Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Jak ratować twarz?

NATO w Kabulu o Afganistanie

Konferencja wpływowych polityków NATO i świata oraz władz afgańskich trwająca w Kabulu, świadczy o odwadze uczestników, bo lipiec to czas najcięższych walk.

Ich wrażenia i doznania, jeśli tylko wyszli poza bazę Bagram i hotel Intercontinental, mogą wpłynąć radykalnie na decyzję o terminie zakończenia tej smutnej misji. Wojska sojusznicze weszły tam, żeby schwytać ibn Ladina i zlikwidować matecznik światowego terroryzmu. Ich pobyt trwa tam samo długo, jak pobyt „ograniczonego” kontyngentu Breżniewa w latach 1979-1988. Oby zakończył się lepiej.

Jedyny dowódca, który wiedział, jak radzić sobie z talibami, to zdymisjonowany właśnie generał Stanley McChrystal. Przestudiował on metody i techniki walk miedzy plemionami pusztuńskimi i zaczął je stosować w walkach swoich komandosów z partyzantami. Przestrzega się w tych technikach pewnych zasad: wolno walczyć tylko w czasie wolnym od prac rolniczych, walczy się na niezamieszkanym terenie, nie atakuje się wiosek, nie ściąga się zagrożenia dla kobiet, dzieci i zwierząt. I cały czas, w oparciu o doniesienia z pola walki, starszyzny obu stron negocjują warunki przerwania działań. Jeśli komandosi McChrystala dawali się talibom mocno we znaki, a ich mocodawcy otrzymywali od Amerykanów informację o kwocie w dolarach, która wchodzi w grę za zaprzestanie walk, wtedy talibowie dostawali dyspozycję, żeby przerwać walkę i nigdy już określonych terenów nie atakować. Ale dowódcę NATO zgubiła arogancja. Wypowiedział się kilka razy o swoich cywilnych zwierzchnikach, którzy w dalekim Waszyngtonie wiedzą lepiej, co w Afganistanie robić należy. Następca, gen. Petraeus, choć to generał najwyższej klasy i najświetniejszego umysłu, komandosem nie był. Taktykę wziętą od Pusztunów zastąpi się teraz zmasowanymi atakami, to znaczy mnożeniem talibów. A przecież celem misji było unowocześnienie Afganistanu a nie wzniecanie powstania na terenach pustynnych u stóp Hindukuszu, gdzie regularna armia jest bezsilna.

Hamid Karzaj mówi o wycofaniu wojsk NATO do roku 2014, choć to nie on będzie podejmował decyzje. Bez wojsk NATO nie utrzyma się u władzy. Na konferencji słychać święte słowa sekretarza generalnego NATO, Rasmunssena, że zachód nie wiedział, czym jest Afganistan i jakie trzeba będzie ponieść straty. A Hillary Clinton krytykuje Karzaja za korupcję i nepotyzm, co potwierdza tezę Duńczyka. Żeby można było wycofać się z Afganistanu z twarzą, trzeba taktyką McChrystala przejąć kontrolę nad częścią dowódców talibskich. Trzeba też ogromnej pomocy gospodarczej w postaci inwestycji, a więc trzeba obecności wojsk, aby chroniły powstawanie zrębów gospodarki i cywilizacji, takich jak na przykład gazociąg z Turkmenistanu do Karaczi pod ochroną plemion pusztuńskich. O ile Afgańczycy tego sobie życzą. Jeśli przekonają się, ze to dobry interes, wtedy uciszą mułłów i schowają broń, choć Afgańczyk bez kałasznikowa czuje się, jak mężczyzna bez spodni. Trzeba więc czasu, wojsk i pieniędzy. Alternatywa to wyjście pod pozorem, że armia afgańska jest już silna. Nie będzie silna, zostanie rozbita lub przejdzie na drugą stronę, a Afganistanem, fundamentalistycznym państwem terroru i terroryzmu religijnego będą znowu rządzić ludzie pokroju mułły Omara, tego, który sobie w bitwie z Sowietami pod Kandaharem podobno nożem wydłubał resztkę zranionego przez pocisk oka.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną