Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Zamieszanie wokół Sarrazina

Muzułmanie obciążeniem dla Niemców?

Od października Theo Sarrazin, socjaldemokrata, były senator Berlina, oraz urzędujący członek zarządu Bundesbanku, jest w centrum niemieckiej opinii publicznej.

Najpierw w wywiadzie dla „Lettre International”, a teraz w książce „Niemcy same się likwidują” wyraził to, co wielu Niemców myśli, ale krępuje się publicznie powiedzieć, że mieszkający w Niemczech muzułmanie są obciążeniem i zagrożeniem, bo nie chcą się ani integrować, ani uczyć, żyją z niemieckich zasiłków jak u pana boga za piecem i plenią się na potęgę rodząc „dziewczynki w chustach na głowach”.

Debata wokół tych tez jest dziwaczna. Z jednej strony wywołują święte oburzenie wszystkich politycznie poprawnych „dobrych ludzi”, którzy uważają, że to Niemcy - jako państwo i społeczeństwo – bardziej powinny się troszczyć o integrację muzułmanów. Z drugiej natomiast strony zbiera długie eseje konserwatystów – jak choćby współwydawcy "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Franka Schirrmachera – który wije się między akceptacją wielu spostrzeżeń Sarrazina i demonstracyjnym zdystansowaniem się od jego książki.

Dopiero absurdalna uwaga Sarrazina, że wszystkich Żydów łączy ten sam gen, wywołała zgodne oburzenie. Aż trudno się oprzeć wrażeniu, że przyjęto ją z ulgą, ponieważ nareszcie można się od niego jednoznacznie odciąć. Wicekanclerz Guido Westerwelle pomstuje, że tezy Sarrazina są „wodą na młyn rasizmu i antysemityzmu”. Przewodniczący SPD, Sigmar Gabriel, zapowiada usunięcie rasisty z partii. Tylko "Frankfurter Allgemeine" przestrzega przed spychaniem go do rasistowskiego narożnika przypominając, że Sararzin wielokrotnie podkreślał, że podziwia żydowską inteligencję, a tezy o wspólnym kodzie genetycznym Żydów, ale i Basków zapożyczył z poważnych opracowań, które - bez oskarżeń o rasizm - cytowała także "Jüdische Allgemeine".

Jednak istotą sporu wokół Sarrazina nie jest anty- czy filosemityzm, lecz kulejąca integracja muzułmanów. To zresztą drażni także wielu niemieckich muzułmanów, jak choćby Benjamina Idriza, imama w bawarskim Penzbergu, który swym wiernym mówi otwarcie, że walka o integrację muzułmanów w Niemczech będzie przegrana, jeśli muzułmanie nie zrozumieją, że także są sami sobie winni, bo nie rozwijają „lojalności wobec tego kraju”, i nie chcą pogodzić swej religii z nowoczesnością. Za takie poglądy wielu muzułmańskich działaczy nazywa imama idiotą i głupcem.

Problem z Thilo Sarrazinem polega na tym, że poruszył problem autentyczny, ale sformułował go w sposób tak prowokujący i plakatowy, że jedni są oburzeni, a drudzy zacierają ręce. To prawda, że integracja muzułmanów przebiega w Niemczech o wiele bardziej opornie niż Greków, Włochów czy Polaków. A w wielu niemieckich miastach powstały muzułmańskie dzielnice. Socjologowie od dawna mówią o „światach równoległych”, a chadecki minister spraw wewnętrznych, Wolfgang Schäuble w 2006 zainicjował „Konferencję islamską”, która miała doprowadzić do wypracowania między innymi euro-islamu wykładanego muzułmanom po niemiecku w niemieckich szkołach.

Jednak wielkie organizacje muzułmańskie jak turecka Milli Görüs opierają się przed integracją broniąc tradycyjnej tożsamości muzułmańskiej – na przykład urzędowego zwalniania muzułmanek z gimnastyki i pływania. Faktem jest też, że wielu muzułmanów nawet w trzecim pokoleniu nie zna wystarczająco niemieckiego i nie awansuje w niemieckim społeczeństwie. Jednak to nie sam islam jest przyczyną nieudanej integracji, lecz stawianie przez wielu muzułmanów religii ponad zasadami liberalnego państwa opartego na zasadach wolności.

Wielu, nie znaczy wszystkich. W czasie gdy Sarrazin prowokował opinię wywiadem w „Lettre” a niemieckim rynku ukazała się książka chadeckiego polityka Armina Lascheta „Republika ludzi z awansu. Imigracja jako szansa” dokumentująca przykłady bardzo udatnej integracji muzułmanów. I pewnie rację ma Mathias Drobinski z "Süddeutsche Zeitung" gdy alarmistyczny ton Sarrazina zalicza do powracającego falami niemieckiego pesymizmu kulturowego. Spengler się kłania. Ale Zachód nadal istnieje…

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną