Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Miasto w strachu

Ochronę wzmocniono na lotniskach, przed Reichstagiem i na dworcach. Ochronę wzmocniono na lotniskach, przed Reichstagiem i na dworcach. PAWEL KOPCZYŃSKI/Reuters / Forum
W Berlinie po ostrzeżeniach o grożącym zamachu bombowym zapanował stan podwyższonej gotowości. Zmobilizowano policję i służby specjalne. Jak dotąd, zagrożenie okazało się niezbyt poważne.
Artykuł pochodzi z 49 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 6 grudnia.Polityka Artykuł pochodzi z 49 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 6 grudnia.

Na liście przedmiotów podejrzanych znajdują się kosze na śmieci, laptopy i kartony po butach. Podejrzliwość wzbudzić też może Libańczyk czekający na dworcu na pociąg. Wraz z nadejściem zimy Berlinem zawładnął strach przed zamachami terrorystycznymi. W domu towarowym KaDeWe zamknięto przechowalnię bagażu, w hotelu Adlon każdy gość musi przejść przez bramkę kontrolną. Oto raport z miasta w stanie podwyższonej gotowości.

W Berlinie pada deszcz ze śniegiem. Pod Bramą Brandenburską handel trwa jednak w najlepsze, a przebrani za Rosjan Rumuni sprzedają radzieckie ordery i odznaczenia zziębniętym Japończykom. Wysoko ponad głowami turystów mężczyźni na podnośniku dekorują potężną jodłę. Zaczynając od samego czubka, wieszają lśniące bombki i mocują elektryczne świeczki. Z dołu przyglądają się im policjanci w kamizelkach kuloodpornych.

W stolicy Niemiec trwa powszechne oswobadzanie choinek. Drzewka, które na czas transportu skrępowano plastikową siatką, rozpościerają zielone gałązki, a wszystko odbywa się pod czujnym okiem policji – tak jakby jej zadanie polegało na czuwaniu nad bezpieczeństwem iglaków, symbolu chrześcijańskiej kultury Zachodu.

W Berlinie wszyscy zdążyli się przyzwyczaić, że kiedy w hotelu Adlon przy Placu Paryskim nocuje Barack Obama, plombowane są okoliczne studzienki. Gdy jednak do autobusu jadącego z dzielnicy Neukölln na dworzec Zoo wsiadają uzbrojeni po zęby policjanci, przypoconym pasażerom robi się co najmniej nieswojo. Co mundurowi mogą wskórać w zatłoczonym piętrusie? Ich obecność z pewnością nie rozwieje obaw obywateli – wręcz przeciwnie.

Od kiedy minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière po raz pierwszy ostrzegł przed możliwością zamachu ze strony radykalnych islamistów, atmosfera w Berlinie odczuwalnie się zmieniła. W miasto poszła wieść, że gdy o zagrożeniu terrorystycznym wspomina ktoś tak rozsądny jak de Maizière, to faktycznie coś musi być na rzeczy. Dlatego na wszelki wypadek lepiej trzymać się z dala od miejsc o tzw. znaczeniu symbolicznym, które mogłyby stać się obiektem ataku islamistów. Należą do nich oczywiście Brama Brandenburska i gmach Reichstagu, ale kto wie, co jeszcze? Lotniska, dworce, ekskluzywne hotele, może nawet i wieża telewizyjna? Gdy pogłoski o „zamachu”, „rzezi” czy „scenariuszu z Bombaju” raz pójdą w świat, trudno je zdementować. Wszelkie próby zaprzeczania powodują bowiem, że na trwałe zapisują się one w głowach obywateli.

Wybierzmy się na przejażdżkę po Berlinie, gdzie swą niewinność bezpowrotnie utraciły kosze na śmieci, laptopy i kartony po butach.

Lotnisko Tegel

Na monitorze w hali głównej lecą właśnie wiadomości. Prezenter zachęca do obejrzenia wywiadu z egipskim politologiem Hamedem Abdel-Samadem, który w krótkiej migawce przekonuje, że „Al-Kaida to w gruncie rzeczy pewna mentalność. Dziś każdy może znaleźć w internecie instrukcję budowy bomby.” Na teren lotniska można wejść bez uprzedniej kontroli. Jest wczesny wieczór, kiedy jedna z pracowniczek informacji postanawia spełnić swój obywatelski obowiązek. „.Chyba lepiej coś im powiem”, zwraca się do koleżanek, mając na myśli dwóch policjantów i policjantkę stojących nieopodal. Kobieta wskazuje na trzy nieduże kosze na śmieci, jakieś pięć metrów od jej stanowiska pracy. „Proszę tam zajrzeć. Kilka minut temu ktoś zostawił tam karton.” Rzeczywiście, w pojemniku znajduje się duży, czarny karton. Czy to tak wygląda bomba? Mija osiem minut, nim na miejscu zjawia się specjalista od rozbrajania ładunków wybuchowych. W tym czasie obok informacji przechodzi ok. 50 osób. Policjantka spostrzega, że robimy notatki, i pyta: „Czy państwo mają coś wspólnego z tym kartonem?”

Na pytanie o prawdopodobieństwo zamachu terrorystycznego w Berlinie funkcjonariuszka odpowiada: „Mamy nadzieję, mamy nadzieję, naprawdę mamy nadzieję, że nic takiego się nie wydarzy”. Słowo „nadzieja” pojawia się w jej ustach trzy razy. Tymczasem kobieta zdążyła już wrócić do swych koleżanek z informacji. Jej zdaniem to całe zamieszanie trwa zbyt długo. „Matko Boska, oby się teraz coś jeszcze nie wydarzyło. Przecież za chwilę kończę pracę!”

Dom towarowy KaDeWe

Sędziwy sąsiad spotkany ostatnio na klatce schodowej oświadczył, że w najbliższym czasie nie wybiera się na zakupy do KaDeWe (skrót od „Kaufhaus des Westens” – przyp. FORUM), ponieważ w nazwie domu towarowego jest słowo Westen, czyli Zachód. „A oni tylko czyhają, żeby nas zniszczyć.” Oni, czyli terroryści. Tymczasem w KaDeWe zwiększono liczbę ochroniarzy oraz częstotliwość nocnych patroli. Klienci nie mogą też chwilowo korzystać z przechowalni bagażu. „Podjęte przez nas działania mają przede wszystkim nie rzucać się w oczy”, tłumaczy Petra Fladenhofer odpowiedzialna za promocję wizerunku firmy. Na szczęście, jak podkreśla, Niemcy nie wpadają szybko w panikę, co najlepiej dało się zaobserwować w trakcie kryzysu finansowego.

Parter słynnego domu towarowego przypomina obecnie park zimową porą. W zacisznych kącikach wydzielonych żywopłotem z bluszczu stoją ławeczki oraz okolone soplami lodu fontanny, na których przysiadły gołębie z nastroszonymi piórkami. Na stoiskach udekorowanych oszronionymi gałązkami wierzby można kupić ozdoby świąteczne, nie brakuje też bogato przystrojonych choinek. To przemyślane motywy wizualne, opowiada Fladenhofer, która na pomysł z parkiem wpadła na długo przed ostrzeżeniem o zamachach terrorystycznych. „Tak zaaranżowana przestrzeń ma wywołać u klientów nostalgię, tęsknotę za czasami, gdy świat był miejscem radosnym i bezpiecznym.” Fladenhofer siedzi na ławce w płaszczu, jakby rzeczywiście panowały tu minusowe temperatury. Co cztery minuty mija nas strażnik, który karnie patroluje swój rewir w sklepowym parku.

Bundestag

W niemieckim parlamencie toczy się debata budżetowa. W takie dni ludzie odwiedzający szklaną kopułę wieńczącą dach Bundestagu mogli zazwyczaj liczyć na nie lada widowisko. Kilka dni temu półkulę zamknięto jednak dla turystów. Wcześniej wystarczyło, by posłowie zadarli głowę, a ich oczom ukazywały się sylwetki wyborców. Ci zaś mogli spojrzeć w dół na swoich reprezentantów. Z mównicy do kolegów zwraca się właśnie poseł z liberalnej partii FDP, który mówi o „piramidzie długów” i przestrzega, że nie można igrać z finansami. Szklana kopuła jest pusta, nad nią rozpościera się tylko niebo.

Funkcjonariusze odpowiedzialni za bezpieczeństwo w miejscach publicznych przekonują, że turyści stojący w kolejce do kopuły Reichstagu byliby narażeni na zbyt duże ryzyko i stanowiliby „miękki cel” dla terrorystów. Szaleniec jadący rozpędzonym samochodem mógłby staranować barierki i wjechać w tłum. Między innymi z tego powodu zdecydowano o zamknięciu kopuły. Pytanie tylko, dlaczego stało się to akurat teraz, a nie już wcześniej?

Renate Künast z Partii Zielonych stoi obok choinki przy wejściu do budynku od strony wschodniej. Bardzo ubolewa nad zaistniałą sytuacją, gdyż jej zdaniem obecność obywateli w budynku parlamentu jest czymś oczywistym. „Dopiero w takich chwilach zdajemy sobie sprawę, jak cenna jest wolność.” Potem wspomina o „koincydencji przesłanek i wskazówek”, której skutkiem jest obecny stan rzeczy – Bundestag otoczony skorupką z metalowych barierek i pistoletów maszynowych, jakby był surowym jajkiem, któremu w każdej chwili grozi, że się stłucze. W kilku miejscach w budynku pozostawiono napisy, jakie w 1945 r. na ścianach zniszczonego Reichstagu wyryli żołnierze radzieccy: Здесь был – Tu byłem.

