Po strachu jemeńskim przyszły nowe. W ambasadach w Grecji, w kancelarii Angeli Merkel, we Francji. W Grecji policja podejrzewa lewicowych radykałów, w Niemczech trop grecki też nie jest wykluczany, we Francji podejrzani są muzułmańscy ekstremiści.
Na pierwszy rzut oka nie wygląda to niebezpiecznie. Jakieś koperty, jakieś pakunki. Szybko namierzone i unieszkodliwione, a w greckich ambasadach wprawdzie koperty odpaliły przy otwarciu, ale ponoć z niewielką siłą i nie wyrządzając większych szkód.
Żyjemy jednak w świecie po 11 września. Żaden demokratyczny rząd nie może sobie pozwolić na bezczynność. Koszta kontroli są znaczne, ale koszta ataku nie udaremnionego, byłyby nieporównanie większe – ludzkie i polityczne. Nie śmiejmy się zatem ani z głupich żartów pseudoterrorystycznych, a tym bardziej z rozpętywanej wokół nich akcji policyjnych i propagandowych.
Zagrożenie atakami terrorystycznymi nie jest wyssane z palca. Nawet jeśli odwraca uwagę ludzi od innych problemów, z jakimi boryka się dziś świat zachodni, to bezpieczeństwo obywateli musi być priorytetem i nie można na nim oszczędzać.