Nikt na Zachodzie się Rosji nie boi, kto żyw stara się robić z nią interesy: nie tylko w ramach wieloletnich kontraktów energetycznych, ale i partnerstwa dla modernizacji.
Na szczycie w Lizbonie sojusznicy natowscy dodatkowo ogłaszają, że chcą praktycznej współpracy z Rosją w dziedzinie bezpieczeństwa, w tym także w instalowaniu i obsłudze tarczy antyrakietowej. Polska też na tę deklarację się zgodziła, choć prezydent Bronisław Komorowski w wywiadzie prasowym ostrzegł, że zbliżenie z Rosją nie może się odbywać kosztem bezpieczeństwa krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Wiadomo, że inaczej o Rosji ludzie myślą w Portugalii czy we Włoszech, a inaczej ci, co mieszkają przez miedzę. Polska ma więc tytuł do szczególnej wrażliwości, ale też byłoby głupio, gdyby w ogólnej poprawie stosunków Zachodu z Rosją nie dostrzegała korzyści i dla siebie. Zresztą NATO zastrzega, że będzie działać na rzecz prawdziwego partnerstwa z Rosją, ale – uwaga – oczekuje wzajemności ze strony Moskwy.
Na razie z tą wzajemnością jest słabo. Reprezentant Rosji w NATO Dmitrij Rogozin mówi, że przygotowania do szczytu były trudne i daje do zrozumienia, że Moskwa dalej chce ograniczyć obecność sprzętu i personelu natowskiego w Polsce i w nowych krajach członkowskich Sojuszu.
Jak w tej sytuacji powinna zachować się Polska? Nie chodzi o blokowanie partnerstwa wojskowego Sojuszu z Rosją. Bezpieczeństwo to nie tylko siła zbrojna. Warszawa powinna więc usilnie forsować rozmaite środki budowy zaufania i proponować je Rosji. Trzeba na przykład dążyć do utworzenia strefy rozrzedzonych zbrojeń wokół Kaliningradu, starać się o uzgodniony zakaz przeprowadzania manewrów wojskowych w pobliżu granic i tak dalej. W Europie nie ma deficytu bezpieczeństwa, ciągle natomiast mamy deficyt zaufania. Po wszystkich gestach NATO – czas na gesty Rosji, a my możemy mieć swój udział w nakłanianiu jej do ich uczynienia.