 

 

Hotel Estrel, dzielnica Neukölln

10 km w linii prostej od Reichstagu, ale wciąż jeszcze w granicach miasta, odbywa się zjazd przedstawicieli związków zawodowych policji, w trakcie którego zostanie wybrany nowy przewodniczący. Temat przewodni zjazdu: „Bezpieczeństwo jako wartość dodana”. Właśnie skończyło się wystąpienie prezydenta Niemiec Christiana Wulffa. Ze względów bezpieczeństwa na salę nie można było wnosić plecaków. W swym przemówieniu Wulff przypomniał policjantom, że stoją „na straży wolności naszego całego społeczeństwa i każdego obywatela z osobna”. Z chwilą, gdy obywatel Wulff opuścił salę, przepisy bezpieczeństwa poluzowano. Znów można wchodzić z plecakami.

We foyer na gości czeka gorąca kawa, w rogu ustawiono stół do gry w piłkarzyki. Swoje stoisko ma też wydawnictwo z literaturą dotyczącą tematyki policyjnej, jednak mało który delegat wykazuje zainteresowanie publikacjami. Na jednej z okładek widnieje pytanie: „Wypadek w trakcie służby – co teraz?”. Szczegółowej analizie poddano też problematykę „użycia broni palnej przez policjantów wobec osób cywilnych”. Gdy zajrzeć do środka, natrafić można na zdania typu: „Po tragicznych zamachach samobójczych na środki komunikacji miejskiej w Madrycie i Londynie uwaga publiczna skierowała się na konieczność szkolenia strzelców wyborowych potrafiących precyzyjnie oddać śmiertelny strzał na dużą odległość”. Książka podpowiada również, jak zdefiniować tłum. Czy w tej kategorii mieści się 500 policjantów na zjeździe w Berlinie? A może 300 turystów w kolejce do Reichstagu? Zgodnie z definicją „tłum musi być na tyle liczny, by przyłączenie się lub odłączenie pojedynczych osób nie robiło większej różnicy”.

Lotnisko Tegel

Przy stanowisku Lufthansy chwilowo nie ma kolejki. Jedna z pracownic wykorzystuje wolny moment, by zwierzyć się koleżance, że „kiedy de Maizière przestrzegł przed możliwym zamachem, serce podeszło mi do gardła”. Koleżanka kiwa głową, jednak z tego gestu trudno wyczytać, czy podziela te odczucia. Bardziej interesuje ją lakier na paznokciach. „Wyobraź sobie, że nagle wpada tu kilku szaleńców i ...” Zawiesza głos. Koleżanka w dalszym ciągu studiuje stan swoich paznokci. Do rozmowy wtrąca się kolega i kończy urwane zdanie: „Dziś praca policjantów polega na tym, żeby strzelać do terrorystów. Jak się strzela w tłum, trzeba się liczyć z tym, że można trafić niewinną osobę. Ale tak to już jest. W angielskim mają już nawet na to osobny termin. Straty wśród ludności cywilnej w trakcie wojny określa się mianem collateral damage.”

Hotel Adlon

Bramki kontrolnej przy wejściu nie da się ukryć, nawet jeśli bagaż umieszcza się nie w plastikowych kuwetach na metalowych stołach jak na lotnisku Tegel, lecz w misternie plecionych koszach wiklinowych, które wędrują na drugą stronę przez stół nakryty beżowym obrusem. Jedyna droga do recepcji w hotelu Adlon prowadzi przez wejście główne, gdzie zainstalowana jest bramka. Tylnego wejścia od ulicy Behrenstraße pilnuje pracownik firmy ochroniarskiej Flash Security, który uprzejmie informuje, że niestety, ale nie można z niego skorzystać. „Proszę zrozumieć, jesteśmy obiektem o podwyższonym standardzie bezpieczeństwa.” Potem pyta, czy potrzebny jest nam parasol, by przejść do wejścia głównego. Rzeczywiście, tego dnia pada deszcz. Ochroniarz ma pod ręką cały zapas parasoli. W Adlonie pomyślano najwyraźniej o wszystkim.

Minąwszy sześć choinek i drzwi wejściowe, goście hotelowi trafiają na dwie bramki. Po prawej znajduje się skaner do prześwietlania bagażu, po lewej bramka z wykrywaczem metalu. Między nimi ustawiono stolik z przepiękną orchideą w doniczce. Obok leżą srebrne, owalne tace, na których należy złożyć telefon i klucze. Już sam metaliczny dźwięk, jaki temu towarzyszy, może przyprawić o zawał serca.

Dworzec główny

Maik H., lat 27, i jego kolega Markus L., lat 37, patrolują berliński dworzec główny. Na ich ekwipunek składa się kamizelka kuloodporna, pas z pistoletem w kaburze, pałka, ręczny miotacz gazu pieprzowego, kajdanki i krótkofalówka – łącznie co najmniej 15 kilo, nie wliczając pistoletu maszynowego. Pod kurtkę i sweter policjanci zakładają dodatkową kamizelkę, która waży około pięciu kilogramów. Markus L. opowiada, że jego żona martwi się za każdym razem, gdy wychodzi on na służbę. Czy sam się boi? W kręgu policjantów o strachu się nie mówi, nawet jeśli towarzyszy on na każdym kroku. Zamiast tego funkcjonariusze wspominają o „szacunku wobec sytuacji” lub o „nieprzyjemnym uczuciu w żołądku”. Ostatnimi czasy muszą oni wysłuchiwać najróżniejszych komentarzy pod swoim adresem. Na przykład dlaczego wyglądają tak agresywnie i chodzą po dworcu uzbrojeni po zęby w czasach pokoju.

„Umundurowane siły porządkowe na terenie dworca to jedynie część całej koncepcji zapewnienia bezpieczeństwa pasażerom”, tłumaczy Ivo Priebe, który stoi na czele tamtejszego komisariatu. Mundurowych wspierają funkcjonariusze ubrani po cywilnemu. Pod obserwacją – bezpośrednią lub za pomocą kamer – znajduje się każdy jeden kosz na śmieci, każdy zakamarek. „Przećwiczyliśmy wszystkie możliwe scenariusze i sposoby reagowania”, twierdzi Priebe. „Doskonale zdajemy sobie sprawę, że jeśli przyjdzie się nam zmierzyć z wrogiem, nie będzie to zamachowiec w krótkich spodenkach i z drewnianym pistoletem w dłoni.”

We wtorek w centrum obsługi pasażerów znaleziono laptopa. Na równe nogi postawiono natychmiast wszystkie służby. Kto go tam zostawił? Niemiec czy obcokrajowiec? Płacił gotówką (co natychmiast powinno budzić podejrzenia) czy może kartą kredytową, co ułatwiłoby jego identyfikację? Trzeba dokładnie prześledzić nagrania z kamery, przesłuchać kasjerkę. Godzinę później okazuje się, że jakiś pasażer zgłosił zgubę u kontrolera pociągu.

Policjanci sprawdzają każdą torbę i walizkę pozostawioną choć na chwilę bez właściciela. Oczywiście zdarzają się też kontrole osobiste. Maik H. i Markus L. przeszukują właśnie mężczyznę, o którym można by sądzić, że pochodzi z Afganistanu, Pakistanu lub Arabii Saudyjskiej. W rzeczywistości jest on Libańczykiem i wybiera się do Zagłębia Ruhry. Ma na imię Muhammad i zachowuje stoicki spokój, w trakcie kiedy policjanci sprawdzają zawartość jego walizki. Znajdują się w niej książki, kanapki i pół ogórka. Przez krótkofalówkę funkcjonariusze sprawdzają jeszcze dane osobowe mężczyzny. Wszystko w porządku. Trzask krótkofalówki. „To obywatel o nieposzlakowanej opinii”, dorzuca Maik H.

Muzeum Sztuki Islamskiej

To prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce w całym Berlinie. Trudno bowiem sobie wyobrazić, by islamscy terroryści planowali zamach na muzeum, gdzie w gablotach znajdują się cenne egzemplarze Koranu wykonane ręcznie. Naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, mieszka Angela Merkel. Muzeum Sztuki Islamskiej znajduje się na pierwszym piętrze słynnego Muzeum Pergamońskiego. Przed domem pani kanclerz stoi dwóch mundurowych z karabinami maszynowymi. Nie jest to widok nadzwyczajny – stoją tam oni zawsze, bez względu na stopień zagrożenia terrorystycznego. Pani kanclerz nie ma w tej chwili w domu. Jest w Bundestagu, gdzie trwa debata nad przyszłorocznym budżetem. Muzeum nie ma chyba najlepszej wentylacji, gdyż między gablotami z kryształami górskimi a średniowieczną niszą modlitewną z Iranu unosi się kwaśny zapach potu. Starsze małżeństwo pochyla się nad miniaturową figurką zająca z XI w. wykonaną z kryształu górskiego: „Trzeba przyznać, że ci od Islamu to nawet znali się na sztuce”.

Lotnisko Tegel

Kobieta z informacji sięga po torebkę i zbiera się do wyjścia. „Do jutra!”, żegna się z koleżankami, a w przesadnie radosnym tonie głosu słychać ulgę, jakby udało się jej wyrwać z paszczy rekina. Tymczasem specjalista od ładunków wybuchowych wraca na posterunek ze spokojną miną. Czarny karton okazał się niegroźny. W środku znajdował się jedynie rachunek za parę butów.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną