Jestem chłopakiem, mam 19 lat, lubię nagość zarówno męską jak i żeńską. Uwielbiam podglądać ludzi na basenie. Chciałem się tym samym zapytać o wasze doświadczenia z podglądaniem i nagością. Czy zdarzyło się wam, czy podobało się wam i czy to lubicie? Proszę o kulturalne i mądre odpowiedzi”. Ten apel wystosowany do bliźnich na portalu Nasza-Klasa wzbudził całkiem ożywioną dyskusję na temat nieodgadnionej tajemnicy nagości, dyskusję tym dziwniejszą, że odbywała się ona w największym na świecie zgromadzeniu wszelkiej maści golasów, a mianowicie w Internecie.
Niektóre statystyki podają, że można w nim znaleźć 19 mln stron z fotografiami nagich ludzi, od ujęć artystycznych do hard porno. Co najmniej jedna piąta internautów poświęca ok. 45 minut dziennie na przeglądanie w sieci pornoportali. Mimo to nagość jako temat społeczny ciągle wywołuje emocje, niepokój, kontrowersje, uprzedzenia. Gdy jedni kultywują ją jako ideał erotycznego i duchowego wyzwolenia, inni, niby chore gardło szalikiem, okrywają każdy skrawek obnażonego ciała. Tekstylni z nudystami, barchanowi z golcami, okutani z rozebranymi od lat toczą ten sam spór o nagość i wydaje się on nie mieć końca.
Janusz Głowacki wspomina, że spacerując po Manhattanie, spotkał kiedyś Polaka, który podszedł do niego i zapytał, czy miał proces, bo rozebrał się na plaży. Głowacki przytaknął, a ten uścisnął mu dłoń i oświadczył, że serdecznie mu gratuluje i gorąco go podziwia. W swojej książce „Z głowy” pisarz opowiada, że akcja milicji na naturystów, trwająca w latach 70., a której wynikiem był przywołany przez przechodnia proces, przypominała skalą atak na zamek Makbeta. „Patrol wyczołgał się zza wydm i ruszył w naszą stronę, maskując się gałęziami jak Las Birnamski”. Podobną akcję w wykonaniu Louisa de Funesa jako policjanta możemy zresztą oglądać w komedii o przygodach żandarma z St.