Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Między nami drapieżcami

Kolejne martwe foki: kto i dlaczego je zabija?

Dla rybaków foka jest konkurentem w połowach. Niby wiedzą, że odgrywa też pozytywną rolę. Że jak wilk na lądzie, tak ona w morzu selekcjonuje wśród ryb osobniki słabe. Ale obraz spustoszeń w łososiach robi swoje. Dla rybaków foka jest konkurentem w połowach. Niby wiedzą, że odgrywa też pozytywną rolę. Że jak wilk na lądzie, tak ona w morzu selekcjonuje wśród ryb osobniki słabe. Ale obraz spustoszeń w łososiach robi swoje. Marcin Dobas / Forum
Czy to rybacy znad Zatoki Puckiej zabijają młode foki?
U Finów przez wiele lat obowiązywał zakaz polowania na foki. Obecnie jest ona gatunkiem łownym. Ale pula do odstrzału jest niewielka.Grazyna Myslinska/Forum U Finów przez wiele lat obowiązywał zakaz polowania na foki. Obecnie jest ona gatunkiem łownym. Ale pula do odstrzału jest niewielka.
Foki zostały ochronione na północy Bałtyku, przez państwa skandynawskie. I stamtąd docierają do nas. W większej liczbie gromadzą się tylko na łachach przy ujściu Wisły. Jest to jedyne focze siedlisko w Polsce.Ryszard Nowakowski/Forum Foki zostały ochronione na północy Bałtyku, przez państwa skandynawskie. I stamtąd docierają do nas. W większej liczbie gromadzą się tylko na łachach przy ujściu Wisły. Jest to jedyne focze siedlisko w Polsce.

Najpierw było focze niemowlę z Kuźnicy. Znalezione 11 kwietnia br. Z roztrzaskaną czaszką i rozkrojonym brzuchem. – Mogę przypuszczać, że została zabita na lądzie, nie w wodzie – mówi dr Iwona Pawliczka, szefowa Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego w Helu. 26 maja przy Osadzie Rybackiej na gdyńskim Oksywiu spacerowicz natrafił na kolejne dwie młode foki. Z pętlami na szyjach i przyczepioną cegłą. Zaraz po tym na helskiej plaży znaleziono zwłoki Helenki – dobrze znanej pracownikom helskiego fokarium. Trafiła tu w marcu jako szczenię. Została podchowana, nauczyła się łowić śledzie. W połowie maja wypuszczono ją do morza. Ona też miała roztrzaskaną głowę. Człowiek pomógł, człowiek zabił. 3 czerwca kolejne martwe młode (rozcięty brzuch) znaleziono na Ryfie Mew. 6 czerwca – to samo w Jastrzębiej Górze. Nieprzypadkowo ofiarami są młode foki. Zdaniem dr Pawliczki są one ufne i ciekawskie, dopiero z czasem nabierają ostrożności.

Prokuratura wszczęła dochodzenie na podstawie ustawy o ochronie zwierząt. Zabójcom zwierząt grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. W przypadku szczególnego okrucieństwa – nawet do pięciu lat. Nagrodę za pomoc w wykryciu sprawców (łącznie 50 tys. zł) zaoferowały Fundacja Świat Zwierzętom ze Śląska oraz pisarka Maria Nurowska.

Focze zwłoki czekają na sekcję. Bez niej trudno o pewność co do przyczyn śmierci każdego ze zwierząt. Czy rany zadano, gdy jeszcze żyły, czy pośmiertnie. Rybakom zdarza się wraz z rybami wyciągać z morza foki, które zaplątały się w sieci i udusiły (to ssak, musi co pewien czas zaczerpnąć powietrza). Powinni zgłosić taki przyłów. Nic za to nie grozi. Ale nie wszyscy się stosują. Dlaczego? Może żeby nie było pełnego obrazu, ile tych objętych ochroną zwierząt ginie w rybackich sieciach. I społecznych nacisków, by coś z tym zrobić. Na przykład zmienić metody połowu ryb na mniej zagrażające morskim ssakom. Więc przed wrzuceniem foczych zwłok do morza niektórzy rybacy rozcinają brzuch, by truchło zatonęło. Ma to zapobiec gromadzeniu się gazów, które wyniosłyby je na powierzchnię. – Nie wypatroszyli fachowo – kwituje plażowe znaleziska jeden z przedstawicieli środowiska rybackiego. Te praktyki są tajemnicą poliszynela. I to by wystarczyło. Gdyby nie było oporu przed zgłaszaniem.

Choć patroszenie pachnie barbarzyństwem, to mocniejszym sygnałem, że człowiek zabił, są rozbite czaszki. A rybacy sami się zgłosili jako potencjalni podejrzani. Szerokim echem odbiła się wypowiedź Andrzeja Dettlaffa, szypra z Jastarni, dla Wirtualnej Polski. Rybak, dotknięty do żywego tym, że opinia publiczna boleje nad martwymi fokami, nie miał zahamowań: „Nie trzeba wielkiego śledztwa prokuratury – mówił. – Ktoś z rybaków nie powstrzymał ręki. Nie dziwię się. Przez głupie pomysły z rozmnażaniem fok my, rybacy, idziemy z torbami”. Inny odgrażał się w tym samym duchu: „Będziemy tępić te łajzy na własną rękę. Dowodów nie będzie”. To wywołało burzę, zwłaszcza w internecie. Szypra Dettlaffa trochę ona zaskoczyła. W rozmowie z POLITYKĄ odcina się od słów „żadna foka nie ujdzie nam żywo”. Aż tak mocno nie powiedział. Ale podkreśla: populację fok trzeba zredukować. Bo to szkodnik, który żadnego pożytku nie przynosi.

O „ewidentnych szkodnikach”, z którymi trzeba zrobić porządek, mówiła w listopadzie 2017 r. podczas sejmowej komisji gospodarki morskiej jej przewodnicząca Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS). Przekonywała, że „foki jest to sztuczny twór”, który WWF (Światowy Fundusz na rzecz Przyrody) i ekolodzy, zwłaszcza niemieccy, „chcieliby nam tutaj przeflancować i poszerzyć rezerwaty”.

Dyskutowano wtedy także o innych „szkodnikach” z gatunków objętych ochroną, w tym o bobrach i kormoranach. A także o myśliwych, którzy nie kwapią się, by wykorzystać zezwolenia na odstrzał kormorana, czapli siwej i wydry. Zabijają tylko 20–30 proc. z puli zwierząt uznanych za zbędne. Posłanka domagała się, by opieszalców jakoś zdyscyplinować. Zapewne dlatego do opinii publicznej poszedł przekaz, że jest za odstrzałem fok, choć to explicite nie padło.

Dziś internauci przypisują posłance część odpowiedzialności za martwe foki na plażach. Pojawiły się groźby pod jej adresem. Płyną też pod adresem rybaków. Typowo hejterskie (spalimy, zniszczymy). Jak i konsumenckie – nie kupujmy ich ryb, zbojkotujmy nadmorskie smażalnie.

Wróg z fokarium

Andrzej Dettlaff z tych reakcji wyciągnął wniosek, że trzeba polskie społeczeństwo wyedukować. Pokazać mu, co robią foki. Właściwie to do dzieła przystąpił już wcześniej. Jest autorem serii filmików „Dokarmianie fok”, które wrzucił na YouTube. To relacje z połowów ryb łososiowatych (łosoś, troć, pstrąg) w grudniu 2017 r. Widać, jak rybacy wyciągają haki. Czasem są na nich dorodne sztuki, kiedindziej – resztki po foczej uczcie. Bo sprytna foka haczyka nie połknie. Obrazom towarzyszą komentarze w rodzaju: „Trzy ryby handlowe, siedem zeżartych. To jest nasz utarg”. Albo: „Nasza praca idzie wniwecz. Skrzynka zwłok leży”. Podczas połowu 30 grudnia 2017 r. uszkodzonych ryb zebrało się kilka skrzynek. Frustracja. Z offu padają słowa: „Szkoda, że Skóra nie żyje. Chyba że na cmentarz mu to zawieziemy. Rzucim na jego grób”.

Chodzi o zmarłego dwa lata temu prof. Krzysztofa Skórę, twórcę i patrona helskiego fokarium, którym teraz kieruje dr Pawliczka. Spora część środowiska rybackiego całą swą niechęć czy wręcz wrogość do fok przeniosła na tę placówkę. Może dlatego, że właśnie stąd wielu ludzi czerpie swą wiedzę o fokach. W sumie fokarium odwiedza rocznie ok. 450 tys. osób, co czyni to miejsce atrakcją na miarę zamku krzyżackiego w Malborku.

Co roku rodzą się tu młode. Dzięki obrazowi z kamer każdy może podpatrywać foczą codzienność (zachowania, charaktery, opiekę nad młodymi) na żywo w internecie. Te obserwacje budują pozytywny obraz foki. O co zresztą nietrudno. Jest zaliczana do tzw. gatunków charyzmatycznych. To nie przypadek, że multum pamiątek znad morza to rozmaite wersje foki (w różnych kolorach i wzorach, z czapką marynarską, w postaci miękkich przytulanek). Nawet gdyńska policja, by uczyć dziatwę szkolną tzw. bezpiecznych zachowań, posługuje się wymyśloną przez siebie foczką – Gdynką Ostrzeżynką, pluszową maskotką.

Nad Zatoką Pucką żyją rybacy z dziada pradziada. Wciąż żywe jest w nich dziedzictwo kulturowe przodków. Przekonanie o służebnej roli zwierząt. Przekaz, że zimą polowało się na foki i jadło ich mięso. Że tranem z fok oświetlano chałupy. – W domu dziadka były narzędzia do zabijania fok – wspomina Andrzej Dettlaff. – I były lampki olejowe, na tran. To były zwierzęta łowne, jak jelenie czy sarny. A teraz robi się z tego wielki problem.

No bo czasy się zmieniły. Choć nie do wszystkich to dociera. Trzy lata temu pewien restaurator z Jastarni tak się zainspirował przeszłością, że zgłosił pomysł „foki na talerze”. Podobno stało się to w trakcie degustacji dań regionalnych. Do porządku przywołali go naukowcy i internauci. Jedni edukowali, że chodzi o zwierzę chronione, inni lali kubły hejtu.

– Chcę, żeby w przestrzeni publicznej wybrzmiało, że foka to nie jest miłe zwierzę przypominające przytulankę, które patrzy maślanymi oczkami i zachęca, żeby dać mu buzi – mówi Jacek Wittbrodt, prezes Zrzeszenia Rybaków Morskich we Władysławowie. – To jest drapieżnik, którego chronimy, i on żyje w ekosystemie. Chodzi mi o skutki powiększania populacji gatunku chronionego. Gdzie jest granica, do której wolno taki gatunek faworyzować kosztem innych gatunków?

Dla rybaków foka jest konkurentem w połowach. Niby wiedzą, że odgrywa też pozytywną rolę. Że jak wilk na lądzie, tak ona w morzu selekcjonuje wśród ryb osobniki słabe, co wpływa na kondycję poszczególnych gatunków. Ale obraz spustoszeń w łososiach robi swoje. Do tego w Zatoce Puckiej coś się w ostatnim okresie stało z rybami. Zniknęły. Trwa poszukiwanie przyczyn. Jedni winią foki – dorosły osobnik zjada rocznie 2 tony ryb. Inni – PGNiG, które żeby wybudować podziemne magazyny gazu, spuszcza do zatoki zawartość pobliskich złóż solnych. Jeszcze inni widzą złożony splot przyczyn (od zmian klimatu po przełowienie). Brak ryb najbardziej dotyka rybaków przybrzeżnych, łodziowych. A oni nie mają dużych możliwości, żeby zmienić miejsca połowów. Stąd nerwówka.

Najeźdźcy z północy

Sto lat temu z foczą konkurencją rozprawiono się radykalnie. – W 1910 r. Szwedzi nakazali swojej marynarce wojennej odstrzelenie fok. I 30 tys. sztuk zostało odstrzelonych – opowiada Michał Kohnke, radny powiatu puckiego, widzący w fokach zagrożenie. – Władze pruskie dawały nagrody rybakom, jeśli fokę utłuką. Była uznana za szkodnika, który wpływa na populację ryb. Przed wojną wystarczyło przynieść szczękę foki, a dostawało się 5 zł. Środowisko ma określoną pojemność i człowiek musi ingerować.

