Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Szpiedzy tacy jak my

Michael Travers / PantherMedia
Po co właściwie ujawniono dawno rozpoznaną siatkę dość nieudolnych rosyjskich szpiegów zaraz po wizycie Miedwiediewa w USA? Czy ktoś nie chciał zbytniego ocieplenia w stosunkach z Moskwa? A może chciano utrudnić ratyfikację nowego układu rozbrojeniowego przez amerykański Senat? Autor, doświadczony indyjski dyplomata, sugeruje jeszcze inną hipotezę…
Artykuł pochodzi z 28 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 12 lipcaPolityka Artykuł pochodzi z 28 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 12 lipca

Historie szpiegowskie nigdy nie są w rzeczywistości tym, czym się wydają. Historie szpiegowskie mogą się kończyć happy endem albo niezbyt szczęśliwie, ale ich fabuła rzadko jest przejrzysta. W gruncie rzeczy ta rzeczywista fabuła nie jest w ogóle przeznaczona dla widzów, którzy powinni się zadowolić odkrywaniem przeznaczonych dla nich, atrakcyjnych dekoracji.

Pierwsza zimnowojenna historia szpiegowska ery post-radzieckiej, jaka rozegrała się ostatnio w Waszyngtonie, nie stanowi bynajmniej wyjątku od tej reguły. Jak napisał brytyjski „Guardian”, „Ta opowieść o rosyjskiej siatce szpiegów, nie wykrytych i żyjących sobie jakby nigdy nic w amerykańskich osiedlach podmiejskich, posłuży koniec końców jako temat do filmu. Musi tak być, bo w tej historii jest już wszystko, czego trzeba: długie cienie i obsesyjny lęk klasycznego filmu z czasów zimnej wojny, skrywana tożsamość głównych postaci, mroczne sekrety...”

Trochę nieporadni szpiedzy

Tymczasem sama fabuła jest żałośnie wątła. Wygląda na to, że została zmontowana w niebywałym pośpiechu. Według komunikatu amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości przeciw jedenastu osobom wysunięto zarzuty o „nielegalną działalność w charakterze agentów Federacji Rosyjskiej na terenie Stanów Zjednoczonych”. Ale czy oni szpiegowali władze amerykańskie? Nie. Nie wydawali się nawet zainteresowani przeniknięciem do kręgów władzy i przekazywali uderzająco mało informacji. Na razie wygląda na to, że głównym zarzutem przeciwko nim może okazać się... hmm... pranie pieniędzy. Ten wątek opowieści faktycznie sprawia osobliwe wrażenie.

Misja „wtopionych w otoczenie” rosyjskich szpiegów miała widocznie polegać na przeniknięciu do kręgów decydenckich w USA. W tym celu przybrali oni tożsamość obywateli amerykańskich i prowadzili normalny, amerykański tryb życia – nie zdając sobie sprawy z faktu, że mimo szkolenia, jakie przeszli w KGB, amerykański wywiad CIA tropił ich cały czas: wszystkie ich poruszenia, ich kontakty, ich wyskoki – nawet ich życie erotyczne. Demonstrując światu swe szczęście małżeńskie, szpiedzy spłodzili nawet dzieci, które teraz znalazły się w tragicznej szarej strefie, nie mając pojęcia, kim właściwie są lub mogą być. Czy są to dzieci rosyjskie? Tak jest. A może to jednak amerykańskie dzieci? Owszem, są nimi także.

Kiedy Putin zwraca się per „ty”

Jak na razie ujawniono, że ci agenci rosyjscy dostali się na teren USA za czasów Borysa Jelcyna (1991 – 1999), w okresie, gdy Stany Zjednoczone i Rosja sądziły, że łączy je bliska współpraca. Tak się składa, że pierwszym Amerykaninem, któremu rosyjskie kierownictwo wspomniało o tej sprawie, był były prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton. Poruszając ten temat podczas jednego ze spotkań w Moskwie, premier Władimir Putin – jak podają rosyjskie media – użył formy „ty”, zamiast formalnego „wy”.

Każdy, kto zna rosyjski, powie, że ten drobny szczegół sam przez się zasługuje na uwagę. W Moskwie krąży np. plotka, że Putin zwraca się do prezydenta Miedwiediewa przez „ty”, podczas gdy tamten wciąż używa formalnego „wy”.

Tak czy inaczej, Putin powiedzial Clintonowi: „Wasza policja wymknęła się spod kontroli i w rezultacie zamyka się ludzi do więzienia. Mam nadzieję, że pozytywne zmiany, osiągnięte ostatnio, nie zostaną zniweczone. Mamy nadzieję, że ludzie, którym leży na sercu dobro stosunków rosyjsko-amerykańskich, rozumieją to.” Po czym Putin dodał jeszcze intrygujące uzupełnienie: „Chciałbym widywać cię częściej. Przyjechałeś w samą porę.” Putin ma faktycznie dość swoisty sposób przekazywania tego, co ma do powiedzenia.

 

 

Obama wiedział, nie powiedział

Nie wiemy, jak odpowiedział Clinton. Oficjalna rosyjska propaganda głosi, że Amerykanie zmontowali cały ten szpiegowski skandal z inicjatywy pewnych kół w USA, którym zależy na wyhamowaniu prowadzonej przez Obamę „polityki resetu” w stosunkach z Rosją. Jest to wyjaśnienie mało wiarygodne. Waszyngton szybko podał do wiadomości, że Obama był wtajemniczony w poczynania amerykańskich służb na tropie szpiegów i że nie ma mowy o tym, by te służby działały wbrew polityce Białego Domu.

Tak czy inaczej, pojawia się kwestia: dlaczego administracja Obamy zdecydowała się na taki afront wobec Rosji akurat w tym momencie? Miedwediew bardzo się starał przekonać wszystkich, że „Rosja się zmienia wraz ze zmieniającym się światem” – jak się wyraził niedawno w St. Petersburgu na dorocznej konferencji na tematy ekonomiczne, określanej popularnie mianem rosyjskiego Davos.

Tymczasem w ciągu ostatnich paru dni Miedwediew, jeśli chodzi o wizerunek Rosji w świecie, został sprowadzony do parteru. Włączyła się w to również brytyjska prasa, podchwytująca z lubością taką świetną okazję do wykpienia Rosji i zaprezentowania jej w roli dziwacznego państwa, które wciąż nie potrafi zerwać z zimnowojennymi praktykami.

Nasuwa się też pytanie, czemu Obama miałby narażać na ryzyko swój „reset” w stosunkach z Moskwą? Ze wszystkich doniesień wynikało, że jego spotkanie z Miedwiediewem w Waszyngtonie przed kilkoma dniami było bardzo udane i że obaj nawiązali ze sobą bliski kontakt. Tymczasem natychmiast potem wybucha skandal szpiegowski. A przecież Obama wie, jak świetnie ten „reset” służy interesom amerykańskim i zdaje sobie sprawę z tego, że należałoby utrzymać ten kurs przynajmniej tak długo, jak długo w Zatoce Perskiej jest do rozwiązania ten okropny problem: Iran. To przecież ten sam problem niegdyś skrócił pobyt Jimmy’ego Cartera w Białym Domu do jednej tylko kadencji.

W całym tym szpiegowskim epizodzie Miedwiediew jak dotąd zachował milczenie. Wielkie pytanie brzmi: czy jest to dla Miedwiediewa okazja, którą można by nazwać „momentem Matthiasa Rusta”.

Pieriestrojka przyleciała awionetką

Każdy, kto od dłuższego czasu śledzi stosunki amerykańsko-rosyjskie, będzie pamiętał pewien dramatyczny epizod z maja 1987 roku. Wtedy to 19-letni niemiecki pilot amator, Matthias Rust, przeleciał wynajętą awionetką Cessna z Helsinek do Moskwy, wystawiając do wiatru cały budzący grozę radziecki system obrony przeciwlotniczej i lądując wprost niewiarygodnie na moskiewskim Placu Czerwonym tuż przed Mauzoleum Lenina, ku pełnemu zaskoczeniu wartowników pełniących służbę na murach Kremla.

Nikt już dziś nie dba o to, kim był Matthias Rust i czy faktycznie działał na własną rękę. Dla tych z nas, którzy byli wtedy zagranicznymi dyplomatami w Moskwie, wystarczyło mgnienie oka, by uświadomić sobie, jak druzgocącym ciosem musiał stać się ten incydent dla całego wojskowego establishmentu w ZSRR. Cała ta eskapada miała miejsce w najbardziej krytycznej fazie politycznej konsolidacji KPZR, jaką przeprowadzał ówczesny sekretarz generalny tej partii, Michaił Gorbaczow.

My, stale plotkujący zagraniczni dyplomaci, tym razem trafiliśmy w dziesiątkę. Gorbaczow skwapliwie skorzystał z okazji i wyrzucił setki urzędników resortu obrony, którzy zaciekle przeciwstawiali się jego pieriestrojce. Wśród usuniętych ze stanowisk znalazł się minister obrony Siergiej Sokołow i dowódca sił powietrznych Aleksandr Kołdunow. Gorbaczow dosłownie rozorał całe ministerstwo obrony. W roku 1988 pieriestrojka osiagnęła swoj punkt szczytowy. Reszta, jak to się mówi, jest historią.

Jak postąpi Miedwiediew?

Czy Obama przekazuje Miedwiediewowi jakiś sygnał? Faktem jest, że Obama umyślnie dowartościowywał Miedwiediewa, jako polityka, z którym Zachód jest w stanie współpracować. Podczas swej ostatniej wizyty w Moskwie Obama starannie marginalizował swe kontakty z Putinem. Również amerykańskie środki przekazu nie pomijają żadnej okazji, by dokopać Putinowi, podczas gdy z Miedwiediewem obchodzą się w aksamitnych rękawiczkach.

Niemniej administrację Obamy dręczy troska o to, że Putin wciąż cieszy się olbrzymim poparciem wśród Rosjan. Z amerykańskiego punktu widzenia czas nagli, gdyż zbliża się rok 2012 - termin następnych wyborów prezydenckich w Rosji. A w rosyjskiej prasie niemal co dzień ukazują się domniemania, jaki też kurs obierze „tandem Miedwiediew-Putin” podczas kampanii poprzedzającej te wybory.

Obama ma powody do zmartwienia. Bądź co bądź, Miedwiediew jak na razie wykazywał niewiele animuszu do zaatakowania tak zwanych siłowików w Rosji - czyli polityków wywodzących się z szeregów wojska lub służb specjalnych. No i jak tu rozwijać „reset” do wyższego poziomu, jak brać poważnie zapał Miedwiediewa do innowacji i reform, jak traktować Rosję jak „normalny” europejski kraj – skoro „siłowiki” wciąż odgrywają dominującą rolę w kremlowskim aparacie władzy i nie ma żadnej pewności, że Putin nie zostanie w 2012 roku ponownie wybrany na prezydenta?

Takie pytania absorbują amerykańską administrację. Skandal szpiegowski kładzie się plamą na wizerunku rosyjskich tajnych służb. Prezentują się one jako nieporadne, przestarzałe i nieskuteczne. Incydent wskazuje również na obecność wysoko postawionego amerykańskiego kreta gdzieś w siedzibie FSB w Moskwie, i to na wysokim szczeblu hierarchii.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną