Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kosmopolita w pułapce

Po premierze "Autora widmo" Polańskiego

Eyedea / BEW
Premierę w Berlinie miał thriller Polańskiego „Autor widmo”. Wielu dopatruje się w filmie komentarza do jego życia.
Artykuł pochodzi z 07/2010 numeru FORUM.Forum Artykuł pochodzi z 07/2010 numeru FORUM.

Prapremiera nowego filmu Romana Polańskiego miała dość cichy charakter. Nie było czerwonego dywanu, fanów ani fotografów. Pokaz odbył się w szwajcarskiej posiadłości reżysera, w drewnianej willi na skraju Gstaad. Na fasadzie widnieje napis „Milky Way” – Droga Mleczna. Polański kazał sobie zainstalować w willi kino domowe: ekran, projektor, perfekcyjny dźwięk, idealny obraz.

Producent przesłał mu kilka dni wcześniej z Paryża DVD z ostateczną wersją. Jednak Polański nie chciał tego filmu oglądać samotnie i zaprosił do Gstaad swego przyjaciela, brytyjskiego pisarza Roberta Harrisa. Harris, autor takich bestselerów jak „Vaterland” czy „Pompeja”, był najbliższym współpracownikiem reżysera w ciągu ostatnich trzech lat. Film „Autor widmo” (oryginalny tytuł „The Ghost Writer”, polska premiera 19 lutego br.  – przyp. FORUM) powstał na podstawie jego powieści, on również razem z Polańskim napisał scenariusz. Harris przyjechał na ten wieczór specjalnie z Anglii, przywiózł ze sobą butelkę szampana.

– Gdy film dobiegł końca, otworzyliśmy tę butelkę. Mieliśmy po temu wszelkie powody – mówi pisarz. – Coś udało się stworzyć mimo niezwykle trudnych warunków.

Nie rozmawiam z szakalami

Wkrótce Harris znów wyruszył w drogę, tym razem do Berlina, na oficjalną światową premierę tego filmu na 60 Berlinale (11–21 lutego). „Autor widmo” jest jednym z filmów ubiegających się o Złotego Niedźwiedzia, ale nie wybrano go na otwarcie festiwalu. – Mogłoby to być zrozumiane jako wyraz naszego stanowiska w sprawie, do której nie chcemy się mieszać – mówi szef Berlinale Dieter Kosslick. Na pokazie filmu przy placu Poczdamskim spodziewanych jest ponad dwa tysiące gości. Będą wśród nich odtwórcy głównych ról: Ewan McGregor i Pierce Brosnan – James Bond w stanie spoczynku. Nie będzie natomiast Polańskiego, którego aresztowano 26 września ub.r. na lotnisku w Zurychu. Dopadły go tam duchy przeszłości w postaci amerykańskiego nakazu aresztowania sprzed przeszło 30 lat.

W roku 1977 Polański, wówczas 43-letni, wykorzystał seksualnie 13-letnią Samanthę Gailey. Spędził 42 dni w więzieniu stanowym w Chino, gdzie musiał przejść badania psychologiczne. Na koniec wszyscy uczestnicy procesu, z adwokatem ofiary włącznie, wypowiedzieli się za karą w zawieszeniu. Tylko sędzia wycofał się z tej ugody.

31 stycznia 1978 r., dzień przed ogłoszeniem wyroku, reżyser wsiadł w Los Angeles do samolotu lecącego do Europy – z biletem w jedną stronę. Do Stanów Zjednoczonych nie powrócił już nigdy, nawet gdy dostał Oscara za „Pianistę”. Nie pomógł mu nawet fakt, że jego ofiara zadeklarowała publicznie, iż mu wybacza, i wielokrotnie wnosiła o umorzenie postępowania.

Od czasu aresztowania w Zurychu sprawa Polańskiego nabrała wymiaru politycznego.

To już Kulturkampf, który spolaryzował połowę świata. Włączali się w nią politycy, koledzy z branży filmowej. Sympatycy podpisywali petycje w obronie Polańskiego, nie znając nieraz nawet szczegółów sprawy. Przeciwnicy z kolei zniesławiali go ze ślepą furią jako gwałciciela dzieci. „The Wall Street Journal” zawyrokował, że żyje on „w świecie ułudy i samozadowolenia”, czas więc, by wreszcie stanął przed amerykańskim sądem.

Przeszło dwa miesiące spędził Polański w więzieniu. Dopiero na początku grudnia – po wpłaceniu kaucji w wysokości 4,3 mln franków szwajcarskich – mógł udać się do swojej posiadłości w Gstaad. Przywiozła go tam eskorta policyjna, a powitała przeszło setka fotografów, kamerzystów i reporterów. Niektórzy wynajmowali nawet śmigłowce, by zdobyć zdjęcie z lotu ptaka. Polański ten tłum przed bramą nazywa „szakalami”. Nie rozmawia z dziennikarzami, szczęśliwcy mogą liczyć najwyżej na e-mail: „Przykro mi, ale nie chcę udzielać wywiadów”.

Zamiast niego wypowiada się Robert Harris. Mieszka na dawnej plebanii w hrabstwie Berkshire, 100 km na zachód od Londynu. The Old Vicarage wygląda jak mały zamek z filmowej adaptacji którejś z powieści Jane Austen. Na dziedzińcu parkują cztery samochody, wśród nich aston martin. 53-letni Harris, sprawiający dziś wrażenie wiejskiego arystokraty, kiedyś pracował jako komentator polityczny. W zeszłym roku zamieścił w „New York Timesie” gniewny komentarz, oczywiście w obronie Polańskiego. „Dlaczego aresztuje się go akurat teraz? Jeśli stanowi takie zagrożenie, jest takim afrontem moralnym dla cywilizowanego świata”, to należało go już dawno zamknąć. Jednak nic takiego się nie stało.

– Ktoś musi go bronić – wyznaje dziś Harris. – Na jedną osobę, która go broni, przypada dziś pięć, które go atakują. Nie chce ujawnić nic z tego, o czym rozmawiali w minionych tygodniach. Mówi tylko: Odpowiedzią Romana na ataki wrogów jest zrobienie tego, co umie najlepiej: dobrego filmu.

 

Żadnych wulkanów

Pierwotnie Polański zamierzał sfilmować inną książkę Roberta Harrisa – „Pompeję”.

Harris udał się do Paryża, bo reżyser z powodu nakazu aresztowania nie mógł wyjechać do Anglii. Razem napisali scenariusz, ale z uwagi na rozbudowane efekty specjalne produkcję filmu wyceniono na 150 mln dolarów. Harris posłał więc Polańskiemu swoją najnowszą książkę „Ghostwriter” (tytuł oryginału: „The Ghost” – przyp. FORUM), zaopatrzoną w dedykację pomyślaną jako żart: „A może to nakręcimy? Żadnych wulkanów, żadnych starożytnych Rzymian...”.

„Ghostwriter” opowiada historię byłego brytyjskiego premiera Adama Langa, który nieprzypadkowo pod wieloma względami przypomina Tony’ego Blaira. Były premier musi wydać swoje wspomnienia. Jego wydawca wywiera na niego presję, w końcu wypłacił już politykowi dziesięć milionów dolarów zaliczki. Jak zwykle w takich przypadkach zatrudniony zostaje ghostwriter – tym razem już drugi. Pierwszy – długoletni współpracownik Langa – utonął w niewyjaśnionych okolicznościach u wybrzeży Martha’s Vineyard. Tam, na wysepce nieopodal wschodniego wybrzeża USA, wydawca Langa ma letni domek, który staje się jednocześnie prowizoryczną siedzibą byłego premiera podczas pracy nad książką.

Ledwie nowy ghostwriter siada naprzeciw mężczyzny, którego autobiografię ma napisać, a już zaczynają się kłopoty. Od lat polityk spotyka się z krytyką za to, że za namową USA przystąpił do wojny w Iraku. Teraz dodatkowo Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze ogłasza, że jest on podejrzany o popełnienie zbrodni wojennej, gdyż jako premier zlecił porwanie brytyjskich obywateli. Niezwykle aktualny, politycznie kontrowersyjny materiał na thriller, naszpikowany uszczypliwymi komentarzami na temat Stanów Zjednoczonych. – Polański powiedział mi, że ta książka to gotowy scenariusz – opowiada Harris.

Z powodu niepokojących doniesień były premier zostaje na dobre w USA. Jego adwokat stanowczo radzi mu, aby przed końcem procesu nie wyjeżdżał do żadnego kraju, który uznaje zwierzchność Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. „Jeśli kilku sędziów chciałoby zdobyć sławę, nie zawahają się przed wystawieniem nakazu aresztowania pana, a wszystko jest lepsze niż wyprowadzenie z Heathrow w kajdankach” – tłumaczy adwokat w książce.

Problemy fikcyjnego polityka do złudzenia przypominają te, jakie nękają samego Polańskiego. Dwóch kosmopolitów w pułapce, dogonionych przez przeszłość i przez to znacznie ograniczonych w swojej swobodzie podróżowania. Dwóch silnych mężczyzn w klinczu z systemem prawnym, który jest przez nich postrzegany jako niesprawiedliwy. „Udaję się tam, gdzie ludzie mnie chcą” – mówi w książce Harrisa były premier.

Film może więc być także rozumiany jako komentarz we własnej sprawie, jako kolejny argument na poparcie tezy Polańskiego, że w jego życiu „granica między fantazją i rzeczywistością bezpowrotnie się zatarła” – jak napisał w 1984 r. w autobiografii „Roman”. Analogie między fikcją a rzeczywistością, według Harrisa, musiały go przyciągnąć. – Być może zupełnie podświadomie. Jego zdaniem ironia w całej tej historii jest „nie do przeoczenia” – zwłaszcza że film rozgrywa się akurat w tych krajach, do których Polański nie mógłby pojechać: w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Nakręcono go jednak w Niemczech. Wyspy Sylt i Uznam „grały” Martha’s Vineyard, a Charlottenstrasse w Berlinie zapełniono czerwonymi, piętrowymi autobusami i brytyjskimi znakami drogowymi, zamieniając ją w londyńską ulicę.

Niezależnie od tego, jak beznadziejnie sytuacja Polańskiego wygląda w chwili obecnej, trzeba przyznać jedno: miał szczęście w nieszczęściu. – Gdyby aresztowano go już w kwietniu, doszłoby do prawdziwej tragedii. To oznaczałoby bankructwo – mówi Harris.

W kwietniu 2009 r. Polański był w toku prac nad wartą 40 mln dolarów produkcją. Jeśli podczas zdjęć główny aktor łamie nogę albo reżyser wpada pod autobus, zwykle ubezpieczenie pokrywa wszystkie straty. Jednak nie ma ubezpieczenia od nakazu aresztowania wydanego przed wieloma laty.

Pociecha i nadzieja

W areszcie deportacyjnym w Winterthur Polańskiego mogli odwiedzać jedynie żona i adwokat. Film został już wprawdzie nakręcony, ale nie zakończono jeszcze postprodukcji. Poprzez adwokata posyłano reżyserowi do celi kolejne DVD, z których mógł się zorientować, jakie są postępy w pracach nad filmem. – Wersja końcowa jest dokładnie taka, jak chciał Polański – mówi producent Robert Benmussa. Gdy Harris odwiedził Polańskiego, ten sprawdzał akurat niemieckie napisy do filmu.

W Gstaad reżyser musi nosić na nodze elektroniczną bransoletkę wyprodukowaną przez szwajcarską firmę Securiton. Gdyby opuścił swoją posiadłość i usiłował uciec – np. do Francji, gdzie byłby poza zasięgiem amerykańskich prokuratorów – sprzęt ten wydałby sygnał alarmowy.

Poza tym Polański w swojej willi aż do ogłoszenia decyzji w sprawie deportacji może robić wszystko, co mu się żywnie podoba: przyjmować gości, telefonować, pić szampana, myśleć o przyszłości, muzykować. Na nowej płycie swojej żony Emmanuelle Seigner reżyser występuje z nią w duecie. „Co pan robi w moim łóżku? – pyta Seigner.

– Jestem miłością, we własnej osobie” – odpowiada Polański. Tuż przed końcem roku w liście do paryskiego intelektualisty Bernarda-Henri Lévy’ego (Lévy opublikował ten list na swojej stronie internetowej) reżyser podziękował za „wsparcie z całego świata”.

Stwierdził, że wyrazy solidarności dodawały mu sił, gdy siedział zamknięty w celi. „W najczarniejszych chwilach” każdy dowód sympatii dawał mu „pociechę i nadzieję” – pisał.

Niepewność jeszcze trochę potrwa. 22 stycznia kalifornijski sędzia odmówił rozpatrzenia wniosku adwokatów reżysera pod jego nieobecność. – Polański musi stanąć przed sądem – stwierdził sędzia i zaoferował mu „marchewkę zamiast kija”.

Adwokaci Polańskiego zamierzają podważyć tę decyzję. Szwajcarska minister sprawiedliwości Eveline Widmer-Schlumpf stwierdziła, że procedury deportacyjne mogą potrwać jeszcze „nawet rok”. Narzuca się wrażenie, że wszystkie strony dążą do odwleczenia decyzji. Amerykanie czekają na decyzję Szwajcarów, Szwajcarzy – na decyzję Amerykanów. A Polański rozpoczął ponoć przygotowania do kolejnego filmu – tak przynajmniej twierdzi jego żona. Seigner mówi, że pracuje on nad adaptacją sztuki teatralnej Yasminy Rezy „Le Dieu du carnage” (Bóg rzezi). Cały dramat rozgrywa się w jednym pokoju.

Numer dostawcy: GA_02283902
Nazwa kolekcji: Eyedea
Wielkość obrazu: 2845 x 1897 [px] x [px]
24,09 x 16,06 [cm/300dpi]
Opis: Roman Polanski
Restrykcje sprzedaży: brak
Prawa do wizerunku modela: brak informacji
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną