześniej.

Z badań CBOS wynika, że największym optymizmem powiało wśród ekonomicznych szaraków. Tych, którzy z niedowierzaniem przyjmowali, że średnia pensja w Polsce przekracza 4 tys. zł brutto. A dziś mają pieniądze na coraz wyższy poziom życia. Po latach zaciskania pasa Polacy rzucili się w konsumpcyjny wir.

Więcej (prawie) wszystkiego

Analizując skalę szczęścia po polsku, warto zaznaczyć, z jakiego pułapu startowaliśmy. W 1993 r. ze swojego poziomu życia zadowolonych było 3 proc. respondentów CBOS, co w socjologii może stanowić próg błędu statystycznego. Dziś podobne deklaracje składa 26 proc. badanych. Poziom satysfakcji ma swoje realne odzwierciedlenie w liczbie posiadanych przedmiotów, która w przypadku polskich gospodarstw domowych stale rośnie. W niektórych segmentach wręcz w tempie geometrycznym (telefony komórkowe i laptopy).

W kraju, w którym jeszcze w latach 60. poprzedniego wieku oznaką luksusu był dostęp do bieżącej wody i posiadanie toalety w mieszkaniu, dziś brak pralki automatycznej uchodzi za oznakę skrajnej biedy i wykluczenia społecznego. Pralki nie ma zaledwie 3 proc. ankietowanych. Podobnie jest z telefonem komórkowym, którego posiadanie deklaruje 95 proc. badanych. Triadę domowego must have zamyka telewizor z płaskim ekranem, który posiada 86 proc. respondentów CBOS. Przy czym przy telewizorze warto się zatrzymać, bo urządzenie, które 50 lat temu było synonimem bogactwa, dziś właściwie wyklucza z tego kręgu. W badaniu, którym firma doradcza KPMG od ośmiu lat mierzy poziom zamożności Polaków, brak telewizora albo niekorzystanie z niego deklaruje coraz więcej osób spełniających kryteria bogactwa. Niemal połowa z nich w ogóle nie ogląda telewizji. A liczba osób zamożnych rezygnujących z tego urządzenia stale rośnie. W czym wydatny udział ma również „dobra zmiana”, która dotknęła media publiczne.

Polacy przeżywają także spóźnioną rewolucję motoryzacyjną. 75 proc. deklaruje posiadanie samochodu. Z czego 23 proc. ma dwa samochody. A kolejne 5 proc. aż trzy. Jednocześnie o skali zjawiska najwięcej mówi jego skrajny biegun, czyli rynek aut luksusowych, który w Polsce ciągle właściwie nie istnieje. Liczbę sprzedanych egzemplarzy w Polsce podaje się w sztukach, a nie w tysiącach, jak w innych krajach rozwiniętych. Rynek jest tak płytki, że można podawać dokładne liczby w rozbiciu na marki. W zeszłym roku liderem sprzedaży było Maserati, którego auta kupiło 88 Polaków. Spośród aut naprawdę luksusowych sprzedał się jeden lotus i 7 rolls-royce’ów. Do magicznej bariery tysiąca sprzedanych aut luksusowych w tym tempie dochodzić będziemy przez kolejnych 30 lat.

Lepiej radzą sobie marki premium, na które jest coraz większy apetyt nad Wisłą. Sprzedaż topowych modeli Mercedesa czy BMW podawana jest już w tysiącach egzemplarzy i, według szacunków analityków rynku, ciągle będzie rosła. W zeszłym roku Mercedes wszedł do pierwszej dziesiątki najlepiej sprzedających się aut. A branża z zachwytem odnotowała, że po raz pierwszy w tym stuleciu sprzedaż nowych aut przekroczyła pół miliona. Biorąc pod uwagę wielkość rynku, to sukcesik. Ale takie są realia polskiego rynku nowych aut. Kupujemy stare, bo na takie nas stać. – Jeśli droga marka samochodowa reklamuje się w telewizji publicznej, to nie można nie zauważyć, jaki jest trend. Jednocześnie, znając ceny tej firmy, trzeba się liczyć z rosnącą frustracją większości widzów, którzy kontakt z marką zakończą jedynie na poziomie oglądnięcia reklamy – mówi prof. Szlendak.

Rzeczywista skala motoryzacyjnego sukcesu kryje się w wieku polskich aut i ich stanie technicznym, który w Polsce jest ciągle na żenująco niskim poziomie. – Mam klientów, którzy przyjeżdżają do mnie porsche cayenne, bo nie stać ich na opłaty w autoryzowanym serwisie. Kombinują z używanymi częściami, szukają zamienników z innych aut. Więcej w tym aspiracji niż pieniędzy – mówi Paweł Suwała, właściciel warsztatu samochodowego w Starachowicach. Handlarze ściągający auta z zagranicy coraz częściej nastawiają się na samochody drogie. – Polak lubi się pokazać. Jak tylko da się ładnie odpicować, to może być nawet auto bite. Duży silnik nie ma problemu, założy się gaz. Niemiec umarłby ze zgrozy, jakby ktoś zaproponował mu zagazowanie jego bmw – mówi Andrzej, handlujący samochodami od prawie 20 lat. Z branżowych i socjologicznych analiz wynika, że Polska jeszcze długo będzie samochodowym śmietnikiem Europy.

Na skali zamożności pojawiły się również nowe urządzenia. Standardem staje się zmywarka do naczyń (42 proc.), tablet (37 proc.). Do kanonu AGD wdzierają się również suszarki do prania. Sprzęt, który przez lata można było oglądać głównie w amerykańskich filmach, dziś jest jednym z tych, których sprzedaż rośnie coraz szybciej. W tym wypadku aspiracje Polaków zderzyły się jednak z rzeczywistością. Największą barierę w sprzedaży suszarek nie stanowi cena, ale rozmiary polskich łazienek. Oferujemy sprzęt, który można ustawiać jeden na drugim. Modele mają wsady od przodu, a nie od góry. Ale mimo wszystko polskie łazienki są po prostu małe. Dla klientów posiadających takie ograniczenia mamy rozwiązanie pośrednie w postaci pralko-suszarki. Suszarki to bardzo obiecujący segment rynku – mówi Olaf Krynicki, rzecznik prasowy firmy Samsung.

W zasadzie w elektronice domowej gonimy czołówkę Europy. Wyjątkiem są e-czytniki do książek. Posiada je zaledwie 7 proc. ankietowanych, co samo w sobie nie boli tak bardzo, jak deklaracja 82 proc. badanych, że do niczego to urządzenie nie jest im potrzebne. Dane są alarmujące, bo jednocześnie drastycznie spada również liczba osób deklarujących posiadanie zbioru co najmniej 50 sztuk książek. W 2011 r. taką deklarację składało 54 proc. ankietowanych. W zeszłym roku 10 proc. mniej.

Zaparkować w Arkadii

Duży udział w ekonomicznym cudzie miał program 500+, który według CBOS podniósł średni rozporządzalny dochód beneficjentów programu o prawie 20 proc. Co dużo mówi o prawdziwym bogactwie Polaków, skoro dodatkowe 500 zł może stanowić taką różnicę w domowym budżecie.

Transfery socjalne w połączeniu ze wzrostem płac o 4,2 proc. spowodowały, że Polakom od niemal 10 lat tak szybko nie poprawiała się jakość życia. Coraz mniej boimy się już biedy. A nawet zupełnie inaczej ją postrzegamy. Według części ankietowanych przez CBOS bieda jest wtedy, kiedy nie stać nas na wakacje albo przeprowadzenie remontu. W efekcie w wyobrażeniu biedy daleko w tyle zostawiliśmy urzędowe wskaźniki. Według Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej próg interwencji socjalnej zaczyna się poniżej 514 zł na członka rodziny. Polacy niesieni falą koniunktury uważają, że granica ubóstwa zaczyna się poniżej 918 zł. Wyobrażenia przekładają się na realia. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego mocno spada procent osób dotkniętych skrajnym ubóstwem. W 2015 r. wynosił 6,5 proc., rok później spadł poniżej 5 proc.

O tym, jak polepszyło się Polakom, samemu można było się przekonać, próbując przed świętami zaparkować w Centrum Handlowym Arkadia (nawet dwie godziny oczekiwania na wolne miejsce) albo zarezerwować świąteczny pobyt w SPA. Mimo że hotelarze wykorzystali koniunkturę i ceny poszybowały, wolne miejsca schodziły na pniu. – Wyjazd do SPA to jedna z niewielu finansowych ekstrawagancji bogatych Polaków. Ich śladem podążają również ci, którym finansowo powodzi się nieco gorzej. Oczywiście wybierają obiekty dostosowane do swoich możliwości – mówi Andrzej Marczak z KPMG. W efekcie większość hoteli w Polsce od kilku lat zamienia się w SPA. Najczęściej głównie z nazwy. – W mojej firmie obowiązywał zakaz brania noclegów w SPA w czasie delegacji. Rok temu musieli go cofnąć, bo teraz co drugi hotel tak się nazywa i nie można było znaleźć noclegu – mówi Paweł, przedstawiciel medyczny.

Z raportu KPMG wynika, że bogaci za weekend w SPA gotowi są zapłacić 4,6 tys. zł za dwie osoby. Według szacunków branży hotelarskiej Kowalski chce mieć to samo za maksymalnie 1,5 tys. zł. I dostaje. Oczywiście kosztem jakości. – Klient nasz pan, u nas nikogo nie dziwi, że klient przyjeżdża do SPA, ale kolacje przynosi z Biedronki i wyjada z reklamówki w pokojowym zaciszu. Przecież to wszystko po śmieciach widać – mówi menedżerka jednej z sieci hoteli.

Rynek dóbr luksusowych nadal jest papierkiem lakmusowym polskiego bogactwa. W 2016 r. w trzech województwach w Polsce nie było ani jednego pokoju o standardzie pięciu gwiazdek. A nawet bogaci deklarują, że drogie buty to te kosztujące 350 euro. Na Zachodzie podobna cena nie zwala większości klientów z nóg. To dlatego najdroższe marki modowe ciągle omijają Polskę, a ponad 90 proc. bogatych Polaków deklaruje, że ubrania kupują za granicą albo przez internet. Próba stworzenia zatoki luksusu w obrębie warszawskiego placu Trzech Krzyży okazała się porażką. Wartość polskiego rynku luksusowej odzieży jest niemal pięć razy mniejsza niż w Rosji, choć to kraj, w którym luksus obarczony jest ekstremalnie wysokimi marżami.

Polacy swoje bogactwo budują mrówczą pracą i liczeniem każdej złotówki. Tych, którzy robią oszczędności, ciągle jest mniej niż tych, którzy ich nie mają (51 proc. Polaków), ale tendencja jest wzrostowa. Z danych CBOS wynika, że „deklarowany stopień zabezpieczeń, jaki badanym dają zgromadzone przez nich oszczędności, jest obecnie najwyższy, odkąd monitorujemy tę kwestię”. Trudno jednak popadać w przesadny optymizm, przyglądając się tym deklaracjom z bliska. Zgromadzone oszczędności większości Polaków (77 proc.) starczyłyby im na przeżycie miesiąca. – Prawda jest taka, że na tle Europy ciągle jesteśmy biednym krajem, który ma szczęście, że w Unii jest jeszcze Rumunia i Bułgaria, więc nie musimy zamykać peletonu – dodaje Paweł Wojciechowski.

Cena spokoju

Polacy mają jednak ambicje żyć lepiej. I – jak wynika z badań – szczerze wierzą, że tak będzie. Warszawa, która ekonomicznie i mentalnie odjechała od reszty Polski, nie tylko wyznacza trendy, ale również ambicje. – Ile razy dzwonię do centrali i słyszę, że ktoś poszedł na lunch, mam ochotę zapytać, kiedy i u nas będzie się chodziło na lunch, a nie wyciągało kanapkę przyniesioną z domu – mówi Ania, która pracuje w powiatowym oddziale dużego banku. Wysokość pensji w jej firmie jest chroniona zapisami umowy, ale wystarczy popatrzeć, jakie kto nosi buty, żeby się szybko przekonać, że ci z Warszawy daleko odskoczyli od peletonu. Z centrali ciągle straszyli zwolnieniami, ale jak ludzie zaczęli rzucać pracę, to nagle się okazało, że podwyżka nie jest słowem z martwego języka. Tym bardziej że PiS po przejęciu spółek Skarbu Państwa okazał się mało odporny na żądania płacowe. Mundurowi, którzy jako jedni z pierwszych dostali podwyżki, teraz domagają się powrotu do 100 proc. zwrotu za okres chorobowego. Pracownicy Poczty Polskiej dostali aż dwie podwyżki w jednym roku. Co nie szokuje, bo od lat nie podnoszono tam pensji. W niektórych spółkach Skarbu Państwa wypłacono 15, a nawet 17 pensji za zeszły rok. Spokój społeczny ma swoją konkretną cenę.

Polityka 3.2018 (3144) z dnia 16.01.2018; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Bogaci duchem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną