Świat kryminalny współczesnej Rosji sięga korzeniami ZSRR. W latach 30. XX w. powstał przestępczy kodeks, błatna gwara, i zwyczaj mianowania worów w zakonie, czyli złodziejskich przywódców. Gułagi, uważane na świecie za narzędzie sowieckich represji politycznych, stanowiły także kolebkę zorganizowanej przestępczości. Niekoronowanym królem tej nowej mafii szybko stał się były zapaśnik Wiaczesław Iwańkow. Swoją wielką karierę rozpoczął w dobie Breżniewa, grabiąc spekulantów i nielegalnych przedsiębiorców. Zatrzymany przez milicję, dzięki zaświadczeniu o tym, że choruje na schizofrenię, wykpił się niskim wyrokiem. Iwańkow znał zasady gry.
KGB wzięło go na celownik dopiero wówczas, gdy stanął na czele grupy przestępczej grasującej od Mińska po Taszkient. Ujęty został po spektakularnym samochodowym pościgu, podczas którego z bronią w ręku sforsował kilka drogowych blokad. W 1981 r. skazano go na 14 lat magadańskiego łagru, gdzie został wybrany worem w zakonie, a za azjatyckie rysy otrzymał pseudonim Japończyk. Tam też podjął współpracę z KGB.
Wyszedł przedterminowo. W tym czasie na fali pierestrojki Moskwę zalała tzw. przestępczość etniczna, jak nazywano mafie nierosyjskie. Specjalny plan przewidywał jej likwidację z pomocą gangu Sołncewa, robotniczej dzielnicy Moskwy. Posiadając właściwe „świadectwa pracy” Wiaczesław Iwańkow bez trudu przejął Sołncewską Bratwę.
Czy realizował projekt KGB? Jeśli tak, to po rozpadzie ZSRR wzajemne relacje odwróciły się całkowicie. Nieprzypadkowo jelcynowska transformacja bywa określana mianem Wielkiej Rewolucji Kryminalnej. Dzięki zdominowaniu rynku ochrony mienia i osób organizacja Japończyka została największym przestępczym związkiem Rosji lat 90. Nie byłoby to możliwe bez licznych funkcjonariuszy MSW i KGB, którzy przekazali kryminalistom swoją wiedzę i kontakty.