Efekt tamtych ingerencji był taki, że z 90–100 tys. fok szarych, które żyły w Bałtyku na przełomie XIX i XX w., pod koniec lat 70. pozostały 3–4 tys. Z naszego Wybrzeża zniknęły one zupełnie. Tym trudniej dziś rybakom pogodzić się z ich powrotem. W porcie w Kuźnicy ktoś rozwiesił ulotki przestrzegające przed foką niczym przed groźnym psem. Na zdjęciu widnieje nie foka, lecz uchatka.

Iwona Pawliczka tłumaczy, że foki nie atakują. Uciekają, gdy człowiek chce podejść za blisko. Ewenementem jest stacjonująca na zachodnim wybrzeżu foka zwana Celebrytką. Samorząd nad nią czuwa, bo to atrakcja. Nie uciekają focze niemowlaki. Jeszcze nie wiedzą, że mają się bać.

W dyskusji padają różne argumenty. Także podsuwane przez naukowców. Część z nich widzi w fokach zagrożenie dla ryb dwuśrodowiskowych, jak łososie czy trocie. Muszą one wpłynąć do rzeki, aby odbyć tarło. Potem ich podrośnięty narybek musi wrócić do morza. A przy ujściu Wisły i na tarlaki, i na młodzież (zwaną smoltami) czekają foki. Inni badacze eksponują problem pasożytów – nicieni anisakis, których foki są nosicielami. Twierdzą, że wzrost liczebności fok na Bałtyku przyczynił się do nagłego wzrostu infekcji pasożytniczych ryb, szczególnie dorsza. Niektórzy uważają, że to dlatego, że fok długo nie było. I dorsze straciły odporność.

Jednak czy w Polsce faktycznie fok jest za dużo? Zważywszy temperaturę dyskursu, łatwo ulec złudzeniu, że – jak to ktoś określił prześmiewczo – po foczych grzbietach suchą stopą można dojść przez zatokę do Helu. A wszystkie te foki pochodzą z tamtejszej Stacji Morskiej. Ta zaś od 2002 r. wypuściła do Bałtyku 44 urodzone tu młode. Tylko dwie z tych fok są czasami obserwowane w naszych wodach.

Foki zostały ochronione na północy Bałtyku, przez państwa skandynawskie. I stamtąd docierają do nas. W większej liczbie gromadzą się tylko na łachach przy ujściu Wisły. Jest to jedyne focze siedlisko w Polsce. Niestabilne, wynurzające się z wody późną zimą albo wczesną wiosną. Jednego dnia fok na łasze jest dużo, następnego nie ma wcale. Dwa lata temu przyrodnicy zaobserwowali tam jeden przypadek narodzin. W innych miejscach pojedyncze foki pojawiają się, gdy chcą odpocząć, są chore albo czują nadchodzącą śmierć.

– Wizytujące nas foki to bardzo mała grupa (od kilkunastu do 300) przybywająca z północy. Dla ssaków populację poniżej 500 sztuk uznaje się za krytycznie małą i wprowadza pełną ochronę – mówi prof. Jan Marcin Węsławski z Instytutu Oceanologii PAN, znawca problemu morskiej bioróżnorodności. – Nawoływanie, żeby strzelać u nas do fok, to trochę tak, jakbyśmy nawoływali myśliwych do odstrzału pelikanów, bo co roku w Polsce zjawia się ich kilka i oczywiście zjadają ryby – ale u nas w kraju są wielką rzadkością i atrakcją, więc trzeba je chronić.

Jeśli chodzi o ryby, które foki wyżarły z rybackich sieci, to z danych Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wynika, że od listopada 2016 do grudnia 2017 r. było 208 zgłoszeń (niemal wyłącznie z rejonu Zatoki Gdańskiej). Dotyczyły 1482 ryb łososiowatych oraz 236 ryb innych gatunków. Czy faktycznie są to straty na miarę rybackiego lub foczego być albo nie być? Zwłaszcza że są unijne pieniądze na rekompensaty. Ich wypłatę zapowiadano od dawna i po wielokroć. Ale sprawa, nie wiedzieć czemu, wciąż się odwleka. Być może stąd te rybackie emocje i krucjata przeciw fokom.

Czyj dom, czyje półmiski?

A co mają powiedzieć rybacy szwedzcy czy fińscy? U ich wybrzeży żyje aż 90 proc. bałtyckiej foczej populacji. Całkiem dziś licznej (30–50 tys.). Foka szara jest gatunkiem chronionym, ale nie zagrożonym. Uznaje się, że minimum, które zapewnia trwanie populacji, to 5 tys. dorosłych osobników i tyleż młodych. Powyżej tego pułapu dopuszcza się limitowany odłów. Ale generalnie chodzi o to, żeby wyznaczyć tzw. pojemność środowiska. Nie na papierze, nie z sufitu, wedle widzimisię. Jeżeli przez siedem kolejnych lat liczebność się nie zmienia, to znaczy, że pojemność została osiągnięta. Fok nie przybywa od trzech lat.

W Szwecji można do nich strzelać. Szwedzi nazywają to odstrzałem „ochronnym”, Iwona Pawliczka – „psychologicznym”. Bo odstrasza foki, a rybakom daje poczucie wpływu na bieg zdarzeń. Wolno im użyć broni w ochronie narzędzia połowowego, gdy foka podpływa, by wyżreć ryby. To nie ma nic wspólnego z regulowaniem populacji. U Finów przez wiele lat obowiązywał zakaz polowania na foki. Obecnie jest ona gatunkiem łownym. Ale pula do odstrzału jest niewielka.

Rybacy szwedzcy i fińscy mają rekompensaty, ale przede wszystkim kładą nacisk na modernizację narzędzi połowowych – żeby złapane ryby były niedostępne dla fok, ale też żeby foki w nich nie ginęły. – Woda jest środowiskiem fok i rybak ma obowiązek się dostosować – mówi dr Pawliczka. Foki mają prawo zżerać ryby. Mają prawo do tych gotowych półmisków zawieszonych w Bałtyku. Trzeba się zabezpieczyć tak, jak zabezpieczają się rolnicy. Zresztą nie każda foka potrafi skorzystać z takiego półmiska.

Nasi rybacy twierdzą, że klatki używane przez Szwedów i Finów nie nadają się do zastosowania w warunkach polskich. Zdają egzamin w głębokich, małych zatoczkach. Charakter naszego Wybrzeża jest całkiem inny. Ale do tej pory nikt tych rozwiązań nie sprawdził. Prof. Iwona Psuty, zastępca dyrektora ds. naukowych Morskiego Instytutu Rybackiego, zapewnia, że MIR z Zachodniopomorskim Uniwersytetem Technologicznym szykują się do testowania. Generalnie nie widzi innej drogi. Choć uważa, że wydajność połowów będzie mniejsza. Ale może należałoby pomyśleć o własnych innowacyjnych rozwiązaniach?

Prof. Węsławski jest przeciwny tworzeniu w Polsce foczych rezerwatów. Swego czasu wraz z dwoma kolegami skrytykował akcję WWF „Oddajcie fokom dom”, która zakładała wygrodzenie dla fok odcinków plaż. Uważa, że choć z akcji nic nie wyszło, to wywołała rybacką furię. Dr Pawliczka nie bardzo rozumie, w czym ograniczałoby rybaków wydzielenie – dajmy na to – 1 km plaży w Słowińskim Parku Narodowym. Ale tu okoniem stanął lokalny biznes turystyczny. Choć – jak mówi szefowa Stacji Morskiej – turyści mieliby atrakcję, bo mogliby przychodzić i obserwować foki. Biznes uznał, że jeśli trzeba wybierać, to priorytetem jest plaża dla plażowiczów, nie fok.

Nad Bałtykiem i na Bałtyku robi się coraz ciaśniej, więc łatwo o różne konflikty. Niektórzy wróżą, że kolejny z udziałem rybaków może wybuchnąć lada moment na środkowym Wybrzeżu. O morskie farmy wiatrowe. Jeśli inwestor nie zaproponuje odszkodowań, rybacy będą o nie walczyć. I możliwe, że jeśli zaproponuje, też powalczą. Tylko o większe.

Ze sprawy martwych fok wyciągnęła wnioski Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Gdańsku. Profilaktycznie wydała oświadczenie dotyczące… pomorskich wilków. Że są chronione, że pełnią ważną funkcję w ekosystemach, że za szkody przysługują odszkodowania, a za zabicie grozi kara. Bo w mediach pojawiły się wypowiedzi sugerujące konieczność strzelania.

Polityka 24.2018 (3164) z dnia 12.06.2018; Temat z okładki; s. 25
Oryginalny tytuł tekstu: "Między nami drapieżcami"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną