Oczywiście nie da się ignorować głosów alarmistycznych. Angielski uczony James Lovelock, wielki znawca Ziemi, w zeszłym roku udzielił poczytnemu New Scientist głośnego wywiadu: - Jeśli temperatura Ziemi podniesie się o cztery stopnie – mówił Lovelock – nie przeżyje nawet jedna dziesiąta ludzkości, ponieważ będzie zbyt mało żywności. Nie przetrwa nas nawet jeden miliard. Uważam, że ludzie nie reagują zbyt szybko i nie są wystarczająco rozumni, by poradzić sobie z tym, co nas czeka. Kioto było 11 lat temu. Od tego czasu praktycznie nic nie zrobiono, poza niekończącymi się spotkaniami i rozmowami.
Z drugiej strony mamy klimatycznych optymistów. Nic alarmistycznego się nie dzieje i nic strasznego się nie stanie – twierdzą. 700-osobowa grupa uczonych pisze nawet specjalny raport dla Senatu USA, w którym wzywa do zachowania spokoju. Ocieplenie klimatu ma charakter naturalny – przekonują. Jest zjawiskiem cyklicznym. Wpływ człowieka na te zmiany jest minimalny. Wszystko z czasem powróci do normy.
Czy zbliżający się szczyt klimatyczny (Konferencja Klimatyczna ONZ) w Cancún w Meksyku zdoła ustalic, kto ma rację? Raczej nie. Zadaniem zebranych Cancún ministrów i przedstawicieli, którzy rozpoczną obrady w poniedziałek 29 listopada, jest wypracowanie nowego porozumienia mającego zastąpić to z Kioto (zobowiązywało one największe światowe potęgi do redukcji ilości emitowanego dwutlenku węgla). Potrzeba jest nowego porozumienia, które będzie bardziej odpowiadać aktualnej sytuacji geo-politycznej. Prze do niego Unia Europejska – światowy lider negocjacji, mających doprowadzić do redukcji emisji gazów cieplarnianych o 20 proc. do 2020 roku. Ale czy to się w Cancún uda? - Nie spodziewamy się wielkiego przełomu – oświadczył niedawno dziennikarzom minister środowiska Andrzej Kraszewski, pytany o jego nadzieje dotyczące zbliżającej się Konferencji. Szanse na nowe porozumienie są niewielkie.
Po co więc kilkuset ministrów i urzędników i specjalistów przybędzie do Cancún? Żeby światowe media mogły znów odtrąbić fiasko rozmów? Jak w 2009 roku w Kopenhadze? Może zamiast debatować kto, ile i na jakich zasadach CO2 będzie mógł wpuścić do atmosfery, lepiej zacząć od kwestii bardziej podstawowej - w ostateczności ustalić, czy grozi nam nadzwyczajne ocieplenie klimatu wywołane działalnością człowieka, czy też nie. Wciąż w tej sprawie poruszamy się po omacku, wciąż jest tu zbyt wiele branych pod uwagę możliwości. Przydało by się ustalić ostatecznie, co dzieje się z ziemskim klimatem. Czy czeka nas zagłada, czy też wszystko wróci do normy? Warto znać odpowiedź na to pytanie.