Po tym jak w niedzielę na autostradzie pod Berlinem zginęło 13 polskich turystów, a 30 zostało rannych, cała Europa przekazuje wyrazy współczucia. Ale również kontroluje stan swego transportu drogowego.
We Francji, gdzie o korkach i wypadkach drogowych pisze się mnóstwo, kontrole sprawności pojazdów są częste, a ich klasyfikacją zajmuje się od ośmiu lat specjalna rządowa instytucja (L'Union pour le classement des autocars de tourisme). Dzięki temu liczba wypadków autokarowych - w szczególności tych z ofiarami śmiertelnymi – spada. W ubiegłym roku (dane za Fédération Nationale des Transports de Voyageurs) w wypadkach drogowych uczestniczyły we Francji 273 autokary (jeszcze w roku 2003 było ich 1404), przy ponad 90 tysiącach jeżdżących po drogach pojazdów tego typu. W autokarach i autobusach zginęło 5 spośród 4273 osób łącznie zabitych na tamtejszych drogach.
Niestety, tak jak nie da się całkowicie wyeliminować wypadków z ruchu drogowego, tak co jakiś czas opinią publiczną wstrząsają informacje o makabrycznym zderzeniu. W ciągu ostatniej dekady we Francji odnotowano sześć katastrof drogowych z udziałem autokarów. Największa miały miejsce w 2003 roku, gdy piętrowy autokar niemieckiego biura podróży wiozący turystów do Hiszpanii, wpadł w poślizg na górskiej drodze (zginęło 28 osób). Drugi makabryczny wypadek wydarzył się w lipcu 2007 r., gdy autokar z polskimi pielgrzymami spadł z mostu pod Grenoble (27 ofiar). W tym samym miejscu miały zresztą miejsce dwa inne wielkie wypadki autokarowe w latach 70.
Sporo się we Francji pisze też o wypadkach marokańskich autokarów wożących na miejscu turystów z Francji i innych krajów europejskich (Portugalczyków, Belgów), a także przewożących Marokańczyków mieszkających w Europie do ojczystego kraju i z powrotem. Uchodzą one za wyjątkowo niebezpieczne.
W Niemczech – bezpiecznie mimo wszystko
W 2009 r. na niemieckich drogach zginęły 4152 osoby (na polskich – 4564). Oczywiście ta statystyka pokazuje przepaść między bezpieczeństwem w podróżowaniu po Polsce i Niemczech, gdzie nie tylko mieszka ponad dwa razy osób więcej, przeciętnie znacznie mobilniejszych niż u nas, ale też ruch tranzytowy jest nieporównanie intensywniejszy. Do tego niemieckie autostrady (ponad 12 tys. km długości) są uważane za najbezpieczniejsze w Europie – w ubiegłym roku zginęło na nich niespełna 500 osób (znacznie mniej niż na tamtejszych drogach krajowych). Mimo to corocznie dochodzi w Niemczech średnio do dwóch-trzech wypadków autobusów, w których ginie po kilka osób.
W tej dekadzie największe tragedie wydarzyły się w 2007 r. na autostradzie A14 w kraju związkowym Saksonia-Anhalt (13 zabitych) i rok później koło Hanoweru (20 ofiar śmiertelnych).
Ale to raczej przykre wyjątki od podstawowej reguły - podróżowanie autobusami po Niemczech to bardzo bezpieczna forma transportu. Jak wynika z danych niemieckiego urzędu statystycznego, w latach 2006-2009 w wypadkach autobusów i autokarów u naszych zachodnich sąsiadów zginęło łącznie 60 osób (w całym ubiegłym roku – tylko 12). Zrzeszenie niemieckich przewoźników podkreśla, że to bardzo mało, bo jeszcze w samym tylko 1992 r. ofiar wypadków autobusowych było aż 58.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że autobusy w regularnym ruchu międzymiastowym odgrywają w Niemczech znacznie mniejszą rolę niż w Polsce. Przez wiele lat bowiem utrudnione było wydawanie pozwoleń na uruchamianie połączeń, mogących konkurować z niemiecką koleją. Autobusy są natomiast chętnie wykorzystywane - jak u nas - do przewozów turystycznych. Oraz, w nieco mniejszym stopniu z powodu ekspansji tanich linii lotniczych, do komunikacji międzynarodowej.