87-letnia dama, wdowa po znanym gaullistowskim ministrze, przyjmowała w swej rezydencji w Neuilly - bogatym przedmieściu Paryża – wszystkich prezydentów, w tym i Nicolasa Sarkozy’ego, który zaczynał swą karierę polityczną jako mer Neuilly: także stąd ma wielu znakomitych przyjaciół i znajomych. Odpryskiem kłótni rodzinnych i prywatnego procesu o przyszły spadek dziedziczki L’Oréal są kompromitujące zeznania osób ze służby pani Bettencourt. Sugerują one, że miliarderka wspierała finansowo prezydenta, a z kolei sama korzystała z jego politycznej ochrony przed natarczywym fiskusem.
We Francji nikt nie lubi takich skojarzeń: równość wobec prawa jest hasłem świętym. Prezydent Sarkozy nie tylko z oburzeniem odrzucił pomówienia o nielegalne finansowanie jego partii, ale i nakazał ministrom oszczędniejszy tryb życia. To dobre posunięcie, chyba jednak niewystarczające. Widać już, że machina prawna została wprawiona w ruch, a wraz z nią plotki i podejrzenia. Dziś, w dobie kryzysu, kiedy wzywa się obywateli do zaciskania pasa – nie ma żartów. Ofiarą niepogody dla bogaczy paść może i sam prezydent, nie tyle dlatego, że zarzuty przyjmowania kopert pod stołem są prawdziwe, bo tego nie wiadomo, lecz dlatego, że zbyt kocha zbytek i splendor.