Piwnicami przy Miodowej (a i świetnym ogródkiem na wewnętrznym podwórku z widokiem na Podwale) zawładnęła Oberża. Sale restauracyjne odnowiono, umeblowano wygodnymi krzesłami i (niezbyt stabilnymi – trzeba podkładać pod nogi serwetki) stołami. Każda z sal ma innego patrona. My wybraliśmy właśnie wyżej wymienionego czarta. I zapewne za sprawką Rokity przeżyliśmy pierwsze rozczarowania. Po przyjęciu zamówienia miła kelnerka wróciła z hiobową wieścią: nie ma wymienionego w karcie jagnięcia. Zamieniliśmy więc jagnięcy comber na pieczonego sandacza. I tym razem błąd: najbardziej polską z polskich ryb też diabli wzięli. Zastanawialiśmy się, czy nie opuścić lokalu, ale głód i miły uśmiech zdenerwowanej kelnerki przeważyły. Zostaliśmy.
I nie żałujemy. Naleśniki faszerowane ogonami rakowymi w delikatnym sosie śmietanowo-pomidorowym były rarytasem (18 zł). Podobnie kurki duszone w śmietanie (16 zł).
Po zjedzeniu sałaty, a był to koktail z sałat zielonych (lodowa, rucola, radiccio) bogato inkrustowany mięsem kurczaka, pomidorami, papryką i w doskonałym sosie (16 zł), zrezygnowaliśmy z zup, by przejść do dań głównych. A były to: sarnina i pstrąg. Dziczyzna doskonale zamarynowana, dzięki czemu nabrała kruchości i delikatności i, trzeba przyznać, była dobrze uduszona. Do tego kopytka w śmietanowym sosie (39 zł). Niezapomniane wrażenia. Prosta ryba – pstrąg, też może dostarczyć wiele przyjemności. Zwłaszcza jeśli jest umiejętnie upieczony na grillu z dodatkiem ziół i uzupełniony jarzynkami ugotowanymi zgodnie z obowiązującą modą, czyli al dente (22 zł).
Teraz musimy rozczarować czytelników żądnych dalszych opinii i wrażeń. Porcje podawane w Oberży są tak wielkie, że nie byliśmy w stanie zjeść nic więcej. Nawet spróbować deseru. Obiecujemy, że wkrótce udamy się tam ponownie i opis poszerzymy.