Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Ind-Af-Pak

Konflikt afgański: bez Indii się nie da

Granica pakistańsko - afgańska. Pakistanu mimo jego słabości, nie należy porównywać do Afganistanu Granica pakistańsko - afgańska. Pakistanu mimo jego słabości, nie należy porównywać do Afganistanu Eyedea / BEW
Według amerykańskiej strategii Af-Pak, to w Pakistanie należy szukać rozwiązania konfliktu afgańskiego. Talibowie coraz śmielej sobie poczynają i tu, i tam. Ale kluczową rolę w tej układance odgrywają Indie.
Polityka

Sytuacja w Pakistanie wydaje się dramatyczna. Według najnowszych danych w całym zeszłym roku w Pakistanie zginęło więcej cywilów niż w Afganistanie! Terroryści wybierają coraz okrutniejsze działania. Dodatkowo, chcą upokorzyć pakistański rząd i armię, która od połowy ubiegłego roku prowadzi ofensywę przeciwko tutejszym talibom. Z drugiej strony na Pakistan naciskają Amerykanie. Sekretarz obrony USA Robert Gates prosił niedawno w Islamabadzie o otwarcie kolejnego frontu walki z ekstremistami, ale – jak można się było spodziewać – spotkał się z chłodnym przyjęciem.

Nowa amerykańska strategia USA dla Afganistanu i Pakistanu – dosłanie wojsk i ogłoszenie terminu rozpoczęcia ich wycofywania w 2011 r. – zamiast uspokoić władze w Islamabadzie, wywołała uzasadnione wątpliwości. Opinia społeczna przeciwna jest atakom bezzałogowych samolotów na terytorium Pakistanu i wzmożonej aktywności CIA. Może to przynieść spadek poparcia społecznego dla pakistańskiego rządu, który – jak się sądzi – przyzwala na takie naloty. Może też zjednoczyć talibów.

Wyznaczenie daty wycofywania wojsk amerykańskich z Afganistanu niepokoi też zwykłych Pakistańczyków. Traktują tę zapowiedź jako powtórkę sytuacji sprzed 20 lat, gdy Amerykanie pozostawili Afganistan samemu sobie w przede-dniu wojny domowej. Dlatego Pakistańczycy próbują przygotować się na taką ewentualność. Oto więc łamigłówka dla Islamabadu, który chce pomagać Amerykanom zwalczającym talibów, ale równocześnie nie może zrezygnować z poprawnych kontaktów z afgańskimi talibami. Bo po wyjściu Amerykanów to talibowie mogą ponownie przejąć władzę w pogrążającym się w chaosie Afganistanie.

Aby zrozumieć, o co chodzi w strategii amerykańskiej, określanej neologizmem Af-Pak, i jaką rolę odgrywa w niej Pakistan, warto wiedzieć, z kim konkretnie walczą sojusznicze siły ISAF w Afganistanie. Raport amerykańskiego dowódcy gen. Stanleya McChrystala mówi o trzech wrogich ugrupowaniach: talibach mułły Omara (przywódcy Afganistanu do ataku USA w 2001 r.), siatce Dżalaluddina Haqqaniego (talibskiego dowódcy wojskowego związanego z Al-Kaidą) i partii Hekmatiara (byłego mudżahedina, obecnie sprzymierzeńca talibów). Te trzy grupy nie mają wspólnej struktury ani strategii działania, jednak doraźnie współpracują. Najprawdopodobniej dwaj najważniejsi przywódcy talibów – Omar i Haqqani – mają swe główne siedziby nie w Afganistanie, a w Pakistanie. To z tego powodu teatr wojny w strategii Af-Pak obejmuje Afganistan i część Pakistanu – już nie tylko pakistańskie obszary plemienne, ale także Beludżystan. W stolicy tej separatystycznej prowincji Pakistanu najprawdopodobniej działa mułła Omar, a Haqqani rezyduje kilkaset kilometrów dalej na północ, w Waziristanie Północnym. Talibowie afgańscy mogą bez przeszkód przemieszczać się między oboma państwami, ponieważ znaczna część górzystej granicy między Pakistanem i Afganistanem pozostaje bez kontroli.

Duma Pakistańczyków

Pakistańczycy nie uważają afgańskich talibów za wrogów swojego kraju. Co więcej, pakistańskie służby specjalne utrzymywały kiedyś z nimi związki, szczególnie w latach 80., kiedy wspólnie z Amerykanami pomagały afgańskim talibom gromić Sowietów. Dziś nikomu się już ta przyjaźń nie podoba, bo Pakistańczycy wykorzystują dobre stosunki z Afganistanem, żeby kontrolować sytuację w regionie. Jeśli – jak pisaliśmy – pewnego dnia rząd w Kabulu zaprosi talibów do stołu rozmów, Pakistan może się okazać niezbędnym mediatorem. Hekmatiar i Omar już taką propozycję od Karzaja otrzymali.

Poza tym afgańscy talibowie nie stanowią bezpośredniego zagrożenia wewnętrznego w Pakistanie – w przeciwieństwie do domorosłych ekstremistów, talibów pakistańskich, z którymi obecnie walczy armia. Stabilność państwa i bezpieczeństwo arsenału nuklearnego zależą więc bardziej od pozycji i siły talibów pakistańskich niż tych z Afganistanu.

W październiku 2009 r., w Rawalpindi, 10 mężczyzn wtargnęło do kwatery głównej pakistańskiej armii (odpowiednik Pentagonu) i na niemal dobę sparaliżowało jej pracę. Trudno więc uwierzyć, by armia umiała dostatecznie chronić broń atomową, skoro nie potrafi obronić samej siebie. Na dodatek Abdul Qadeer Khan, jeden z twórców pakistańskiego programu jądrowego, wywołał największy nuklearny skandal międzynarodowy, sprzedając technologię na międzynarodowym czarnym rynku.

Z obawami nie należy jednak przesadzać. W rzeczywistości pakistańskie głowice jądrowe, których jest od 60 do 100, są najlepiej strzeżonym dobrem narodowym i dumą Pakistańczyków. Głowice nuklearne, zapalniki i środki przenoszenia bomb przechowywane są w oddalonych od siebie miejscach, co uniemożliwia szybkie zmontowanie i wystrzelenie ładunku. Dlatego rząd w Islamabadzie nie obawia się, że wróg mógłby szybko zniszczyć cały arsenał. Daje to też gwarancję, że nikomu nie uda się łatwo zrealizować pochopnej decyzji. Przygotowanie ładunku do odpalenia wymaga czasu. Broń jest ukrywana i przenoszona wydrążonymi głęboko pod ziemią tunelami. Mają one zapewnić ochronę przed wybuchem atomowym i uniemożliwić satelitarną kontrolę jakichkolwiek ruchów. Nad bezpieczeństwem arsenału czuwa niemal 20 tys. specjalnie wyszkolonych żołnierzy.

Przy całym systemie zabezpieczeń jest jednak szczególna sytuacja, w której broń atomowa może wymknąć się kontroli – w momencie jej przenoszenia i składania, czyli w wypadku nagłej eskalacji konfliktu z Indiami: bo przecież ze względu na długoletni spór i trzy wojny z Indiami tę broń zbudowano. Przechwycenie kontroli nad ładunkiem nuklearnym przez kogokolwiek spoza armii jest prawie niemożliwe, lecz można spekulować na temat ewentualnego buntu wewnątrz struktur wojskowych. Żołnierze znający Pakistan twierdzą, że jest to mało prawdopodobne i wywołałoby natychmiastową interwencję pakistańskich sił specjalnych. W USA pisano nawet o tajnym porozumieniu amerykańsko-pakistańskim na wypadek sytuacji kryzysowej: specjalna jednostka amerykańska pomogłaby odzyskać pełną kontrolę nad arsenałem nuklearnym. Obie strony zaprzeczyły, by do rozmów w tej sprawie dochodziło, choć ścisła współpraca wojskowa i wywiadowcza rozwija się, a szefów sztabu obu państw – admirała Mike’a Mullena i generała Perweza Aszfaka Kajaniego – łączą nadzwyczaj dobre relacje.

Nawet jeśli Pakistan rzeczywiście przekazuje Amerykanom dane na temat swojego arsenału nuklearnego, informacje te nie mogą być pełne. W Pakistanie panuje bowiem przekonanie, że USA faworyzują Indie, więc mogą udostępnić strategiczne informacje wrogowi. Podejrzenia te nie są całkiem bezpodstawne: w 2008 r. USA zawarły z Indiami bezprecedensowe porozumienie, na mocy którego Indie mogą kupować paliwo i technologie nuklearne, nie będąc sygnatariuszem układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, oba państwa współpracują w dziedzinie obrony przeciwrakietowej, a lobby indyjskie ma w Waszyngtonie coraz większe wpływy.

Nowa strategia

Zabiegi wokół arsenału nuklearnego pokazują, że Pakistan najbardziej obawia się Indii. Dlaczego zatem chce za wszelką cenę zachować wpływy w Afganistanie? Ponieważ po interwencji amerykańskiej w 2001 r. Indie szybko odbudowały wpływy w Afganistanie i są jednym z największych przyjaciół prezydenta Karzaja – absolwenta indyjskiego uniwersytetu. Pakistan obawia się, że Indie przechwycą Afganistan i tym samym geograficznie okrążą państwo pakistańskie. W rzeczywistości zarówno Pakistan z silnymi powiązaniami z afgańską ludnością pusztuńską i talibami, jak i Indie pomagające Afganistanowi w rozwoju mogą zrobić wiele dobrego dla Afgańczyków. Problem w tym, że tak długo, jak trwa konflikt indyjsko-pakistański, żadna ze stron nie zaproponuje drugiej współpracy w Afganistanie. W grudniowym przemówieniu o nowej strategii USA w Afganistanie i Pakistanie prezydent Barack Obama słusznie zaznaczył, że „sukces w Afganistanie jest nierozerwalnie powiązany z partnerstwem z Pakistanem”, ale ani razu nie wspomniał o brakującym w strategii Af-Pak ogniwie – Indiach.

W Pakistanie mało kto wierzy Obamie – według sondażu Ośrodka Pew, tylko 16 proc. Pakistańczyków żywi pochlebną opinię o Stanach Zjednoczonych. Zdaniem Pakistańczyków to krótkowzroczna polityka USA doprowadziła do tragicznej sytuacji w regionie. Brak bezpieczeństwa to zresztą nie jedyny problem Pakistanu. Rząd cywilny jest słaby w porównaniu z wszechmocną armią, nad którą w praktyce nie ma kontroli, a która jest jednocześnie ostatecznym gwarantem ciągłości państwa. Pakistan jest podzielony pod względem etnicznym, geograficznym i politycznym. Dodatkowo, nie radzi sobie z palącymi problemami gospodarczymi – w 2008 r. pożyczki MFW uchroniły kraj przed bankructwem.

Kij bez marchewki

A jednak zbitka Af-Pak jest myląca. Pakistanu, mimo jego słabości, nie należy porównywać do Afganistanu. Państwowość pakistańska jest znacznie silniejsza niż afgańska, liczba ludności – ponad pięciokrotnie wyższa (180 mln), infrastruktura – znacznie bardziej zaawansowana, nie wspominając o armii i uzbrojeniu, gdzie dysproporcje są ogromne. Obecnego premiera Jusufa Razę Gilaniego wybrano w demokratycznych wyborach. Pakistańczycy popierają go również w walce, jaką prowadzi z talibami. W kraju działa obywatelski ruch prawników, a kobiety odgrywają istotną rolę w życiu politycznym. Media są całkowicie wolne – wolność prasy była jednym z głównych czynników, które doprowadziły do odejścia prezydenta Perweza Muszarrafa. O ile zatem Afganistan często ocenia się jako państwo upadłe, o tyle Pakistanu do tej kategorii zaliczać nie należy. Poza tym Pakistan jest zbyt ważny, by na jego upadek pozwolić.

Tymczasem w amerykańskiej strategii kija i marchewki dla Pakistanu brakuje marchewki. 1,5 mld dol. pomocy dla rządu cywilnego i 2 mld dla armii rocznie to dobry start, ale niewystarczająca zachęta. Pieniądze nie zmienią interesów Pakistanu, który przecież kształtuje swoją politykę na podstawie własnych ocen sytuacji w regionie. To raczej Indie – jako główne zmartwienie Pakistanu – powinny się znaleźć w amerykańskiej układance regionalnej. Bez ocieplenia w stosunkach pakistańsko-indyjskich nie ma co liczyć na spokój między Kabulem a Islamabadem. Bez Indii Af-Pak nie ma sensu. Czy USA mogą coś tu naprawić?

 

Autorka jest analitykiem w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Polityka 5.2010 (2741) z dnia 30.01.2010; Świat; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Ind-Af-Pak"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną