Istotnie, to wielka szkoda, że Francja – mieniąca się być ojczyzną Praw Człowieka – usuwa obozowiska romskie. A jeszcze większy wstyd, że przedstawiciele Republiki nie stronią od retoryki politycznej stygmatyzującej Romów, sprzyjającej ich społecznemu wykluczeniu.
Jednak 12 tys. Romów we Francji – w większości z Rumunii i Bułgarii, przebywających nielegalnie, bez pracy i bez ubezpieczenia społecznego – to nie tylko problem Francji. Czy mamy gwarancję, że potraktowalibyśmy ich lepiej? Trzeba zapytać które kraje unijne gotowe są udzielić im wsparcia i gościny? Na pewno nie Włochy, gdzie półtora roku temu dochodziło do podobnych, nawet znacznie gorszych deportacji. Czy ktoś się zgłasza z pomocą?
W samej Francji nawet nieposzlakowane osobistości, jak były socjalistyczny premier Michel Rocard tłumaczy, że jego kraj nie może być przystanią dla całej nędzy świata. Trudno z tym polemizować. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby Rumunia i Bułgaria – w samej Rumunii są dwa miliony Romów – miały przemyślany i realny program integracji społeczności romskiej: oświaty, nauki zawodu, budowy mieszkań, wsparcia kobiet itd. Źle, że jeszcze w rokowaniach akcesyjnych Komisja UE nie nakreśliła mapy drogowej takiego programu. Dziś skrajna prawica mówi, że w ogóle Unii nie należało rozszerzać na Wschód. Francuska euro posłanka, Marielle de Sarnez słusznie pyta czy Europejski Funduszu Społeczny – z którego wydano 13,3 mld euro – przyczynił się do poprawy sytuacji Romów. Romowie żyją w Europie, są obywatelami Unii, tak jak my i jak inni. Żyją w Europie bez granic, a takiej gorąco pragnęliśmy. Nie rozwiążemy tego problemu wytykając palcami Francję.