Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Pomostowi

Wcześniejsze emerytury

Na zdjęciu Joanna Słowik, Fot. Tadeusz Późniak Na zdjęciu Joanna Słowik, Fot. Tadeusz Późniak
Ograniczono pomostówki i nie ulega wątpliwości, że to dobrze: więcej Polaków powinno dłużej pracować. Ale trzeba się zastanowić, co z ich niedołężnymi rodzicami czy wnukami pozbawionymi żłobków i przedszkoli.

Zażarta walka o prawo do wcześniejszych emerytur sprawiała wrażenie, jakby Polacy byli całkowicie irracjonalnym społeczeństwem. Albo też skrajnie leniwym. Tymczasem wcześniejsza emerytura zwykle jest racjonalnym wyborem. I rzadko oznacza rezygnację z pracy.

Joanna,
córka przy matce

Wracając autobusem z pracy, Joanna Słowik, rocznik 1955, zawsze stawała jak najbliżej przedniej szyby, żeby widzieć swój blok. Nie ma dymu – znaczy mama nie podpaliła domu. Więc z autobusu biegła, żeby się przekonać, czy mama wciąż jest. Zamknięta na klucz wpadała w panikę, mogła wyskoczyć oknem, ale przez otwarte drzwi mogła sobie wyjść. Po powrocie musiała mamę nakarmić, przewinąć, umyć, zabawić, znów nakarmić. Alzheimer, stadium średnio zaawansowane. 

Joanna Słowik wytrzymała godzenie pracy z taką opieką przez ponad rok. W alternatywie miała rezygnację z pasji. To znaczy zwolnienie się z pracy w szkole dla dzieci z porażeniem mózgowym. Mówi: 20 lat na etacie w tej szkole to długa lista wzruszeń, z wieloma dzieciakami czuła się związana jak z własną rodziną.

Zanim podjęła decyzję o odejściu, spróbowała jeszcze jakoś się zorganizować. Nie udało się. Pielęgniarki ukraińskie brały do 100 zł za dzień, zresztą wcale nie jest o nie łatwo. Pomoc polskiej bezpłatnej pielęgniarki przysługuje tylko osobom leżącym, najbiedniejszym i to pod wieloma warunkami. Rozwiązaniem, przynajmniej na parę lat, mógłby być dzienny dom pobytu, coś jak przedszkole dla chorego, ale okazało się, że ten jeden jedyny istniejący w Warszawie, z 20 miejscami na liczące 7 tys. chorych miasto, przyjmuje tylko osoby ze swojej dzielnicy.

Państwo, mówi Joanna Słowik, ją zawiodło. Jak ponad 100 tys. dorosłych dzieci – opiekunów osób chorych na Alzheimera i podobne otępienia. To zwykle osoby pięćdziesięcioparoletnie, pracujące, pozbawione jednak dostępu do pomocy zinstytucjonalizowanej. Wyjąwszy te 2 proc. o najniższych lub najwyższych dochodach. I kolejne 2 proc., które decydują się oddać chorego do domu pomocy społecznej. Państwo zawiodło, więc Joanna Słowik nie miała innego wyboru, jak pójść na wcześniejszą emeryturę. Na tym właśnie polega racjonalność jej myślenia.

Francja w 2008 r. próbowała podczas inauguracji swojego przewodnictwa w UE przekonać inne kraje, by poszły jej śladem i uczyniły priorytet z organizacji systemów wspierania rodzin w opiece nad chorymi z demencjami. W tym samym roku w Polsce zamknięto kolejny specjalistyczny dom opieki nad takimi chorymi. Zostało jeszcze siedem. Za 15 lat grupa tych chorych w Polsce z 450 tys. dziś rozrośnie się do miliona osób. Na ledwie 6 mln pracujących...

Gdy mama zmarła, Joanna próbowała wrócić do pracy. Znaleźli dla niej zajęcia indywidualne z jedną dziewczynką, trzy godziny w tygodniu, ale już nie prowadzenie klasy. Tak, Joanna rozumie, że dzieciom się to należy, żeby uczyli je młodzi, żadne dziecko nie lubi patrzeć na starego. Docenia, że pani dyrektor wykonała w jej stronę tak piękny gest z litości. Bo przecież dyrektor musi wiedzieć, ile ona ma tej emerytury.

M.J . ,
babcia przy wnukach

M.J. przestała żałować, że odeszła na wcześniejszą emeryturę dopiero jakoś po pół roku. Gdy wzięła na siebie opiekę nad wnukami. W jej rodzinnym Lublinie, w Szkole Babć, wymyślonej przez gerontolog Zofię Zaorską, żeby wspierać kobiety w tej nie zawsze pochodzącej z własnego wyboru roli, aż 11 na 30 kobiet to wcześniejsze emerytki. Bywa tak: kogoś córka postawiła pod ścianą, że jedna z nich z pracy zrezygnować musi, kogoś dzieci zapytały jedynie, czy się cieszy, że zostanie babcią i że się zajmie wnukiem.

A odejście z pracy M.J. było inicjatywą szefa. Zorganizował dla niej spektakl jednego widza: osiem osób – cała załoga biura – przez parę miesięcy udawało, że ich miejsce pracy będzie zlikwidowane. Koleżanki w kółko powtarzały, jaka to z niej szczęściara, że ma już te lata pracy i może iść na emeryturę. Nawet meble wynieśli. Segregatory stały na podłodze. M.J., rocznik 1950, księgowa w tej firmie, załatwiła więc sobie zasiłek przedemerytalny, a w końcu emeryturę. Mówi: budowała tę firmę od podstaw, wiedziała o niej wszystko, więc może szef się jej bał? Podrywała mu autorytet, łapiąc go na niewiedzy? A może szło o jej wiek? Z badań IPSOS dla Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce wynika, że i pracodawcom, i pracownikom, a nawet przedstawicielom związków zawodowych udzielił się stereotyp, że 50 urodziny to jakaś szczególna data, po której pracownik traci na jakości.

To twarda obserwacja z wielu badań, między innymi Jonathana Grubera i Dawida A. Wise’a: istnieje prosta, ścisła zależność między łatwą dostępnością wcześniejszych emerytur a niskimi wskaźnikami zatrudnienia ludzi po pięćdziesiątce, bo rynek pracy ich wypycha. Szefostwo kombinuje, choć rzadko jest to fortel. Częściej po prostu mobbing. W 2004 r. trafił do polskich kodeksów, ale ta akurat grupa wiekowa – pięćdziesięcioletni i starsi – zwykle nie decyduje się na sąd. Wolą emerytury.

M.J. dowiedziała się, że jej miejsce pracy istnieje dalej, bo jedna z koleżanek nie wytrzymała, zadzwoniła. Depresja trwała dobre pół roku: to wszystko przecież byli ludzie, których znała lata. Skończyło się, mówi, gdy rok po roku urodziły się wnuki. Wiadomo, jak jest: na miejsce w żłobku może liczyć 2 proc. dzieci. W przedszkolach – około 30 proc. (w całej Europie – mniej więcej 80 proc.). Codziennie zatem M.J. razem z pracującym w szkole mężem wstają o 5.30 i jadą do synowej, która o 7.30 musi już być w drzwiach. Na 16.00 pani M.J. leci do pracy. Oficjalnie – na jedną piątą etatu robi księgowość w firmie u znajomej. Na drugą zmianę nikt nie chciał przychodzić. Pani M. pasuje jak ulał. Wszystko to wygląda dość racjonalnie, boi się tylko o organizm. Czuje się przemęczona. Ostatnio było pogotowie, tak jej skoczyło ciśnienie.

Roman,
tata przy dziecku

Generał Roman Polko odrzuca propozycje pracy. Odszedł na emeryturę, bo chciał możliwie najgłośniej zaprotestować. Opowiada: widział zakusy, żeby jego jednostkę, GROM, przeformatować, co tak naprawdę mogło oznaczać jej rozbicie. I nic nie mógł zrobić. Wymyślił więc, że taka emerytura generała odbije się echem. Był 2004 r. Tamta decyzja, dodaje, była dramatyczna. Jakoś jednak poszło: zrobił doktorat, wydał dwie książki.

Zawieszał emeryturę, by zostać doradcą prezydenta, doradcą szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji do spraw terroryzmu, wreszcie wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. I znowu ją odwieszał, bo w BBN, jak mówi, cała jego aktywność sprowadzała się do wyjadania szefostwu winogron. Na odchodne, w 2006 r., kupił firmie trzy skrzynki tych winogron, też manifestacyjnie.

Ale tym razem szedł na emeryturę już bez większych emocji. Opowiada: położenie wczesnego emeryta okazało się mieć tę kolosalną zaletę, że można brać pieniądze nic nie robiąc, bez wyrzutów sumienia, że się markuje pracę, a on chciał teraz mieć czas dla córki, która właśnie miała się urodzić. Tłumaczy: dzieciństwo starszych dzieci przeciekło mu przez palce. Tymczasem ojcostwo jest pasjonujące, jeśli mieć na to czas i środki. Starszy brat generała, górnik, na wcześniejszej poświęcił się trenowaniu córki w biegach i też sobie chwalił.

To na razie w Polsce jeszcze precedensy: mężczyzna przy dzieciach czy wnukach. Jednak według znawców problemu marne wskaźniki dzietności w Polsce nie poprawią się tak długo, jak długo kobiety będą w rodzinach jedynymi odpowiedzialnymi za opiekę nad dzieckiem, zaś urodzenie dziecka w rodzinie będzie wykluczało kobietę z rynku pracy. Dziś, jak wynika z badań Ireny E. Kotowskiej, Urszuli Sztanderskiej i Ireny Wóycickiej „Aktywność zawodowa i edukacyjna a obowiązki rodzinne”, w 75 proc. przypadków obowiązki związane z opieką nad dzieckiem spoczywają wyłącznie na matce. Która, jeśli korzysta z pomocy, to – w 41 proc. przypadków – pomocy babci.

Roman Polko prosi, żeby jeszcze zawodowo nie spisywać go na straty. Skomponował sobie program biegowy, żeby utrzymać kondycję. Dzień zaczyna od sprawdzenia poświęconych kwestiom światowego bezpieczeństwa stron Asia-Pacific Center. Brat górnik, ten, który szkolił córkę w biegach, też nie wytrzymał i w końcu zajął się handlem sprzętem sportowym.

Barbara,
agroturystyka

Ojciec Barbary Stoltman zmarł nagle, a mama kategorycznie odmówiła przeprowadzki znad morza do córki na Śląsk. I to był ten impuls, który spowodował, że złożyła wniosek o wcześniejszą emeryturę. Lecz drugim, ważniejszym argumentem było samo miejsce pracy. Śląska podstawówka, którą – opowiada Barbara Stoltman – niedokończona reforma oświatowa zmieniła w miejsce nie do wytrzymania. Proste sprawy: dzieciaki w piątej, szóstej klasie, teraz najstarsze w szkole, nagle zaczęły czuć się bardzo dorosłe. Każdego dnia poważny problem do rozwiązania. Koleżanki z gimnazjów miały jeszcze gorzej. Dzieci w najtrudniejszym wieku, zgrupowane w nowym miejscu, w nowym środowisku, gdzie musiały zawalczyć o swoje miejsce w nowym stadzie. Koleżanki też poszły na wcześniejsze emerytury, jak 14 tys. innych nauczycieli co roku. Barbara Stoltman mówi: nie o to jej w życiu chodziło. Racjonalna decyzja.

Dlaczego nie płatny urlop zdrowotny, który gwarantuje Karta Nauczyciela? Bo starszym nauczycielom brakuje już wiary w szkołę. Rozwój zawodowy okazał się fikcją: komisje dawały im tytuły jak leci i wszyscy już je pozdobywali. Na urlopie zdrowotnym nie wolno podejmować żadnej pracy. Złapią – duży kłopot. Mogą kazać zwracać pieniądze.

Towarzystwo Ekonomistów Polskich podaje, że co najmniej 500 tys. wcześniejszych emerytów pracuje na czarno. Barbara pracuje legalnie: wraz z mamą zrobiły w domu pensjonat agroturystyczny. Mama go prowadzi, Barbara pomaga.

Jadwiga,
handel swetrami

Mówi, że odeszła z głupoty. Fotoreporterka, a potem laborantka fotograficzna, rocznik 1950. W jej czasach nietypowy zawód dla kobiety. Zawsze miała poczucie, że jest w awangardzie, naukowcy z całego miasta przychodzili do niej, jeśli im zależało, żeby uzyskać wierne kolory na odbitce. Ale w pewnym momencie zaczęła odczuwać, że jest w jakimś ogonie. Wchodziła nowa technika, komputery, automaty do wywoływania zdjęć, a ona tego nie ogarniała. A mąż miał wysoką pensję. To wydawało się ideałem: koniec rannego wstawania, dużo czasu. Pensja męża, z drobnym wsparciem w postaci jej emerytury – miało być przyzwoicie.

Ale wyszło nędznie. Bo już po kilku miesiącach Jadwiga zaczęła sypać się zdrowotnie. Najpierw ciśnienie, potem serce, w końcu osteoporoza. To dziwna zależność, też wyłapywana przez socjologów i ekonomistów: im dłuższy okres aktywności zawodowej, tym lepsze samopoczucie i odwrotnie. Polacy po pięćdziesiątce, najwcześniejsi emeryci świata, czują się jednocześnie jednym z najbardziej chorych narodów w Europie.

Wykaraskała się, ale wtedy jej mąż zmarł. A ona została z 900 zł. Zaczęła brać zlecenia na śluby, ale fizycznie nie dawała rady. Sprzedaje swetry. Przez Internet.

Z badań „Polki a emerytura”, przeprowadzonych na zlecenie ING, wynika, że ponad 80 proc. Polaków wyobraża sobie emeryturę jako ocean wolnego czasu. Sądzi, że będzie przede wszystkim oglądać telewizję. Ale te faktyczne wybory wcześniejszych emerytów są zwykle dobrze przemyślane. A momentami konieczne. Rządowi udała się rzecz duża. Właściwie – uratować państwo. Bo gdyby chcieć utrzymać emerytalne status quo, a rosnącą dziurę w systemie emerytalnym sfinansować z podatków, do 2040 r. trzeba by je podnieść mniej więcej o drugie tyle. Co oznaczałoby albo pensje niższe o około połowę, albo dramatycznie wyższe koszty pracy, a więc i cięcia zatrudnienia w firmach. A w konsekwencji więcej bezrobotnych, potrzebujących wsparcia z budżetu.

Jednak krok ten może przynieść skutek niezamierzony, i to w całkiem pokaźnej skali. Owe 450 tys. osób z Alzheimerem, te prawie 400 tys. dzieci co roku, którymi ktoś musi się zaopiekować, niewiadomej skali mobbing z powodu wieku. Dotąd była jeszcze jakaś furtka. Ludzie sobie radzili. A co teraz? Z tymi problemami też trzeba się będzie zmierzyć.

Najmłodsi najstarsi

Polak idący na emeryturę ma średnio 56 lat. To europejski rekord. Podczas gdy inne państwa europejskie podnosiły wiek emerytalny, średnio o 3 lata w ciągu ostatnich 5 lat, my go obniżaliśmy.

Od połowy lat 90. co roku na każdego Polaka odchodzącego z pracy w wieku emerytalnym przypadały cztery osoby lub więcej idące na wcześniejsze emerytury. A 2008 r. był rekordowy: zamiast 100 tys. nowych wcześniejszych emerytów - jak w ostatnich latach - pojawiło się ich aż 250 tys. Zasilą oni ponaddwumilionową rzeszę ludzi, którzy w 2007 r. byli już emerytami, choć nie mieli jeszcze 60 lat (kobiety) lub 65 lat (mężczyźni). W tej grupie najwięcej jest osób, które wystąpiły o emeryturę, bo przepracowały 30 lat lub pracowały w szczególnych warunkach - 1 mln 116 tys. Do tego ponad 130 tys. młodych emerytów policyjnych, 128,5 tys. górni­ków, 114 tys. nauczycieli, 75 tys. rolników, 36,3 tys. kolejarzy, a także wojskowi, prokuratorzy i sędziowie, strażnicy więzienni. Plus około 450 tys. osób, pobierających zasiłki i świadczenia przedemerytalne. Wśród dzisiej­szych emerytów mundurowych są osoby, które odeszły z pracy w 1946 r., na emeryturach są więc już ponad 60 lat.

Polityka 3.2009 (2688) z dnia 17.01.2009; Kraj; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Pomostowi"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną