Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Wkurzone

Ferment feministyczny

Niedawne spotkanie inicjatywy STÓŁ: kobiety idą do wyborów! w Warszawie. Uczestniczyły w nim kobiety z całej Polski, które wystartują w najbliższych wyborach o stanowiska radnych, wójtów i burmistrzyń. Niedawne spotkanie inicjatywy STÓŁ: kobiety idą do wyborów! w Warszawie. Uczestniczyły w nim kobiety z całej Polski, które wystartują w najbliższych wyborach o stanowiska radnych, wójtów i burmistrzyń. Łukasz Kohut
Równość – tak. Dobro wspólne – koniecznie. Kościołowi już dziękujemy.
Od lewej: Jolanta Jackiewicz, Hanna Kustra i Ewa Machura, feministki, uczestniczki śląskiego STOŁ-u kobiet.Dawid Chalimoniuk/Agencja Gazeta Od lewej: Jolanta Jackiewicz, Hanna Kustra i Ewa Machura, feministki, uczestniczki śląskiego STOŁ-u kobiet.
Ewelina Auguścik z dziećmi. „Matka z przekonania” i działaczka z Jastrzębia-Zdroju.Archiwum Ewelina Auguścik z dziećmi. „Matka z przekonania” i działaczka z Jastrzębia-Zdroju.
Wśród kobiet, które w ostatnim czasie zaangażowały się społecznie, jest zaskakująco dużo matek dzieci niepełnosprawnych.Wojciech Olszanka/EAST NEWS Wśród kobiet, które w ostatnim czasie zaangażowały się społecznie, jest zaskakująco dużo matek dzieci niepełnosprawnych.

Artykuł w wersji audio

Katowice oklaskujące Sosnowiec. To tak, jakby Legia gratulowała Wiśle albo Kaczyński – Tuskowi. A jednak. Szło o wyniki badań nad religijnością Polaków oraz wygłoszoną z mównicy konstatację, że Sosnowiec jest białą plamą na mapie: tylko jedna trzecia praktykuje. W Gdyni Czarny Marsz szedł równolegle do procesji Drogi Krzyżowej, były tak samo liczne. W tym samym czasie w Warszawie Jolanta Jackiewicz ze Śląskich Pereł krzyczała do mikrofonu: „Jesteśmy przeciwko pogardzie, łamaniu praw, wszelkiej dyskryminacji. Chciałam powiedzieć wam purpuratom, że to my jesteśmy solą tej ziemi i żaden farosz nie będzie nam gadał, jak mamy żyć. Na hasiok [śmietnik] z wami. Nie boimy się was”.

Dzisiejszy ferment różni się od praktykowanej przez dziesięciolecia formuły narzekania na opłaty pobierane przez księdza za ślub czy pochówek, ale bez publicznej krytyki (dla rozładowania frustracji co najwyżej inwestowało się w zakup pisma „Nie” albo „Fakty i Mity”). W skali makro efektem jest nowy ruch, który może zmienić rozkład sił po najbliższych wyborach: setki kobiet, które nigdy nie angażowały się w politykę, aż do teraz. W Oławie wystartuje na przykład Iza Prokop, matka niepełnosprawnego dziecka. Nie mogła znieść, że o uszkodzonych ciążach dyskutują w Polsce głównie księża. Doświadczenie życiowe chce wykorzystać do zmiany – lokalnych układów, a z czasem może i kraju. Ma wsparcie u innych kobiet. Jesienią zeszłego roku ruszył ruch STÓŁ: Kobiety idą do wyborów. Uczestniczyła w tej inicjatywie. – Wcześniej byłam po prostu wściekła. Na warsztatach z innymi kobietami z całej Polski dostałam tyle wsparcia, że w efekcie poczułam swoją siłę. Nie sądziłam, że jest aż tak duża – mówi.

W skali mikro ów ferment oznacza też dziesiątki miasteczek, w których toczą się spory pomiędzy mieszkańcami a proboszczami, na przykład w sprawie plakatów ze zdjęciami antyaborcyjnymi. Kilkadziesiąt takich spraw trafiło do sądów, w dziesiątkach innych mieszkańcom udawało się wymusić na proboszczach, żeby sami zdjęli drastyczne fotografie – jak np. w Wejherowie. Albo też w Węgorzewie, gdzie policjanci nie chcieli przyjąć zgłoszenia o przestępstwie publicznego zgorszenia, ale mieszkanki nie dały za wygraną. W końcu ustąpił proboszcz. Lokalne ruchy mieszkańców (a głównie mieszkanek) walczą też z parafiami nadużywającymi nagłośnienia (co przez lata było domeną wielkich miast). Tak było w Kwidzynie, Głogowie, Słotowie. Zmienia się stosunek do religii w szkole; w wielkomiejskich nierzadko jest już pół na pół – podobna liczba uczniów chodzi na religię, co na etykę, ale i w mniejszych ośrodkach coraz mniej jest szkół, którym udało się wywinąć od obowiązku organizowania lekcji etyki. Z wewnętrznych, niepublikowanych badań Kościoła wynika, że już połowa uczniów nie zna modlitwy „Ojcze nasz”. Zmieniła się atmosfera. O kobietach podrzucających na niektóre polskie plebanie ulotki z pytaniem, czy gosposie będą księżom gotować w wolne od pracy niedziele, opowiada się po cichu, ale z uznaniem.

Z głowy

Ferment się sfeminizował. Ale wcześniej Kościół zamknął drzwi przed feminizmem. – Atmosfera powrotu do tradycjonalizmu kulturowego, od jakiegoś czasu wyraźnie obecna w Polsce, nasilona jest właśnie przez wpływ Kościoła – mówi socjolog Ireneusz Krzemiński. To silny nurt. Jednak prąd pchający kobiety do życia społecznego jest silniejszy. Z badań dr Sylwii Michalskiej, socjolożki wsi z Polskiej Akademii Nauk, wynika, że już przed Czarnym Protestem 2015 r. w najbardziej tradycyjnych miejscach w Polsce dało się zauważyć pęknięcie w rodzinach. Na przykład w powiecie lubartowskim: podczas gdy mężczyźni krytykowali społeczne angażowanie się kobiet, wygłaszali jako oczywistość, że one się do tego nie nadają, ich partnerki życiowe krytykowały wyłączenie kobiet z decydowania – i o sprawach lokalnych, i o sprawach kraju. Widziały w tym jawną niesprawiedliwość i uważały, że czas najwyższy coś z tym zrobić. Nie oznaczało to, że uważały się za feministki. Ale jednak.

Poza wielkimi miastami autorytet Kościoła jeszcze był niepodważalny. Księża z ambon utwierdzali parafian w przekonaniu, że „gender czy dżender, jak tam się to wymawia” to zło, które trzeba tępić, więc najczęściej tępiono. Ale i to już przeszłość. Prof. Małgorzata Fuszara, była pełnomocniczka do spraw równości i pionierka wprowadzania nauki o gender na polskie uniwersytety, od lat uczestniczy w Kongresach Kobiet. – Z Magdaleną Środą długo byłyśmy tam naczelnymi feministkami, a inne kobiety słuchały nas z rezerwą – opowiada. – Dziś reprezentujemy na tych spotkaniach co najwyżej umiarkowany mainstream.

Kościół zignorował tę energię. Nie przejął się równościowymi wątkami, obecnymi w nauczaniu nowego papieża. Gdy już powszechnie ubywało dzieci na religii, myślenie większości księży wciąż obrazowała raczej historia spod Radzymina, z awanturą nad trumną 15-latka, śmiertelnie potrąconego przez samochód. Mowę pogrzebową miejscowy proboszcz wykorzystał jako pretekst do opowiedzenia o publicznym zgorszeniu, jakie rzekomo wywołało zmarłe dziecko, obnosząc się z tym, że nie chodzi na religię.

Tymczasem kobiety – przez wychowanych w zamkniętych seminariach księży wciąż traktowane jak postaci z pogranicza mitologii i żywotów świętych – coraz liczniej wchodziły do samorządów. – Długo nie angażowały się, bo skrypt społeczny mówił im, że „najpierw trzeba odchować dzieci”, potem „zająć się rodzicami na starość”, a przecież „praca w polityce, w samorządzie, dla społeczności, to trzeci etat”, jednak na przełomie wieków coś się ruszyło – potwierdza prof. Joanna Regulska z Uniwersytetu Kalifornijskiego Davis, badaczka samorządności kobiet. Po wyborach samorządowych w 2002 r. okazało się, że w trzech polskich gminach kobiety wzięły większość mandatów. Przez lata kobiet w wyborach przybywało, ale energia zaczynała przygasać. Pomogło wprowadzenie kwot.

Najszybciej przybywało kobiet sołtysek. W późnych latach 50. było ich mniej niż jeden procent. W 2013 r. więcej niż co trzeci sołtys w Polsce był kobietą. – Interpretacja tego zjawiska, przedstawiana przez badaczy, nie jest jednak dla kobiet korzystna – mówi dr Sylwia Michalska. – Wiążą bowiem zmianę proporcji płci raczej z degradacją stanowiska sołtysa niż ze zwiększeniem roli kobiet. W czasach komunizmu była to funkcja wiążąca się z w miarę realną władzą, dającą sposobność załatwienia różnych rzeczy. Obecnie wiąże się raczej z dużą liczbą obowiązków. Wzięły te obowiązki.

A z czasem i kolejne. Pod sądami rejonowymi w całej Polsce latem zeszłego roku stały głównie one. Podobnie w samotnych, jednoosobowych protestach po samospaleniu Piotra Szczęsnego, przeciw zaostrzaniu prawa aborcyjnego – kobiety. – W przeszłości, gdy pytałam na kongresach, kto chciałby kandydować w wyborach lokalnych, unosiły się dwie, góra trzy ręce. Teraz – trzy czwarte sali – dodaje prof. Małgorzara Fuszara. Magdalena Kosakowska z Kórnika przez lata była sołtyską. Też startuje.

Z brzucha

Tymczasem w tle zachodził jeszcze inny proces. Coś, co dziennikarka TOK FM Hanna Zielińska nazywa przemocą rozpłodową. Świat się zmieniał, rynek pracy coraz silniej promował konkurencję i walkę o swoje, a kobiety, które chciały urodzić dzieci, a potem poświęcić trochę czasu na ich wychowanie, dostały od państwa sygnał: „świetnie, ale na własny rachunek”. Za bycie matką w Polsce płaciło się całkowitym wyłączeniem z życia społecznego. Dziecko angażuje; po codziennym kilkunastogodzinnym wychowawczym maratonie człowiek nie ma już siły na społecznikowanie. Z perspektywy patriarchalnego modelu, lansowanego w Polsce głównie przez Kościół, to tym lepiej. Nie będą miały czasu, nie będą siać fermentu. Podczas gdy w podręczniku do polskiego dla kilkuletnich dzieci babcia jest scenografką, w dodatku jeszcze czynną zawodowo, w podręcznikach do religii wciąż dzierga, czeka, jest uczuciowa, potrzebuje więc silnego męskiego ramienia, i podaje do stołu. Trzymająca z Kościołem władza podchwyciła tę narrację i twórczo rozwinęła.

Samotne matki to dziś wróg społeczny. Bez 500 plus (nawet na drugie dziecko, jeśli nie ma orzeczenia o alimentach, choć będących w małżeństwie nikt o takie kwestie nie pyta), bez funduszu alimentacyjnego, za to z obowiązkową, trwającą wiele miesięcy mediacją – gdyby chciały rozwieść się ze sprawcą przemocy. Z pomniejszoną w niektórych wypadkach emeryturą; jeśli zarabiający mąż się z nimi rozwiedzie. Są za to „bonusy za tempo rodzenia, rozszerzone prawa za ilość tych porodów, państwowy nadzór nad płodami. Zapędza się nas z powrotem do zagrody” – pisze Hanna Zielińska.

W nowym nurcie, wśród kobiet, które chcą startować w wyborach, wiele jest „matek z przekonania”. Ewelina Auguścik z Jastrzębia-Zdroju to jedna z nich. – Obecna władza bardzo interesuje się matkami – mówi. – A one różnie na to reagują. Część liczy, że teraz będzie im już tylko dobrze, że władza, jak dobry tata, się zaopiekuje. Ale duża część myśli inaczej. Że trzeba pokazać, że nie damy się upakować w pieluchy i odsunąć od życia społecznego.

A poza tym: rodzicielstwo wyostrza instynkty społeczne. Ewelina Auguścik opowiada, że z perspektywy wychowania dzieci zaczęła widzieć problemy, wcześniej przez nią niedostrzegane. – Bariery architektoniczne i społeczne, pułapki, w jakie się wpada – dodaje. – 500 plus to dużo i niedużo. Z jednej strony lepiej mieć wsparcie, niż nie mieć. Z drugiej, tak wielkie pieniądze można by wydać z większym pożytkiem dla wszystkich dzieci. Ewelina Auguścik od kilku lat działa w zarządzie osiedla i lokalnym stowarzyszeniu Samorządne Jastrzębie. Teraz chce pójść dalej.

Wśród kobiet, które w ostatnim czasie zaangażowały się społecznie, jest zaskakująco dużo matek dzieci niepełnosprawnych. Jak Iza Prokop z Oławy. Życie sprzed dziecka przepracowała na etatach typu produkcja, sklep, nie sądząc, że kiedykolwiek tak zaangażuje się w społeczne sprawy. Doświadczenie macierzyńskie, walka o zdrowie dziecka, brnięcie przez nieżyczliwy system wyrobiły w niej większą wrażliwość na niesprawiedliwość, biurokrację, obojętność państwa. Konflikt wokół ustawy aborcyjnej rozpalił złość. W Czarny Wtorek z 2016 r. stanęła w rodzinnej Oławie z transparentem. Stała sama. Już nie jest, bo znalazła poparcie w mieście i czuje, że z przewodniczącą rady miasta nadają na tych samych falach: chcą wysadzić tę dzisiejszą politykę w powietrze i wreszcie zająć się pracą, a nie władzą. Ona też będzie kandydować w nadchodzących wyborach samorządowych.

Z pięści

Te wybory mogą należeć do kobiet. Może nie w wielkich miastach, gdzie duża polityka układa swoje listy po dawnemu, ale niżej, w samorządach, na pewno. Kandydatki z protestów pod sądami, z marszów KOD, z Czarnych Wtorków, Piątków, z międzymiastowego wspierania się, mają już struktury. Pomyślane po nowemu, zbudowane już nie do „walki o władzę”, ale o wspólne dobro. Ogólnopolski Strajk Kobiet – organizator Czarnych Marszów – urósł do rangi instytucji. Lokalnie, w dziesiątkach miast i miasteczek, zaistniał STÓŁ: Kobiety idą do wyborów!. Oba ruchy właśnie połączyły siły, by stworzyć większą i mocniejszą sieć. Ze STOŁ-em zaczęło się od latającego uniwersytetu, cyklu organizowanych w różnych miastach spotkań dla ludzi, którym trudno było odnaleźć się w nowej rzeczywistości politycznej. Szybko stało się jasne, że jest w owych kobietach dostatecznie dużo energii i niezgody, aby same mogły tę rzeczywistość zmienić. A teraz dzwonią kobiety z całej Polski. Ostatnio – Kielce. Jest ich 12, chciałyby wystartować, żeby wreszcie coś się zmieniło. Pytają: czy STÓŁ pomoże w szkoleniach?

Od samego słowa polityka zwykle się odżegnują. Mówią, że nie chcą wchodzić w te buty, np. referując przekaz partyjny, zamiast odpowiadać na pytania, grając w gry międzypartyjne. One są do roboty. Idą coś zrobić, zmienić. Startują z różnych list, z poparciem przeróżnych partii, ale pod wspólnymi hasłami. – Chcemy odebrać decydowanie tym, którzy postępują zgodnie z własnym, a nie wspólnym interesem – dodaje Anka Grupińska, pisarka, obok Beaty Siemaszko, Joli Jackiewicz i Maryni Krauss, współtwórczyni i organizatorka STOŁ-u. – Naszą sieć w wyborach zepną hasła, które są naszą flagą, naszym ideowym credo. I nawet jeśli nie każda z kobiet STOŁ-u wygra, w przyszłości będą umiały lepiej, mądrzej, efektywniej działać w swoich lokalnościach.

Wśród postulatów – prócz równości, solidarności, życzliwości, współdecydowania i troski o dobro wspólne (a także – wreszcie – ukrócenia dyskryminacji i troski o środowisko), jest również świeckie państwo. Wierność humanistycznym ideałom i szacunek dla nauki. Na spotkaniach padały propozycje, żeby pisać wprost – że chodzi o ukrócenie wszechmocy Kościoła. Wygrał pogląd praktyczny. Hasła lepiej pisać ostrożnie. Ważniejsze jest, żeby wreszcie coś zmienić.

Polityka 20.2018 (3160) z dnia 15.05.2018; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Wkurzone"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną