Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Remanent Sarkozy’ego

Katalog kłopotów Sarkozy'ego

Francuzi nie chcą dłużej pracować, nie wierzą w prezydenckie reformy i przestają ufać samemu prezydentowi Francuzi nie chcą dłużej pracować, nie wierzą w prezydenckie reformy i przestają ufać samemu prezydentowi Pascal Rossignol/Reuters / Forum
Jeśli strajki pod koniec września połączą się z protestami na uniwersytetach, Nicolas Sarkozy może zapomnieć o reelekcji. Afera Bettencourt dotarła już do Pałacu Elizejskiego.

Le Monde” oskarża Pałac Elizejski. 13 września szacowny dziennik oznajmił na pierwszej stronie, że składa w prokuraturze doniesienie o łamaniu tajemnicy dziennikarskiej przez nieznaną osobę. Osoba jest nieznana, ale instytucja jak najbardziej – chodzi o francuski kontrwywiad, który w połowie lipca bez nakazu sądowego zdobył billingi wysokiego rangą urzędnika ministerstwa sprawiedliwości i na ich podstawie ustalił, że to on musiał być informatorem dziennikarza „Le Monde”, piszącego o aferze Bettencourt. Zdrajcę z gabinetu oddelegowano do tworzenia sądu apelacyjnego w Gujanie Francuskiej. Sprawa jest tym bardziej kuriozalna, że ekipa Sarkozy’ego złamała własne prawo – to ona na początku tego roku poszerzyła ochronę tajemnicy dziennikarskiej. Kontrwywiad potwierdza wykonanie zadania, ale zastrzega, że działał „w interesie państwa”.

Interes państwa to w dzisiejszej Francji interes prezydenckiej partii UMP i jest z nim sprzeczne wszystko, co doprowadzi Sarkozy’ego do furii. Taka miała być reakcja prezydenta, gdy w połowie lipca „Le Monde” ujawnił zeznania zarządcy majątku dziedziczki L’Oréala Liliane Bettencourt. Biznesmen Patrice de Maistre potwierdził to, czemu od miesiąca zaprzeczał minister pracy i były skarbnik UMP Eric Woerth: że ten ostatni poprosił go o zatrudnienie swojej żony, która później doradzała miliarderce, jak ukrywać fortunę przed fiskusem. To z kolei uprawdopodobniło inne zarzuty stawiane Woerthowi, m.in. przyjmowania kopert z gotówką. Ale Woerth pilotował najważniejszą prezydencką reformę, więc zamiast go zwolnić, Sarkozy polecił służbom wykrycie źródła przecieku.

Tak z afery z nielegalnym finansowaniem partii zrobił się skandal z łamaniem tajemnicy dziennikarskiej.

Groźny skandal

Woerthgate może kosztować Sarkozy’ego drugą kadencję prezydencką. Tropienie dziennikarzy kojarzy się we Francji fatalnie – w latach 80. François Mitterrand kazał wywiadowi podsłuchiwać reporterów wiedzących o jego nieślubnej córce, co do dziś ciąży na jego wizerunku. O ile wtedy był jeszcze motyw osobisty, o tyle tutaj cel jest czysto polityczny: wyciszyć sprawę, która zagraża partii rządzącej. Skandal jest dla prezydenta tym groźniejszy, że w aferze Bettencourt Sarkozy był osobą trzecią, na którą najwyżej się powoływano, tutaj musiał być zaś w centrum wydarzeń – kontrwywiad nie przyjąłby zadania motywowanego interesem państwa, gdyby nie zlecił go sam prezydent lub jego najbliższe otoczenie.

Mimo wysiłków kontrwywiadu przecieki nie ustały. Od dwóch miesięcy Francuzi dowiadują się o kolejnych posunięciach dzielnego ministra, któremu kasa partii wyraźnie myliła się z budżetem państwa – a to o zwrocie 30 mln euro nadpłaconego podatku pani Bettencourt, a to o umorzeniu sprawy o unikanie podatków (27 mln euro) przeciwko dziedzicom rzeźbiarza Césara, którego pełnomocnik jest przypadkiem darczyńcą UMP, a to o anulowaniu zaległości podatkowych szefowi związku kasyn. W sierpniu wyszło na jaw, że Woerth załatwił order przyszłemu pracodawcy swojej żony. Prokuratura ma list, w którym skarbnik partii zawiadamia prezydenta, że „pan Patrice de Maistre zechciał podzielić się ze mną swoim życzeniem, by otrzymać Legię Honorową”. Na dole widnieje odręczny dopisek: „Byłoby dobrze przystać na tę prośbę. Jeszcze ci o tym opowiem”.

Co takiego Woerth opowiedział Sarkozy’emu? Tego próbuje dowiedzieć się prokuratura. Śledczy badają, czy prezydencki skarbnik rzeczywiście zbierał nielegalne datki na kampanię i czy oferował bądź dawał coś w zamian. To, że jako minister odpowiedzialny za podatki ułatwiał życie bogaczom, nie ulega już wątpliwości. Prokuratorzy mają nagrania z domu Liliane Bettencourt, w których jest mowa o załatwianiu prywatnych spraw z politykami, w tym także z prezydentem, oraz zeznania księgowej miliarderki, która powiedziała mediom, że po koperty wpadał przed laty sam Sarkozy. Śledczy nie zapukali jeszcze do Pałacu Elizejskiego, ale zrobili rewizję w siedzibie UMP i przesłuchali Woertha. Zatrzymali też de Maistre’a oraz dwie inne osoby – na razie w związku z podejrzeniem o unikanie podatków i wyłudzanie pieniędzy od dziedziczki L’Oréala.

Woerth od czerwca powtarza, że jest czysty jak łza, choć de Maistre obciążył go w śledztwie, a w ciągu lata do prasy wyciekło szereg dokumentów, które stawiają go w wątpliwym świetle. Opozycja wzywa ministra do dymisji, mimo to Woerth osobiście przedstawiał reformę emerytalną przed wrześniową serią głosowań w Zgromadzeniu Narodowym.

Murem stoi za nim zarówno premier François Fillon, jak i sam Sarkozy. Prezydent uznał, że ustępstwo przyjęto by w tej chwili jako przyznanie się do winy – z podobnym uporem obstawał rok temu przy powołaniu swojego syna na szefa biura inwestycyjnego dzielnicy La Défense, aż w końcu uległ presji opinii publicznej. Jest i drugi motyw: Sarkozy chce za wszelką cenę doprowadzić do końca reformę, która miała uratować jego pierwszą kadencję.

Pokaz siły

Reformy emerytur nie było w programie Sarkozy’ego, została wymuszona przez kryzys. Francja musi ograniczyć wydatki budżetowe, a system ubezpieczeń ma ogromny deficyt, bo Francuzi pracują dziś za mało i za krótko, by utrzymać starzejące się społeczeństwo. Zmiany nie są rewolucyjne: podczas gdy inne kraje rozwinięte windują wiek emerytalny do 67 lat, Francuzi podnoszą go ledwie do 62, dotychczas mogli bowiem przechodzić na emeryturę już w wieku lat 60. W obronie tej zdobyczy związki zawodowe 7 września wyprowadziły na ulice 1,5 mln ludzi, największą demonstrację od początku rządów Sarkozy’ego. W ubiegłym tygodniu większość UMP przegłosowała podniesienie wieku emerytalnego, ale socjaliści już obiecują, że w 2012 r. odwołają całą reformę – jeśli tylko wyborcy pomogą im odsunąć od władzy jej autora.

Na 23 września zapowiedziany jest strajk generalny, ale to nie tego Pałac Elizejski obawia się najbardziej. Związki zawodowe są słabe i podzielone, a lewica potrzebuje jeszcze czasu, by odbudować się po kilkuletnich walkach wewnętrznych. Pod koniec września otwierają się natomiast uniwersytety, a jeśli równolegle do strajków dojdzie do rewolty studenckiej przeciwko polityce prezydenta, sytuacja może wymknąć się spod kontroli.

 

 

Uniwersytetów nie da się spacyfikować tak jak przedmieść, a Sarkozy aż za dobrze pamięta okupacje uczelni w 2006 r. po niekorzystnym dla młodych rozluźnieniu prawa pracy. Drugie potencjalne źródło protestów społecznych to odbiorcy zasiłków dla bezrobotnych – od trzech miesięcy urzędy pracy masowo pozbawiają ich świadczeń z błahych powodów tylko po to, by obniżyć wskaźnik bezrobocia.

Przeczuwając kłopoty, Sarkozy postanowił dać pokaz siły. Jeszcze w lipcu wygłosił w Grenoble niesławne przemówienie na temat polityki bezpieczeństwa, w którym niechcianych imigrantów postawił na równi z przestępcami i zapowiedział „zakończenie dzikiego osadnictwa Romów” na przedmieściach francuskich miast. Deportacje Romów do Bułgarii i Rumunii prowadzono już wcześniej, ale w sierpniu je nasilono, doszły też akcje burzenia obozowisk z użyciem ciężkiego sprzętu. Nikt nie zaprzecza, że kraje Unii mają kłopot z cyrkulacją Romów, ale ofensywa Sarkozy’ego była cyniczną grą pod kalendarz polityczny. Pałac Elizejski chciał przykryć aferę Bettencourt i odciąć ją od reformy emerytur, tak by Francuzi nie doszli przypadkiem do wniosku, że prezydent jedną ręką obłaskawia bogaczy, a drugą każe dłużej pracować zwykłym ludziom.

Ledwo Paryż zaczął zaprzeczać, jakoby akcje policji były skupione na Romach, z francuskiego MSW wyciekł okólnik nakazujący prefektom likwidację nielegalnych obozowisk, „w pierwszym rzędzie romskich”. Ofensywa przeciwko Romom ściągnęła na Francję oburzenie Europy, ale przede wszystkim zmobilizowała elektorat skrajnej prawicy, który ma zastąpić wyborców centrowych, odpływających do socjalistów. Wyborcom Le Pena deportacje z pewnością się spodobały, podobnie jak ostre słowa rządu pod adresem Unii. Minister ds. imigracji Eric Besson ogłosił, że Francja nie ulegnie „dyktatowi Parlamentu Europejskiego”, który zażądał zaprzestania wydaleń, a gdy wydalenia potępiła unijna komisarz sprawiedliwości, porównując je do deportacji z czasów II wojny światowej. Sarkozy powiedział, że Viviane Reding „może przyjąć część Romów u siebie w Luksemburgu”. Spór rozlał się na ubiegłotygodniowy szczyt UE w Brukseli, gdzie Sarkozy oskarżył Komisję, „że zraniła Francję”.

Wielka zagadka

Na kłopoty przed reelekcją jest we Francji sprawdzona metoda: remaniement, czyli remanent rządu. Sarkozy zapowiedział wielkie wietrzenie gabinetu już w czerwcu, szczegóły ma ogłosić do 10 listopada. Wszyscy domyślali się, że wymieni premiera – François Fillon miał nawet kandydować na mera Paryża, by odzyskać stolicę dla prawicy i wyeliminować Betranda Delanoë, drugiego najbardziej popularnego polityka lewicy. Ale po aferze Bettencourt i awanturze o Romów prezydent jest w kłopocie – w sondażach popularności Fillon ma nad nim 22 proc. przewagi, a prawie 60 proc. Francuzów życzy sobie, by pozostał na czele rządu. Wielu uważa, że tylko on potrafi zrównoważyć porywczego Sarkozy’ego, jest też sporym atutem w mediach, bo łagodzi jego oblicze i w przeciwieństwie do prezydenta budzi sympatię.

Sarkozy’emu brakuje też dobrych kandydatów na szefa rządu. Na giełdzie nazwisk wymienia się chirakistkę Michčle Alliot-Marie, obecną minister sprawiedliwości, centrystę Jean-Louisa Borloo, b. ministra pracy, a także b. doradcę Sarkozy’ego w MSW i MSZ Bruno Le Maire’a, dziś ministra rolnictwa. Ten ostatni z pewnością przyniósłby powiew świeżości, ale wielu uważa, że jest za młody na szefa rządu, zwłaszcza jeśli miałby tak jak poprzednik tonować prezydenta.

Jeśli Sarkozy zachowa Fillona na stanowisku, będzie musiał dalej znosić jego wysoką popularność, co przed wyborami może być kłopotliwe, i tłumaczyć się z zapowiedzi wielkiej odnowy rządu. Pewne jest tylko odejście Erica Woertha – jeśli reforma emerytur wywoła protesty, zawsze będzie można złożyć ministra na jej ołtarzu.

Znacznie większą zagadką jest nazwisko polityka, który stanie do walki z Sarkozym w 2012 r. Pod wodzą Martine Aubry socjaliści wreszcie przestali się kłócić, do szeregu cofnęła się nawet Ségolčne Royal, dzięki czemu opozycja zaczęła mówić jednym głosem. Zamiast fundować sobie kolejną wyniszczającą walkę o nominację prezydencką, socjaliści zdecydowali się na szerokie prawybory, otwarte dla wszystkich sympatyków lewicy. Ktokolwiek wygra głosowanie latem przyszłego roku, otrzyma silny mandat demokratyczny. Na pokonanie Sarkozy’ego największe szanse ma Dominique Strauss-Kahn, cieszący się dziś 56-proc. poparciem, najwyższym wśród francuskich polityków. Nie jest jednak wcale pewne, czy zechce zrezygnować z wygodnej i prestiżowej posady w MFW.

Notowania Nicolasa Sarkozy’ego spadły tymczasem do 34 proc., a tylko 15 proc. Francuzów życzy sobie, by to on reprezentował prawicę w kolejnych wyborach. Wielu prezydentów cierpiało niepopularność na półtora roku przed reelekcją, ale żaden nie budził u wyborców takiej alergii jak obecny. Jeśli to uczulenie zaowocuje masowym protestem przeciwko polityce prezydenta – a reforma emerytur w połączeniu z aferami na szczytach władzy dają po temu powód – szanse Sarkozy’ego na reelekcję mogą zostać pogrzebane.

On sam liczy, że gdy wyborcy zobaczą jego skuteczność w roli reformatora, oddadzą mu sprawiedliwość – w końcu wybrali go nie z osobistej sympatii, tylko dla trudnych zmian, które obiecał we Francji przeprowadzić. Pytanie tylko, jakie rewelacje przyniesie do tego czasu afera Bettencourt.

Polityka 39.2010 (2775) z dnia 25.09.2010; Świat; s. 90
Oryginalny tytuł tekstu: "Remanent Sarkozy’ego"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną