AGNIESZKA SOWA: – Będzie pani demonstrować 1 czerwca z innymi lekarzami? Nie ma pani dość, poprzednio też pani demonstrowała, głodowała?
KATARZYNA PIKULSKA: – Ten marsz to ostatni krzyk rozpaczy. Od lat powtarzamy, że w systemie ochrony zdrowia jest bardzo źle. Właściwie to już jest katastrofa. Jednak nikt nas nie słucha. Nie tylko politycy, ale i społeczeństwo.
Dlaczego was nie słuchają?
Mam wrażenie, że ludzie nie zdają sobie sprawy z rozmiarów zapaści w służbie zdrowia. Sądzę, że nie jest najlepiej, ale jakoś się kręci, czyli będzie się kręcić. Otóż nie będzie. Każdy, kto pracuje w systemie ochrony zdrowia, wie, że to wytrzyma najwyżej kilka miesięcy.
Pracuje pani na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, w „ścieku”, jak podobno mówi się w szpitalnym żargonie.
Bo my jesteśmy ostatnią instancją od wszystkiego. Pacjenci, którzy są odrzucani przez system, nie mogą otrzymać normalnej opieki w rozsądnym czasie, trafiają do nas. A na SOR wszystkie dziury i braki widać wyjątkowo dobrze. Swoją drogą ja jestem ortopedą. Pracuję na SOR jako lekarz systemu. Dlaczego? Bo brakuje specjalistów medycyny ratunkowej. Więc rozporządzeniem, decyzją urzędniczą, poszerzono katalog lekarzy specjalistów mogących dyżurować na SOR o ortopedów. Tak się łata system.
Rząd was oszukał?
Tak, zostaliśmy oszukani. I to wszyscy, nie tylko lekarze, ale przede wszystkim pacjenci. Wtedy po głodówce lekarze podpisali porozumienie z rządem. Naszym głównym postulatem w głodowym proteście było podniesienie nakładów na zdrowie do 6,8 proc. PKB. Warto wciąż przypominać, że to niewiele większy wydatek niż roczny koszt programu 500 plus. Zgodziliśmy się na kompromis: władza obiecała stopniowe zwiększanie budżetu na zdrowie.