W kibucu Sasa nie uprawia się gajów cytrusowych i nie hoduje bydła. Sasa produkuje... pojazdy opancerzone. Dopóki trwać będą na świecie wojny, klientów im nie zabraknie. Około 4 mln dol. na głowę to czysty roczny dochód mieszkańców tej malowniczej osady położonej na zalesionych stokach Gór Galilejskich, w bezpośrednim sąsiedztwie grobów wielkich cadyków, twórców kabały, czyli żydowskiego mistycyzmu.
Podczas gdy komitet obchodów stulecia gorączkowo poszukuje sponsorów, gotowych sfinansować uroczystości związane z powstaniem pierwszej wspólnoty rolniczej, zakłady Plasan, stanowiące własność kibucu Sasa – przy współudziale amerykańskiego koncernu Oshkosh, producenta specjalistycznych ciężarówek, oraz firmy Navistar Defense – podpisały nową umowę na dostawę ponad 6 tys. pojazdów opancerzonych dla armii amerykańskiej. Wartość transakcji: 770 mln dol.
Nie o takiej wspólnocie marzyło 12 imigrantów z Białorusi, którzy w 1910 r. osiedlili się nad jeziorem Genezaret i założyli pierwszą na świecie niemal utopijną komunę, nazwaną później kibucem Degania. Wspólnota oparta była na całkowitym równouprawnieniu wszystkich członków, zrzeczeniu się własności prywatnej i zakazie pracy najemnej. Z biegiem lat służyła jako przykład dla ponad 300 kolejnych izraelskich kibuców, które powstały przed i po uzyskaniu niepodległości. Urodziło się w nich lub wychowało czterech premierów, a większość kibucowej młodzieży wybierała niebezpieczną służbę w jednostkach komandosów. Niemal trzy czwarte ziemi rolnej w całym kraju uprawiali członkowie kibuców, w których dyrektor mleczarni i zwykła dojarka otrzymywali takie same kieszonkowe.
Dzisiaj wzdłuż szosy biegnącej brzegiem jezior ogromne szyldy wabią przejezdnych ofertą nabycia działek pod budowę jednorodzinnych domów w częściowo sprywatyzowanej Deganii.