Podróż papieża Wojtyły na Wyspy w 1982 r. miała inny koloryt niż wizyta jego następcy. Budziła mniej skrajne emocje i większe nadzieje, że oba Kościoły chrześcijańskie, anglikański i rzymsko-katolicki są bliskie jedności.
Teraz emocje dobre mieszały się z negatywnymi, a różnice dzielące anglikanów i katolików są tak oczywiste, że papież musiał zaznaczyć, iż podczas tej wizyty chce się skoncentrować na tym, co chrześcijan łączy. Bo, co ich dzieli, przypomniały z okazji wizyty światowe media: anglikanie wyświęcają kobiety na księży i nie uważają się, jak sugeruje Rzym, za Kościół kanonicznie ułomny.
A co ich łączy? Najpierw oczywiście wiara, ale dziś także niepokój, że chrześcijaństwo w świecie zachodnim schodzi na margines. Ten motyw dominował w przemówieniach papieża na Wyspach. Benedykt starał się przekonać Brytyjczyków, którzy chcieli go słuchać, że religia jest współczesnemu społeczeństwu na Zachodzie niezbędnie potrzebna.
Kłopot w tym, że mówił do przekonanych, w tym byłego premiera Blaira, świeżo nawróconego na katolicyzm, lub przynajmniej otwartych na taki dialog. Społeczeństwo brytyjskie jest jednak w większości obojętne lub wręcz niechętne dialogowi z religią, bo postrzega ją jako problem, a nie rozwiązanie.
Dlatego nawet, kiedy papież Benedykt aluzyjnie podjął temat skandalu pedofilskiego w Kościele, spotkał się prywatnie z kilkoma ofiarami księży pedofilów, nazwał ich czyny złem nie do opisania – a jak na papieża to słowa bardzo mocne – mimo wszystko bili mu brawo tylko nieliczni. Bo przecież dalej milczał o skandalu ukrywania tego zła w Kościele i odpowiedzialności za to watykańskiej i lokalnej administracji kościelnej.
Wizyta nie wypadła tak źle, jak przewidywano. Były momenty robiące wrażenie, jak choćby spotkanie papieża z królową i brytyjskim parlamentem w Westminister Hall, kolebce demokracji parlamentarnej. Ale to, że nie poszło tak źle, nie znaczy, że Wyspy zapamiętają tę wizytę na dłużej.