Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Proces

Polski kierowca skazany za przemyt ludzi w Grecji na 58 lat więzienia

Grecki sąd skazał polskiego kierowcę na 58 lat więzienia i zasadził dodatkowo 78 tys. euro grzywny. Grecki sąd skazał polskiego kierowcę na 58 lat więzienia i zasadził dodatkowo 78 tys. euro grzywny. Giorgos Moutafis/Anzenberger Agency / Forum
W ciężarówce polskiego kierowcy greccy policjanci znaleźli 17 Afgańczyków. Sąd uznał, że Polak uczestniczył w przemycie ludzi i skazał go na 58 lat więzienia. To nie pomyłka – pięćdziesiąt osiem lat!
Polski kierowca nie zdążył na prom w greckim Patras.Jean Housen/Wikipedia CC BY 4.0 Polski kierowca nie zdążył na prom w greckim Patras.

Tomasz, lat 47, mieszkaniec Łodzi, jest zawodowym kierowcą od 11 lat. Pracuje w polskim oddziale holenderskiej firmy HZ Transport. Sześć lat temu jechał chłodnią z cateringiem dla statku wycieczkowego czekającego w greckim porcie. To była jego pierwsza grecka trasa. Nie znał tego kraju, ale słyszał od kolegów, żeby uważać na uchodźców, bo ci korzystają z każdej okazji, aby dostać się do wnętrza ciężarówek i kontynuować swój exodus. Celem są bogate kraje europejskie, najchętniej Niemcy. – Mamy satelitarne łącza z centralą firmy – opowiada Tomasz. – Dostałem na satelicie zlecenie: jak się rozładujesz, to jedź do Elefsina po winogrona.

Miał je dostarczyć do odbiorcy w pobliżu Polski. Najpierw promem z Patras do włoskiej Ancony, a dalej autostradami do punktu docelowego w Niemczech. Ale w Patras nie było już biletów na prom. Pojechał więc w stronę Pireusu, a potem zawrócił, bo menedżer z firmy przekazał wiadomość, że na promie zwolniło się miejsce i może uda mu się załapać. W Patras czekał do późnego wieczora, ale biletu mu nie sprzedali. Kiedy odpłynął ostatni prom, ponownie ruszył w kierunku Pireusu. Próbował wjechać na autostradę, ale ruch wstrzymano, bo w pobliżu wybuchł pożar. Widział w oddali ogień i kłęby dymu. Zawrócił.

Zrobiło się późno, poczuł zmęczenie. Zaparkował na stacji Shell. Położył się spać w kabinie. Słyszał jednostajnie pracujący agregat chłodzący winogrona. Nastawił go na cztery stopnie. Agregat zagłuszał odgłosy ze stacji. Tomasz zasnął.

Uratował 17 ludzi

Rano obszedł ciężarówkę i zauważył rozsypane winogrona. Otworzył chłodnię i rzucił mu się w oczy panujący tam bałagan. Palety stały nierówno, ktoś je poprzesuwał. Zadzwonił do menedżera. Usłyszał, że ma zamknąć chłodnię i samemu nie szukać intruzów, bo mogą być nieobliczalni. Powinien jechać do portu w Patras i tam stawić się w specjalnym punkcie kontrolnym. Policjanci na życzenie kierowców przeszukują tam pojazdy. Usługa kosztuje 100 euro, ale niech się nie martwi, ta suma zostanie uwzględniona w rozliczeniu kosztów podróży.

Tomasz zastosował się do polecenia. Na punkcie kontrolnym policjanci przeszukali chłodnię. Wygarnęli z jej wnętrza jednego za drugim 17 śniadych mężczyzn. I całkiem młodzi, i starsi – wszyscy trzęśli się z zimna. Tomasz pomyślał wtedy, że gdyby dojechał z tymi pasażerami do Włoch, miałby ze sobą 17 trupów. Zmarliby z wychłodzenia, to pewne. W tym samym momencie jeden z policjantów zatrzasnął Tomaszowi kajdanki na dłoniach. Tak zaczął się dla polskiego kierowcy horror trwający aż do grudnia 2017 r.

Na policyjnym dołku przykuty do kaloryfera spędził kilkadziesiąt godzin. Obok Afgańczyków, sprawców całego zamieszania. Oni najwyraźniej lepiej znosili ten areszt, dla Tomasza to było nieznane wcześniej doświadczenie. Czuł się upokorzony i całkowicie bezradny. Na szczęście miał pieniądze. Dzięki temu mógł kupić za pośrednictwem policjantów jakieś jedzenie i napoje. Butelki po wodzie mineralnej okazały się przydatne, bo w areszcie nie było ubikacji.

Potem ściągnięto tłumaczkę, Polkę mieszkającą w Grecji. Zapytała na wstępie: I co pan najlepszego narobił? – Odpowiedziałem, że uratowałem 17 ludzi, boby zamarzli – relacjonuje.

Został przesłuchany. Zrobiono mu fotografie i pobrano odciski palców. Usłyszał zarzut: przemyt osób w celu uzyskania korzyści materialnych. Miał dostać od Afgańczyków po 300 euro od głowy i podzielić się zarobkiem z nieznanym z imienia i nazwiska organizatorem procederu. Tomasz, rzecz jasna, nie przyznał się do winy, ale nie miało to żadnego znaczenia. Podczas rozprawy aresztowej przydzielono mu miejscowego adwokata z urzędu. Ten uzyskał jedno – sąd zgodził się, aby po wpłaceniu kaucji Tomasz odpowiadał z wolnej stopy. Właściciel firmy HZ Transport przelał na konto greckiej Temidy 5 tys. euro i Tomasza zwolniono.

Ciężarówka jako dowód rzeczowy pozostała na policyjnym parkingu, a Tomasz wrócił do Polski innym tirem z tej samej firmy. Tu zdał dokładną relację z incydentu dyrektorowi. Jego wersja nie wzbudziła żadnych wątpliwości szefów. Zaoferowano mu pomoc prawną i po kilku dniach wypoczynku mógł wrócić do pracy. Jeździł swoim tirem w trasy po Europie, ale do Grecji już nigdy nie pojechał.

10 lat za osobę

Wynajęty w Grecji adwokat nie zawiadomił Tomasza, że w czerwcu 2015 r. Sąd Apelacyjny w Patras rozpatrzy jego sprawę. Może uznał, że obecność oskarżonego jest zbędna, bo wszystko wydaje się banalnie proste. Dowody winy opierają się na mizernych poszlakach, a o niewinności świadczy fakt, że to na prośbę Tomasza przeszukano ciężarówkę i znaleziono w niej ludzi. Pisma z sądu też nigdy do polskiego kierowcy nie dotarły. Dopiero niedawno zorientował się, że spisujący jego dane greccy policjanci źle zanotowali jego adres. Nazwa miasta i ulicy się zgadzała, ale numer domu już nie – zamiast pod numer 30. pisma wysyłano pod trójkę, do opuszczonej starej kamienicy.

Rozprawa odbyła się 8 czerwca 2015 r. Sądził Georgios Oikonomou, oskarżał prokurator Aristotelis Christopoulos. Posiedzenie miało charakter publiczny. Prokurator wezwał tylko jednego świadka, 23-letniego policjanta z portowego komisariatu. Zgodnie z grecką procedurą świadek wybrał religijny tryb złożenia przysięgi. Jako prawosławnego zaprzysiężono go na Świętą Ewangelię. Zeznał, że przeprowadzał kontrolę ciężarówki kierowanej przez Tomasza i znalazł w niej ludzi. Byli ukryci w schowku z desek, za winogronami. Kierowca, kiedy zobaczył te osoby, wyglądał na zaskoczonego. Podczas przesłuchania policjanta dużo czasu poświęcono zamkowi w drzwiach chłodni. Świadek nie zauważył śladów włamania. Wyciągnięto wniosek, że drzwi otworzono oryginalnym kluczem, a ten miał przecież kierowca.

Dwaj świadkowie obrony byli Grekami, jeden kierowcą zatrudnionym przez firmę HZ Transport, drugi ślusarzem, specjalistą od zamków. Kierowca zeznał, że ludzie mogli wejść do chłodni, kiedy oskarżony spał. On, świadek, też miał kiedyś podobną sytuację. Jest zdania, że nie należy winić kierowcy, który w firmie uważany jest za uczciwego i dlatego nadal pracuje. Ślusarz oznajmił zaś, że zamek chłodni jest typu hiszpańskiego i można go otworzyć uniwersalnym wytrychem typu passepartout. Można to było zrobić bez wiedzy kierowcy.

Adwokat wniósł o uniewinnienie klienta. Prokurator o uznanie za winnego. Sąd stanął po stronie oskarżenia. Orzekł, że Polak świadomie i z premedytacją umieścił Afgańczyków w chłodni, aby po dojeździe do Włoch wypuścić ich stamtąd. Kierowca miał specjalny klucz, nikt inny nie mógł otworzyć drzwi. Zeznania ślusarza o uniwersalnym wytrychu sędzia odrzucił, a właściwie w ogóle się do nich nie ustosunkował.

Z przetłumaczonego na język polski protokołu sądowego posiedzenia Tomasz dowiedział się, że Afgańczycy zeznali, iż pieniądze – po 300 euro od osoby – zapłacili jakiemuś Kurdowi. Według prokuratora i sądu ten anonimowy Kurd miał podzielić się kasą z Polakiem, ale zapewne już po przyjeździe do Włoch. Sąd nie stwierdził żadnych okoliczności łagodzących z uwagi na „brak dowodów na korzystne dla społeczeństwa działanie oskarżonego”. Niewystarczający jest też fakt, że Polak nie był wcześniej karany. Kara musi być przykładnie wysoka i odstraszająca.

Na koniec sędzia ogłosił wyrok. Tomasz został skazany na 10 lat więzienia i 30 tys. euro grzywny za każdą nielegalnie przewożoną osobę. Po prostym zsumowaniu kara wyniosłaby więc 170 lat więzienia i 5,1 mln euro grzywny. I tu grecki sędzia okazał wielkoduszność, bo karę łączną obniżył do 58 lat więzienia i 78 tys. euro. A potem ustalił, że skazany musi odsiedzieć tylko 25 lat. I sprawę zamknął.

Nie bez znaczenia był fakt, że Tomasz nie stawił się na rozprawie. Dowiedział się później, że w Grecji system prawny działa inaczej niż w Polsce. Przed polskim sądem to prokurator musi wykazać niezbicie winę oskarżonego. W Grecji to podsądny musi udowodnić, że jest niewinny.

Przestroga dla kierowców

Tomasz dowiedział się o wyroku z opóźnieniem. Przeżył szok. Spodziewał się jakiejś niewysokiej kary, w gruncie rzeczy za nieuwagę, która spowodowała, że obcy wdarli się do chłodni, ale wieloletnie więzienie? Wiedział, że trzech kolegów z firmy miało podobne problemy w Grecji, ale ich akurat uniewinniono.

I znów pomogła mu firma, w której pracował. Szefowie HZ Transport wynajęli renomowanego greckiego adwokata. Tomasz wie, że w Grecji honoraria prawników są wyższe niż w Polsce. Szacuje, że jego adwokaci, kaucja i inne wydatki związane ze zdarzeniem sprzed sześciu lat kosztowały firmę już ponad 100 tys. zł. – Nikt nigdy mi tego nie wypomniał – mówi. – Moje szczęście w nieszczęściu polega na tym, że pracuję w spółce, która angażuje się w obronę swojego pracownika. Jestem tylko kierowcą, ale dla moich szefów to bez znaczenia. Pracownik ma kłopoty, trzeba mu po ludzku pomóc.

Nowy adwokat złożył dobrze udokumentowaną kasację. Okazała się skuteczna. Polak został prawomocnie uniewinniony. Sąd uznał, że nie pomagał w przemycie ludzi, nie znał kurdyjskiego pośrednika i nie kontaktował się z nim. Nie odniósł żadnych osobistych korzyści. Dzięki temu, że podjechał do punktu kontrolnego, 17 Afgańczyków nie zamarzło na śmierć wśród winogron. – Dlaczego o tym opowiadam? – pyta. – Bo chcę, aby inni kierowcy wiedzieli, czym grozi nieuwaga. Niech ta moja historia będzie ostrzeżeniem.

To jeszcze nie koniec historii Polaka. Mecenas Maciej Morawiec zbiera dokumenty, aby w jego imieniu złożyć skargę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Uważa bowiem, że grecka prokuratura i sąd I instancji złamały zasady. Jego klient nie miał możliwości rzeczywistej obrony, nie zapewniono mu profesjonalnego, zaprzysiężonego tłumacza, pisma wysyłano pod niewłaściwy adres, a sprawa trwała zbyt długo. Wyrok ETPC będzie miał duże znaczenie dla innych Polaków sądzonych za granicą, nie tylko w Grecji. Spraw, w których skazywani są Polacy, nieraz na długoletnie wyroki, szybko przybywa.

Polityka 6.2018 (3147) z dnia 06.02.2018; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Proces"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną