Nasi ministrowie obrony i spraw zagranicznych wyrazili nadzieję, że dzięki tej umowie współpraca będzie się bardziej pogłębiała. Miejmy nadzieję. Umowa taka jest Polsce potrzebna, najlepszy dowód, że USA mają około setki takich umów z wieloma krajami na wszystkich kontynentach (w tym także porozumienia tajne). Umowy takie – pod ogólną nazwą SoFa (Status of Forces Agreement) – nie regulują spraw czysto wojskowych, lecz raczej prawno-podatkowe dotyczące wjazdu i wyjazdu żołnierzy, ich majątku, odpowiedzialności cywilnej, ubezpieczeń, podatków jakie mają płacić oni sami i ich rodziny. Najwięcej emocji budzą zwykle zasady odpowiedzialności karnej za przestępstwa popełnione w czasie służby lub poza nią. Głośne były protesty w Japonii z powodu takich przestępstw; we Włoszech w 1998 r. amerykański pilot zawadził o linę kolejki górskiej i spowodował tragiczną katastrofę, a nie stanął przed włoskim sądem.
Konflikty takie bulwersują opinię publiczną i trzeba je z góry regulować. Jednak – mówiąc cynicznie – dla strategii i bezpieczeństwa kraju nie mają wielkiego znaczenia. Ani dla ścisłej współpracy wojskowej. Gdyby przymierzyć umowę SoFa do pojęć świata interesów – była by to umowa z bankiem o otwarcie rachunku bankowego. Bardzo użyteczna, ale od samej umowy nikt nie stał się bogaty. Trzeba dopiero na koncie zgromadzić środki. O takich środkach mówi zawarta w ubiegłym roku – podpisywana jeszcze z Condoleezzą Rice – umowa o współpracy Polski i USA. Daleka droga przed nami, a Polska chciałaby energiczniej posuwać się na niej naprzód.