Bo reżimy niedemokratyczne nigdy nie są dumne z tych, którzy zasługują na dumę w oczach wolnego świata, gdyż przypominają, że wolność, a nie przymus, jest filarem pokoju społecznego i dobrobytu.
Liu Xiaobo miał odwagę domagać się demokratyzacji Chin komunistycznych. Dostał za to jedenaście lat więzienia. Tak drakońskie wyroki mają być przestrogą dla innych zwolenników demokratyzacji i sygnałem dla Zachodu, by nie popierał dysydentów w Chinach, bo za to poparcie zapłacą oni dłuższymi wyrokami.
Na szczęście ta polityka Pekinu nie przynosi zamierzonych efektów. Dalajlama jest wciąż zapraszany do wolnych krajów, by mówić o sprawie Tybetu. Teraz, mimo nacisków chińskiej dyplomacji, norweski komitet pokojowego Nobla nie ugiął się i wskazał na Liu Xiaobo.
Stało się dobrze, bo w powodzi zachwytów nad chińskim cudem gospodarczym, przymykamy czasem w wolnym świecie oczy na dwa ważne fakty. Po pierwsze ten, że za sukcesy ekonomiczne Chińczycy płacą słoną cenę społeczną i ekologiczną. Także w dziedzinie praw człowieka, które w Chinach są łamane masowo i w zasadzie bezkarnie. Po drugie czasem słychać też poza Chinami głosy, że być może chiński model modernizacji i rozwoju nie byłby taki zły w innych krajach wychodzących z systemu komunistycznego.
Słowem: modernizacja tak, demokracja nie, albo później. Otóż dzielni i wrażliwi Chińczycy tacy jak Liu Xiaobo pokazują światu, że Chiny zasługują na jedno i drugie. I dlatego właśnie chiński rząd powinien pierwszy pogratulować swemu obywatelowi nagrody, zwolnić go z więzienia i uczynić przykładem do naśladowania.