Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wszyscy na jednego

Chiny: dwa plus jeden i nie więcej

Micah Sittig / Flickr CC by SA
Polityka jednego dziecka może wydawać się barbarzyńska. Ale coraz więcej Chińczyków uważa ją za słuszną.

Pani Jin Yani z prowincji Hebei na wschodzie Chin zaszła w ciążę. Niestety, w tamtym roku skończyły się limity urodzeń w jej prowincji, więc lekarze, na polecenie urzędników z komitetu kontroli urodzeń, spędzili płód w dziewiątym miesiącu ciąży.

Mieszkająca w sąsiedniej prowincji Wang Ying ubiegała się o stanowisko prokuratora. Szczęśliwie przeszła wszystkie procesy rekrutacji, ale posady nie dostała. Skrupulatni urzędnicy prokuratury ustalili, że urodziła dziecko kilka miesięcy przed ślubem, co jest rażącym naruszeniem przepisów o planowaniu rodziny. Wang wytoczyła państwu proces, ale szanse na wygraną ma raczej niewielkie. Niedoszła prokurator, podobnie jak nieszczęsna pani Jin z Hebei, padła ofiarą restrykcyjnej polityki kontroli urodzeń. W Chinach wprowadzono ją 30 lat temu.

Demografowie nie potrafią oszacować, ilu obywateli liczyłoby Państwo Środka, gdyby nie sięgnięto wtedy po plan ograniczania przyrostu naturalnego. Według niektórych trzy dekady żywiołowej prokreacji to 400 mln kolejnych Chińczyków i dziś w sumie byłoby ich przeszło 1,7 mld. Ale i bez owych 400 mln Chiny są najludniejszym krajem świata, widać to na każdym kroku. Po spacerze ulicą Nankińską w Szanghaju czy deptakiem Wangfujing w Pekinie warszawskie Aleje Jerozolimskie w godzinach szczytu wydają się niemal puste, a bloki, czy raczej mrówkowce, w chińskich metropoliach rzadko mają mniej niż 20 pięter.

Jak rodzić? Późno, rzadko, mało

Polityka jednego dziecka wcale nie jest wymysłem Mao Zedonga. Gdy kierował Komunistyczną Partią Chin w latach 1954–1959, do problemów demograficznych podchodzono zupełnie inaczej. Wielki Sternik odrzucał maltuzjańskie teorie wieszczące niebezpieczeństwo przeludnienia jako burżuazyjne i twierdził, że duża populacja to duża produkcja (zaraz po wojnie w Chinach żyło ledwie 600 mln ludzi). Mao powtarzał też, że ze wszystkich dóbr na świecie człowiek jest dobrem najcenniejszym, a ogromna populacja – oprócz możliwości produkcyjnych – stanowi gwarancję zwycięstwa w ewentualnej wojnie nuklearnej, którą uważał za bardzo prawdopodobną. Nawet gdyby zginęły setki milionów Chińczyków, to ci, którzy ocaleją, będą wciąż walczyć z atakującymi imperialistami – powtarzał.

Jednak część chińskiego kierownictwa z czasów Mao uważała kontrolę urodzeń za konieczność, stąd okresowo prowadzono kampanie na rzecz zmniejszenia dzietności. Nie były one jednak nigdy tak radykalne jak późniejsza polityka, zainicjowana już po śmierci Mao Zedonga. Jesienią 1978 r., kiedy liczba Chińczyków dobijała miliarda, cybernetyk Song Jian wyliczył, że Chiny mogą pomieścić 650–700 mln ludzi, nie więcej, i zaprezentował katastroficzne wizje niekontrolowanej eksplozji demograficznej. Przerażony rząd na poważnie zabrał się za sterowanie narodzinami kolejnych pokoleń obywateli. Przepisy o polityce jednego dziecka trafiły do konstytucji, bo biuro polityczne, już pod wodzą Deng Xiaopinga (1978–1989), uznało, że naród musi się skurczyć, inaczej partia nie spełni obietnic doprowadzenia kraju do dobrobytu.

Zgodnie z hasłem wan-xi-shao – późno (zwierać małżeństwa i rodzić) – rzadko (wydawać na świat potomstwo) – mało (dzieci) – rozpoczęto nową politykę demograficzną. Nie było łatwo, zwłaszcza na chińskiej wsi, gdzie wciąż mieszka ponad połowa Chińczyków. Tam rodzina jest największą wartością, jej pomyślność i dobrobyt oparte są na licznym potomstwie: dzieci zapewniają dodatkowe ręce do pracy, są także gwarancją spokojnej starości rodziców, którzy w odróżnieniu od mieszkańców miast na żadne świadczenia emerytalne liczyć nie mogą.

Pozwolenie na drugie dziecko

Na wsi jedyną pewną polisą na starość jest posiadanie syna, bo to on tradycyjnie zajmuje się rodzicami. Wydana za mąż córka odchodzi do rodziny męża i w przyszłości zajmuje się teściami. Poza tym córki nie mogą kontynuować kultu przodków, gdyż ten zarezerwowany jest dla potomków płci męskiej. Dlatego jeśli pierwsze dziecko jest dziewczynką, lokalna władza przymyka oko na przepisy i wydaje zgodę na urodzenie drugiego dziecka.

O pozwolenie na drugie dziecko można starać się także w sytuacji, w której wszyscy bracia ze strony męża są bezpłodni albo gdy żona nie ma braci, a jej mąż deklaruje, że zamieszka z teściami i zaopiekuje się nimi na starość. Wyjątki od zasady jednego dziecka zdarzają się również w zależności od miejsca zamieszkania. W Szanghaju drugie dziecko mogą mieć rybacy morscy, a w regionie Guangxi na południu kraju rodzice, z których jedno jest jedynym dzieckiem męczennika. Tak kiedyś nazywano poległych bohaterów rewolucji, obecnie określa się tym mianem np. policjantów zabitych na służbie albo strażaków, którzy zginęli podczas akcji. Te przywileje nie są automatyczne i na nadliczbowe dziecko potrzebna jest zgoda lokalnych władz. Trzeba też pamiętać, że już urodzenie pierwszego dziecka wymaga zezwolenia, którego można nie dostać, jeśli – jak w przypadku pani Jin z Habei – ciąża nie mieści się w limicie przyznanym prowincji na dany rok. Z ograniczeniami nie muszą się liczyć przedstawiciele mniejszości etnicznych, którym władza zezwala na posiadanie nawet trójki dzieci. O pozwolenie na dodatkowe potomstwo mogą ubiegać się też pary jedynaków i małżeństwa, których pierwsze dziecko jest niepełnosprawne oraz osoby zameldowane na wsi, co stanowi pewien kompromis między założeniami rządu a modelem chłopskiej rodziny i tradycyjnymi wartościami.

Chiny to kraj gromadny, język chiński dysponuje niezwykłym bogactwem określeń dla relacji rodzinnych. Osobnymi rzeczownikami określa się starsze i młodsze rodzeństwo. Kiedy współcześni 20-kilkuletni Chińczycy mówią o swoim młodszym bracie (didi) czy starszej siostrze (jiejie), nie mają jednak z reguły na myśli rodzeństwa, lecz kuzynostwo, a czasem po prostu najbliższych przyjaciół. Ich rodzice mieli najczęściej po kilkoro braci i sióstr, podczas gdy wielu z nich, urodzonych w latach 80. i 90., jest już jedynakami.

Nad wykonywaniem polityki jednego dziecka czuwają komitety ds. ludności i planowania urodzeń. Teoretycznie podstawowymi instrumentami ograniczania dzietności powinny być przywileje dla decydujących się na jedno dziecko i kary finansowe dla tych, którzy nie zastosują się do ograniczeń. W praktyce jednak wpływa na nią przede wszystkim presja społeczna i obowiązkowe zabiegi sterylizacji czy aborcji. Przy czym na wsi najczęściej dochodzi do sterylizacji kobiet, ponieważ chłopi uważają, że podwiązanie nasieniowodów odebrałoby im męskość i siłę do pracy na roli.

Z kolei kary finansowe nie odstraszają najzamożniejszych, których stać na grzywny za nadliczbowe narodziny lub łapówki dla urzędników. Wysokość grzywien uzależniona jest od lokalnego poziomu średnich dochodów, np. w niezbyt zamożnym mieście Chongqing w środkowych Chinach trzeba zapłacić od 30 do 90 tys. juanów (12,5–38 tys. zł).

Dla przeciętnego obywatela to sumy ogromne, ale bogate małżeństwa nie muszą się nimi szczególnie przejmować. Nie zależy im także na oferowanych przez państwo zachętach, w rodzaju honorowego certyfikatu za posiadanie jedynaka albo preferencje przy przydziale lokali socjalnych.

Ale bogaci z miast nie chcą mieć tylu dzieci co chłopi. Dlatego polityka jednego dziecka przynosi lepsze rezultaty w metropoliach. Ich mieszkańcy są zamożniejsi i lepiej wykształceni, mają dostęp do środków antykoncepcyjnych. Nie tęsknią za liczną rodziną, bo zajęci robieniem karier decydują się na pierwsze dziecko grubo po trzydziestce. A koszty związane z rodzicielstwem skutecznie zniechęcają ich do powiększania rodziny. Stąd szczególnie miejscy Chińczycy przyjmują politykę jednego dziecka za fakt, z którym się nie dyskutuje. Tym bardziej że przedstawicielom chińskiej klasy średniej jedno dziecko najczęściej wystarcza.

Pokolenie małych cesarzy

Właściwie nie dziecko, a syn, dążenie do posiadania syna jest równie silne w Pekinie i na prowincji. Spowodowało ono nierównowagę między liczbą rodzących się dziewczynek i chłopców, co zmusiło chińskie władze do wprowadzenia prawnego zakazu wykonywania badań USG zmierzających do ustalenia płci płodu. Zdarzają się też przypadki porwań małych chłopców sprzedawanych potem rodzinom, które nie doczekały się syna. Pokolenie męskich jedynaków nazywane jest pokoleniem małych cesarzy. Wychowani pod kloszem synowie dźwigają ciężar oczekiwań i aspiracji swoich rodziców i dziadków. O psychologicznych i społecznych skutkach tego zjawiska rozpisuje się chińska prasa. A na stronie internetowej rządu eksperci ostrzegają, że przesadna koncentracja rodziny na potrzebach i zachciankach jedynaka może wypaczyć jego charakter.

Z drugiej strony, choć nie sprawdziły się wizje cybernetyka Song Jiana, to wyraźnie widać presję, jaką na środowisko naturalne Ziemi wywiera ogromna rzesza Chińczyków. Gdy świat poszukuje metod zahamowania zmian klimatycznych i alternatywnych źródeł energii, ponad 1,3 mld Chińczyków stara się dogonić poziom życia rozwiniętego Zachodu zużywając coraz więcej surowców, kupując coraz więcej samochodów i produkując coraz więcej zanieczyszczeń. Trudno się dziwić Chińczykom, że mają żal do Zachodu, gdy ten domaga się od nich ograniczania emisji gazów cieplarnianych, a jednocześnie krytykuje politykę jednego dziecka jako niehumanitarną i naruszającą prawa człowieka.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną