Zmiany konstytucji, jakie dokonano w grudniu 2004 r. w czasie pomarańczowej rewolucji odbierały pełnię władzy prezydentowi na rzecz parlamentu i premiera, kończyły kuczmowski model państwa, w którym urzędujący prezydent mógł wszystko, nawet wbrew Radzie Najwyższej. Mógł także zostać premierem i rządzić niepodzielnie. Reforma konstytucyjna – to prawda, że wprowadzona w pośpiechu i wymuszona tym, co działo się na kijowskim Majdanie – wprowadziła na Ukrainie system parlamentarno-prezydencki i dawała umocowanie premierowi, który stawał się mniej zależny od decyzji prezydenta, zwłaszcza gdy był przeciwnej opcji politycznej. Mówiło się wówczas, że była zrobiona pod premierostwo Julii Tymoszenko. Nie rozwiązywała wszystkich problemów, ale była dobrym krokiem na drodze demokracji.
Dziś decyzja Sądu Konstytucyjnego zadziwia, nie rozumiem tego postanowienia – przyznaje Ihor Koljuszko, znany ukraiński konstytucjonalista. To znaczy, że od dziś prezydent może odwołać radę ministrów i rządzić sam. Prezydent Wiktor Janukowycz nie kryje zadowolenia, zapewnia, że na Ukrainie przestrzegane jest prawo i że będzie respektować decyzje sądu, który oddaje mu pełnię władzy. Opozycja jest zbulwersowana, uważa, że mamy do czynienia z puczem, także dlatego, że Sąd Konstytucyjny nie ma prawa dokonywać zmian w konstytucji.
W trudnej sytuacji znalazł się Bronisław Komorowski goszczący dziś na forum w Jałcie. Komorowski zapewniał, że Polska popiera Ukrainę w staraniach o integrację z Unią Europejską, mówił o europejskich standardach, a tu taki pasztet.