Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Mamy problem

Matka Polka, ojciec nie

Anna Szosziaszwili z mężem Alikiem i synami Dawidem i Michałem. Fot. Leszek Zych Anna Szosziaszwili z mężem Alikiem i synami Dawidem i Michałem. Fot. Leszek Zych
Pierwsze rasistowskie spięcia są już w piaskownicy. Między matkami. Matki dzieci o brzoskwiniowej skórze mówią o matkach brudnych dzieci: Polak nie chciał, to czarny wziął.

 

Anna Szosziaszwili, polska mama Gruzinów:

Poznaliśmy się z Alikiem na Stadionie Dziesięciolecia. Pracowałam w gastronomii, on przyjechał z Gruzji na handel. W 1996 r. wzięliśmy ślub. Skłamałabym, że nie myślałam, jakie dzieci z tego będą. Kiedy urodził się Dawid, patrzyłam na te jego oczy, lekko skośne, malutkie i ciemne. Pan to zabierze – pani w przedszkolu na Grochowie oddała mężowi misia, którego syn wziął na pierwsze zajęcia. Gdy Alik zamykał drzwi, usłyszał syk: pilnować Gruzina i jeszcze jego gruzińskie zabawki?

Dawid jest w szóstej klasie. Coraz bardziej gruziński się robi, ten nos i taki gorący emocjonalnie. Nie to, że wulgarny, raczej wrażliwy. W szkole nazywają go Chińczyk, ty Rusku albo Szaszłyk od trudnego nazwiska. Nie protestuje. Jakby tak miało być.

Michał ma już siedem lat, ale jeszcze nie wypowie swojego nazwiska, nie chce, skraca, złości się. W szkole koleguje się z Cyganem. Mama tego Cygana umarła, bo była chora.

Synowie na podwórko wychodzą tylko z mężem. Alik gra z nimi w piłkę i stara się o względy białych dzieci. Opowiada, że w Gruzji na ścianach ludzie wieszają piękne szable i rogi. Zaprasza dzieci, żeby przyszły do Dawida, to takie zobaczą, a one zaczynają patrzeć na męża z aprobatą, jak na bohatera westernów.

Kiedy wprowadziliśmy się do bloku na Grochowie, ciągle dzwoniła jakaś starsza kobieta: Nie stać panią na Polaka? Czarnucha, złodzieja sprowadzić nam na głowę! Ta pani mieszka pod nami. Lubi wyjść na klatkę, jak synowie schodzą do szkoły. Krzyczy, że znowu nie przespała nocy, że trzeba Gruzinów powiązać do kaloryfera, bo to dzikie dzieci, po regałach skaczą, jakby to były drzewa. Fakt faktem, na początku nie mieliśmy dywanu. Potem łóżka się zmieniło z tych rozsuwanych, co skrzypiały po panelach, i dywan się położyło, ale znajomych nie zapraszamy. Raz na sobotę przyszli, on Gruzin, ona Polka, z dwójką dzieci. Sąsiadka wezwała straż miejską, że tu schodzą się ciemni, niebezpieczni. Układaliśmy dzieci do spania, kiedy strażnicy przyszli z pałkami. Mówili, że mają obowiązek sprawdzić sygnał i pouczyć.

 
Beata Miller, mama dwóch Arabów, Hindusa i Polki:

Tylko matka wie, co to jest niemoc pomieszana z furią, kiedy kupujesz w kiosku gazetę, nagle patrzysz, że twojemu dziecku, które na ciebie czeka, wciskają monetę do ręki. Ono bierze i pokazuje mamusi, cieszy się. A ja wiem, że dali mu pieniążka, bo jest czarne, ma rumuńskie rysy, ale nie prosi nachalnie. Takiemu warto dać.

Dwóch pierwszych synów mam z Tunezyjczykiem, ale wyjechał, kontakt się urwał. Ponoć umarł. Ładni są, do Włochów podobni. Roland, najstarszy, już sobie zmienił nazwisko. Na drugi dzień po otrzymaniu dowodu – z Zarouk, po ojcu, na moje. Zawsze go uspokajałam, że będzie mógł to zrobić, kiedy dorośnie. Roland ma 22 lata. Jak był mały, woziłam go w wózku z Baltony, bo ojciec, zanim uciekł, pracował w ambasadzie Tunezji. Roland był jeszcze atrakcją, kojarzył się z luksusem. Potem wszystko zepsuły dziady z Rumunii, które zaczęły przyjeżdżać na żebry. Roland dostał obsesji, żeby wybielić skórę. Przychodził do szpitala, gdzie pracowałam jako pomoc na rehabilitacji, i szantażował mnie, że jak nie załatwię maści, to wejdzie na dach i skoczy. To kupowałam takie na rozjaśnienie piegów. Rok się smarował, ale nic nie dawało.

 

Alan, ten młodszy, nie chciał się wybielać, choć na nim bardziej się odbiło, bo gdy dorastał, czarni zaczęli kojarzyć się z ibn Ladenem. Ma ADHD i padaczkę. Jakaś doktor powiedziała, że ma inny temperament, tzw. gorącą krew. Kiedyś porównywałam moje dzieci z białymi, fakt faktem, moje są bardziej nieprzewidywalne. Ciągle trzeba zmieniać im szkoły.

Najbardziej odbiło się na Krystianie. To mój najmłodszy i najciemniejszy syn, którego ojciec jest Hindusem. Ma 13 lat. Zaczynał jak starsi w tej samej szkole podstawowej na Powiślu, do której nie chcieli chodzić. On też nie chciał. Pamiętam jedną z pierwszych przerw lekcyjnych w pierwszej klasie. Krystian bawił się z dziećmi w chowanego. W szatni pod kurtkami się chowali. On i białe dzieci. Pedagog zadzwoniła do mnie, że złapała Krystiana, jak przeszukuje kurtki. Biały chowający się za kurtki nie był złodziejem. Biały się tylko chował, ciemny chował się, żeby kraść. Jak narozrabiał, pedagog mówiła do dzieci: Czarnego mi tu natychmiast zawołać! Krystian powiedział do mnie, jak kiedyś Roland: Jeżeli jeszcze raz każesz mi iść do szkoły, pójdę na dach i skoczę. To nie kazałam. Obecnie jest w szóstej klasie ośrodka socjoterapii na Woli. Tam jest dużo ciemniejszych, skośnych dzieci, które trafiły do kąta.

Od trzech lat mam wspaniałą doktor rodzinną, do której chodzę z synami. Gdy zaczęła ich prowadzić, czytała w kartach moich dzieci, które wcześniej prowadzili inni lekarze, notatki: koszulka czyściutka, zadbane, kołnierzyk biały, wykąpane. Pierwszy raz się z tym spotkała, żeby opisywać strój dziecka, nie jego chorobę.

Prawda jest taka, że mam słabość do cudzoziemców. Tak jak moja najmłodsza córka. Obecnie kocha się w Węgrze, koledze z klasy. Z jej tatą, Polakiem, poznaliśmy się w 1999 r., tego dnia, kiedy papież odprawiał mszę św. na placu Piłsudskiego. Jeszcze byłam w ciąży, jak sąsiedzi mi donieśli, że synowie bawią się przed domem, a on ich woła z okna: Czarne dupy do domu!

Kiedy córka miała roczek, Krystian podniósł ją do lustra: Zobacz – mówił – siostrzyczko, kto tam jest w lusterku? Jej ojciec poderwał się z fotela: Ty ibn Ladenie! Wziął syna za głowę do lustra: Jaka to twoja siostra, czarnuchu! Patrz! Gdzie ona do ciebie podobna! Moja księżniczka. Jest jasną blondynką z niebieskimi oczami.

Tego dnia już u mnie nie spał. Długo chodził po sądach, by wzięły pod uwagę, że jego córka mieszka z czarnuchami, a oni przecież mogą ją zgwałcić.

Agata, polska mama Araża, Persa (imiona zmienione):

Ktoś powiedział, że związałam się z Persem, bo chciałam mieć ładne dziecko. Araż urodził się w 2005 r. Skóra zdjęta z taty. Czasem patrzę na jego zdjęcia: jest ścięty na pieczarkę, wiem, że to moje dziecko, ale te włosy są niesamowite. Grafitowe, gęste, sztywne. Ze mnie, blondynki. Ale urodził się w Wielkiej Brytanii, nie był tam fenomenem.

Wyjechałam do Londynu, do szkoły językowej. Wynajął mi pokój pracownik Westminster University, obyty. Chyba dlatego tak długo w tym tkwiłam, że się uparłam, że nie spełnię prowincjonalnych przepowiedni, że kobiety, muzułmanin itd. Skończyłam pedagogikę specjalną, ale mogłam pracować tylko jako przedszkolanka, bo przecież – mówił – nie puszczę się z dziećmi. Zdradzałam go niby nawet z obcym człowiekiem, który pływał obok mnie w basenie. Mogłam odbierać telefony tylko od niego, dzwonił określonym sygnałem.

Tu, w Parku Jordanowskim na Ochocie, bawi się wiele kolorowych dzieci. Czasem matki mówią do mojego syna: Jakie to słodziutkie, jaki cukiereczek, jakie oczy. Araż dopowiada z przyzwyczajenia, sepleniąc: I włosi. Wtedy czuję się jak na estradzie w cyrku, jakby mój nic nierozumiejący syn miał występ, a ja patrzę. Częściej występ kończy się płaczem, kiedy zabieram dziecko z piaskownicy, słysząc: Nie dość, że Rumun, to jeszcze chory.

Araż urodził się z rzadką chorobą genetyczną, około 150 przypadków na świecie, tzw. połowicza chemiplegia dziecięca. Objawia się dusznościami, skurczami ciała, 8–10 ataków niedowładu na miesiąc, które powodują, że upada, chwiejnie chodzi albo tylko leży. Jest bardzo kontaktowy. Pamiętam, jak w Instytucie Matki i Dziecka czekaliśmy na rehabilitację. Bawił się ze zdeformowaną dziewczynką. Kiedy dał jej ze szczęścia całusa, mama odciągnęła dziewczynkę: Zostaw, nie widzisz, że to jest mały brudny Arab. Tak jakby mój 4-letni syn miał ją uwieść i porzucić.

Do 9 miesiąca nie miał żadnej rehabilitacji, bo ojciec zakazał diagnostyki. Wtedy uciekłam. W kwietniu zeszłego roku przyjechał. Ktoś wezwał policję, widząc, jak mnie dusi. Kiedy przyjechali, jeszcze był w szale, ale dla naszej policji jest obywatelem brytyjskim, lepszej kategorii. Prokurator powiedziała mi na boku, że gdyby był Polakiem albo miał tylko perski paszport, konkretniej by do niego podeszli, siedziałby na pewno w areszcie, ale ma paszport brytyjski, więc trzeba się z nim obchodzić jak ze śmierdzącym jajem, bo obecnie taki jest kurs polityczny – nikt nie chce zadzierać z obywatelem cywilizowanego kraju. Jeśli wyjdziesz za mąż za Ukraińca, tracisz w społecznej hierarchii, ale już przy Hiszpanie, Angliku awansujesz. Po tamtym zdarzeniu Araż zaczął się bawić w duszenie w piaskownicy. Matki odsuwały od niego swoje córki. Syczały: Tak Arab postępuje z kobietami od urodzenia.

Choroba mojego dziecka to ryzyko ciągłego zagrożenia życia. Rok temu Araż miał atak niedowładu. Była sobota. Doktor dyżurujący na oddziale neurologicznym CZD nie chciał go zbadać. Sugerował, żeby jechać leczyć dziecko do Iranu, że wiedziałam, z kim się wiążę. Spojrzał na metrykę, miejsce urodzenia Araża: Londyn. Niech pani nie mówi, że jak pani była w Londynie, to panią nie stać na prywatną opiekę medyczną. Nie udzielił mi pomocy, nawet na żadnej karcie nie zapisał tej wizyty. Pojechałam szukać dalej, nie miałam czasu na dyskusje. Nigdy później to się nie zdarzyło. Może raz, gdy z dusznościami syna trafiłam na ul. Litewską. Słyszałam, jak pielęgniarki w zabiegowym po tym, jak pobrały Arażowi krew, śmiały się, że nie jest niebieska. Że dziecko jest niby śliczne, ale takie jakieś ciastowate, lejące się. To obniżone napięcie mięśniowe musiała spowodować jakaś rasowa mutacja.

Anna K., mama Sudańczyka:

Jaki on brudny wyszedł – powiedział lekarz w szpitalu na Bielanach. To było 20 lat temu. Syn jest polsko-sudański. Czarny jak sadza. Za dziecko bym zabiła, z tego zna mnie osiedle, że bitna jestem, impulsywna, ale wtedy trzeba było mieć siłę wstać z łóżka, żeby to zrobić.

Poznałam jego ojca przez koleżankę koleżanki. Oni szybko mówią: aj low ju. Dwa lata to trwało. Nie wiem, jak zaszłam w ciążę. Zabezpieczaliśmy się oboje. Ponoć ich plemniki są silniejsze. Ciąża wyszła po pięciu miesiącach. Okres miałam normalnie, ale coś mi się zaczęło w żołądku ruszać. Okazało się, że wszystkie dane podał fałszywe. Ponoć jest w Polsce, ale nie wiem, czy bym go poznała na ulicy, czarny jak każdy inny. Oni dla mnie się nie różnią. Czy syna bym poznała? Pewnie też by się nie różnił, gdyby nie farbował włosów na kolor palonej kawy. Bardzo tego pilnuje, rozjaśniania włosów. I zapachu. Jest mniemanie, że Murzyni śmierdzą, to prawda. Ale mój syn nie. Obsesyjnie myje nogi, nakłada talk na stopy, zmienia skarpetki, zużywa moje masło do ciała i dezodoranty pod pachy.

Podwórko. Pamiętam syczenie pań na osiedlowej ławce, że biały nie chciał, to czarny wziął. Jak chodził po drzewach, kazali mu się wynosić na swoje palmy, żeby na nich banany prostować. Do dzieci nie mam żalu, że nie bawiły się z Murzynem. Zresztą, jak miał 14 lat, zaczął sobie radzić sam, pyskował do kolegów: A ja jestem w kolorze gówna, które z ciebie wychodzi. Do dorosłych też tak mówił.

Szkoła. Wtedy jedynym Murzynem w szkole był mój syn. Nie jestem matką nawiedzoną, nadopiekuńczą. Początkowo tolerowałam jego siniaki. Biała matka pewnie pomyśli, że trudno je znaleźć na czarnym ciele Murzyna. Nietrudno. Mają jeszcze czarniejszy kolor. Zaczął przychodzić z nadciągniętym uchem, wykręconą ręką, uderzony pękiem kluczy. Po tych kluczach nie wytrzymałam. Powiedział, że pani od świetlicy rzuciła je, żeby siadł spokojnie na tej czarnej dupie. Poszłam do pani i mówię: Jeśli jeszcze raz uderzysz moje dziecko, wezmę czterotomową encyklopedię i czerwona plama zostanie na tej ścianie po twoim mózgu. Została zdegradowana, już nie była kierownikiem świetlicy, potem odeszła na wniosek kuratorium, bo nie darowałam tego.

Syn nigdy nie pytał, dlaczego jest Murzynem. Uczy się w liceum, przeciętnie. Dorabia jako kelner w dobrych hotelach, Sobieski, Marriott. Europejczycy tam chodzą. Nikt nie mówi, że nie zje od Murzyna. Ma białą dziewczynę, modelkę. Moja imienniczka. Ja mówię, czy to te Anki też tak muszą trafiać na nich? Dwa lata już chodzą. Przy moim synu to nie jest długo. Może dlatego, że jego murzyńska krew lubi zmiany, a może że każda chce spróbować, bo dziewczyny teraz lubią kontrasty. Ja też lubię. Kiedy szedł do pierwszej komunii, był jedynym dzieckiem w białym garniturze. Tak chciałam. Nigdy nie pytał, dlaczego na obrazkach wszyscy święci są biali, a on musi się do nich modlić. Wytłumaczył sobie po swojemu, że jeden z trzech królów był przecież czarny. Do niego się modli.

 

Polityka 21.2009 (2706) z dnia 23.05.2009; Kraj; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Mamy problem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną