Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Smród twój wróg

Brzydko pachniemy. Niestety

W prasie trwa dyskusja o brzydkich zapachach. Czy lekarz ma mianowicie prawo oburzać się na woń pacjenta. Ale smród to pojęcie względne.

Czy na przykład nauczycielka ma prawo dąsać się na brzydkie wonie - można by się zastanawiać. Co do śmieciarza i zmywacza zwłok - już pewnie nie, bo widziały gały, co brały, a to, co brały - nieżywe.

Kilka moich koleżanek ze studiów zrezygnowało z posady w szkole, nie mogąc poradzić sobie ze skondensowaną wonią potu i sików, która w stołówce przebijała zupę kapuśniakową, a w gimnastycznej pruła nozdrza.

- Zdarza mi się wejść na salę gimnastyczną - mówi Krystyna, nauczycielka spod Radomia - w której wcześniej ćwiczyła grupa nastolatków. Wiadomo, wiek dojrzewania plus wysiłek fizyczny to mieszanka piorunująca. Ale to normalne. Zdarzają się jednak dzieci, których rodzice opalają mieszkania dziwnymi rzeczami. Wtedy te dzieci mają nimi przesiąknięte ubrania i zeszyty. Często jest to nieprzyjemny zapach, ale cóż począć, skoro ci ludzie nie mają pieniędzy na opał.

Pachnie lepiej 

Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja w szkołach poprawia się jednak z powodu wstępującego niżu. Mniej niżu, mniej pachnie w przestronnych, jeszcze dla wyżu zbudowanych szkołach, ale też dlatego, że nikt już jednak nie hoduje kur w łazienkach, jako pomieszczeniach uznanych za fanaberyjne. - Małe dzieci, które uczę, raczej nie śmierdzą - mówi ­Krystyna.

Brzydko pachną dzieci z rodzin biednych i zaniedbanych. Nauczycielki ze szkół w łódzkich enklawach biedy opowiadały badaczkom z Uniwersytetu Łódzkiego, że w szkołach w piwnicy trzymają pralkę automatyczną, żeby prać ubrania tych dzieci, w tajemnicy, rzecz jasna, przed pozostałymi, pachnącymi bardziej standardowo, bo ich własny zapach gruntownie wyklucza je z klasowej społeczności.

Szkoły jednak, sale szpitalne, tramwaje w upały i tym podobne miejsca o licznie zgromadzonych pachach i pachwinach zalatują potem i czymś stęchłym nadal. Dla pracowników jedynym wówczas sposobem przetrwania w woniach en bloc lub wydzielanych przez pojedynczych obywateli jest: przyzwyczaić się. Jak w anegdocie z brodą. Nauczycielka Henia pisze do jego matki: Henio śmierdzi. Mama Henia odpowiada nauczycielce: szkoła nie ogród, Henio nie kwiat. Uczyć, nie wąchać!

Z książki Ewy Czerniawskiej i Joanny Marii Czerniawskiej-Far „Psychologia węchu" dowiadujemy się jednak, że do smrodu lub, przeciwnie, do zapachu niebiańskiego przywyknąć nie można. Choć wydaje nam się, że zapachu nie czujemy, nasz mózg dalej rejestruje jego obecność. Pot spod pach, choć po wianku pacjentek lekarz już nań nie reaguje, smród z zeszytów od dziwnego opału, smród z pojemnika, choć śmieciarz też go już nie czuje, są nadal odbierane w postaci setek lotnych substancji przez nasz mózg.

Jak powiada Stanisław Kuśnierz ze wsi Miłosławice: zwierzę ma swój zapach i trzeba utrzymywać je w czystości, żeby nie śmierdziało. Pewien Szwajcar, który nas odwiedził, był zachwycony tym zapachem natury. Turyści podziwiają i karmią nasze zwierzęta. Gorszy od obornika jest przecież smród z oczyszczalni.

Są różne rodzaje smrodu 

Smród nie jest pojedynczym smrodem. Składa się z setek drobnych smrodków. Zapach też. W skład zapachu kawy wchodzi 800 zapaszków, zapach banana ma ich w sobie 350. Składników tych, rzecz jasna, nie czujemy, bo zapachy są w mózgu kodowane w całości. Człowiek potrafi rozpoznać kilka tysięcy z pół miliona zapachów przewijających się dokoła nas. Nie potrafi zidentyfikować składników zapachu, jeśli są więcej niż dwa.

Wszystkie składniki zapachu w postaci jednej lotnej kompozycji wpadają nam do nozdrzy, osiadają na nabłonku i rozpuszczają się w śluzie, który go pokrywa - piszą autorki wspomnianej pracy. Później przekształcają się w sygnały odbierane przez białka receptorowe komórek węchowych i idą do mózgu.

Nie lekceważmy tego, że gdzieś pachnie, gdzieś śmierdzi. Lub że ktoś. Za badanie węchu naukowcy Buck i Axel, twórcy chemicznej teorii węchu, zdobyli przed pięcioma laty Nagrodę Nobla. Węch jest ważny.

Analiza wrażeń węchowych ma miejsce w tych samych ośrodkach mózgu, które odpowiedzialne są za emocje. Co więcej, emocje te powstają automatycznie, podświadomie. Przychodzi baba do lekarza. Czuć ją niemyciem tygodniowym. I lekarz wścieka się. Automatycznie, bo tak każe mu jego mózg, choćby był stuprocentowym Judymem. Czuje on to, co inni w takich przypadkach (jak ustalili badacze węchu) - obrzydzenie i złość, nawet jeśli po tym pojawi się poprawna zawodowo myśl, że może pacjentka nie ma łazienki, za słaba, żeby się umyć, przysięgałem przed Hipokratesem etc.

I bez badań można przypuszczać, że nie jest dobrze, gdy lekarz przystępując do postawienia diagnozy, wścieka się automatycznie.

Pachnieć trzeba umieć 

Pani, która idzie do lekarza, powinna raczej pachnieć mydłem kwiatowym albo czymś cytrynowym. Takie zapachy mają korzystny wpływ na zadania poznawcze. Czyli na postawienie diagnozy też. Pani w szkole, która jest w widocznej depresji, powinno się postawić na biurku pachnącą różę. Bo zapach róży dobry jest na doły. Albo lawendę, miętę, tymianek: pani może się od ich zapachu odprężyć. Ale matematyczce lawendę - broń Boże. Naukowcy stwierdzili, że ten zapach szkodzi w rozwiązywaniu zadań arytmetycznych.

Dróżnik na przejeździe kolejowym powinien sobie posadzić przy oknie lilie i miętę pieprzową, a szpieg - coś z mięty nosić przy sobie. Ich woń wzmaga czujność. No i pot. Już wiemy, że zapachy potu, sików i innych woni tego rodzaju wściekają automatycznie, budząc w człowieku obrzydzenie i złość.
Choć nie zawsze. Moja koleżanka najbardziej lubi kochać się z ociekającymi potem facetami atletycznej budowy. Można przypuszczać, że autorem najbardziej udanego seksu koleżanki był właśnie spocony atleta i pot się jej od tego jako superprzyjemność psychicznie wdrukował. Zapachy bowiem łatwo się warunkują w powiązaniu z określonymi sytuacjami. Wystarczy raz przypłacić wymiotami zjedzenie w dworcowej poczekalni łyżki nieświeżego tatara, żeby zawsze zapach tatara, nawet świeżego, odruchowo budził mdłości, choć o tym pierwszym razie w poczekalni świadomie nawet już się nie pamięta.

Pamięć zapachowa jest niebywale trwała, a emocje przez nią przywoływane silniejsze niż w innych rodzajach pamięci. Gdzieś nagle chwytamy w nozdrza zapach chleba, ale nie chemicznego, lecz swojskiego, który przechowuje się w mózgu od lat i od razu widzimy pod powiekami dawno minione sceny i zdarzenia. Jakieś jabłka nam zapachną, jakieś siana, nalewki ze spiżarni czy inne zapachowe poezje. Zachodzi wtedy efekt Prousta, nazwany tak od nazwiska autora „W poszukiwaniu straconego czasu", któremu zapach i smak ciastka magdalenki uruchomił lawinę wspomnień, zapełniających kartki dzieła.

Toteż sprzedawcy rozpylają w sklepach z pieczywem zapach chleba, w restauracjach - zapachy skłaniające ludzi do dłuższego w nich przebywania, w kasynach - zwalniające czas podejmowania decyzji.

Być może w sterylnie czystych gabinetach pachnących już tylko chemią, w mieszkaniu samotnych, należałoby rozpylać zapach ludzi (domytych), bo badania pokazują, że szybko poprawia on obniżony nastrój przebywających w nich osób. Tak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem. Nie ma przy nas drugiego człowieka, rozpylajmy bodaj jego zapach.

Zapach emocji 

Najlepiej, by dawca zapachu był w miłym nastroju. Ludzie pachną „zgodnie z emocjami", inaczej w strachu, ina-czej szczęśliwi, gniewni itp. Pewien Arab powiedział, że nie pozwoliłby żonie stosować tabletek antykoncepcyjnych, bo używające je kobiety zaczynają pachnieć chemicznie. Taki ma węch! Choć badania wykazują, że węch mężczyzn ustępuje kobiecemu. Kobiety trafniej w czasie prób odczytują zapachy emocji.

Lepiej też rozpoznają własny zapach. W jednym z badań 60 proc. kobiet trafnie rozpoznawało zapach tamponu trzymanego pod pachą. Wśród mężczyzn zapach swej pachy rozpoznawało tylko 5 proc. Może dlatego osoby z czułymi nosami, wrażliwymi na zapachy (a są to częściej ludzie otwarci, czuli i empatyczni w przeciwieństwie do introwertyków z mniej wrażliwymi nosami), twierdzą, że mężczyźni częściej niż kobiety śmierdzą. Mniej skłonni są do mydła podobno.

Maria Król-Fijewska, psycholog, w piśmie „Charaktery" dała rady, jak zwracać uwagę brzydko pachnącym, że brzydko pachną. W żadnym razie w typie - stary, bardzo mi przykro. Trzeba delikatnie, ale stanowczo. Nauczycielka: w twoim wieku, Heniu, stopy wydzielają... i nazwę środka do tych stóp. Do kolegi z biura: są ludzie, których pot szczególnie silnie pachnie, należysz do nich. Radzę ci więc... i nazwa dezodorantu. Rady na ogół nie powodują urazy - twierdzi pani psycholog - i mają skutek natychmiastowy. Jednak, jak ma lekarz mówić o smrodzie do pacjenta, nie podano.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną