Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Wycieki z krainy ropy

Iran i Turcja walczą o wpływy na Bliskim Wschodzie

Iranowi odpowiada zbliżenie z Turcją, bo ogranicza międzynarodową izolację. Pod wspólnymi doraźnymi interesami kryją się jednak głębsze różnice i cele. Iranowi odpowiada zbliżenie z Turcją, bo ogranicza międzynarodową izolację. Pod wspólnymi doraźnymi interesami kryją się jednak głębsze różnice i cele. Mohammad Kheirkhah/UPI / BEW
Bliski Wschód przechodzi metamorfozę. Byłe imperia Iran i Turcja, pod pozorem współpracy, rozpoczynają rywalizację o arabską ulicę.
Turecki premier Recep Tayyip Erdoğan z wizytą w Teheranie.BEHROUZ MEHRI/AFP Turecki premier Recep Tayyip Erdoğan z wizytą w Teheranie.

Przecieki Wikileaks są fascynującą lekturą dla zainteresowanych Bliskim Wschodem. Ale regionalny układ sił, jaki się z nich wyłania, przypomina opowieść o słoniu w ciemnym pokoju. Zamknięci w nim ludzie dotykają kolejno trąby, ucha i nogi zwierzęcia myśląc, że to fontanna, wachlarz i filar. Ze skrawków informacji nie mogą dojść, że dotykają słonia. Podobnie zwodzi fragmentaryczność przecieków (cytaty z nich zostały w tekście wyróżnione). Obraz siejącego postrach na Bliskim Wschodzie Iranu wymaga uzupełnienia o słabnące państwa arabskie i rosnącą w siłę Turcję. Jej wpływy równoważą znaczenie Iranu, a oba państwa rozpoczynają cichą rywalizację o 350 mln arabskich serc, umysłów i portfeli.

Irańska ośmiornica

Iran i Turcja to dziś nowa Persja i imperium neootomańskie, a Zachód, Izrael i Arabowie drżą przed ich zbliżeniem. Niepotrzebnie, bo oba wielkie państwa (po ok. 74 mln mieszkańców) narzucają odmienne modele regionalnego przywództwa. Różnią je też interesy. Demokratyczna i sunnicka Turcja, ciągle bardziej zlaicyzowana niż inne państwa muzułmańskie, ważny członek NATO, G20, negocjująca przystąpienie do UE, to synonim sukcesu. Iran, teokratyczny i szyicki, bogaty w zasoby energii, ale skazany na banicję przez społeczność międzynarodową, zniża się statusem do Iraku lat 90.

20 lat temu nie ulegało wątpliwości, że termin Bliski Wschód dotyczy świata arabskiego i Izraela. Sojusz Arabii Saudyjskiej, Egiptu i Syrii gwarantował stabilność regionu. Dodatkowym spoiwem arabskiego przymierza była sprawa palestyńska i proces pokojowy. Z czasem wewnętrzne podziały, autorytarny charakter rządów, lekceważenie prawa, pogłębiająca się przepaść między władzą a obywatelem oraz zależność od amerykańskiej polityki osłabiły arabskie rządy. Obecnie, według przecieków, Syria lgnie do tych, którzy jej nie odepchną, Egipt robi wszystko, by pozostać w grze, a w starzejących się władzach Arabii Saudyjskiej (Zachodowi) brakuje partnera do rozmów. Przypomnijmy depeszę, w której król Abdullah marzy o swoich koniach: zawsze, jak je osobiście zobaczę, mam potem bardzo spokojny sen.

Miejsce irańskiej potędze zrobili Arabowie i Amerykanie. Po upadku Iraku w 2003 r. powstała próżnia władzy, którą z łatwością zapełnił Iran: rozwinął program nuklearny i odciął kupony od zysków z zasobów energii. Żerując na antyamerykańskich nastrojach w świecie muzułmańskim, wyrósł na obrońcę Palestyńczyków i na głównego kontestatora USA.

Rządy państw arabskich panicznie boją się więc Iranu. Saudyjczycy będą walczyć z Iranem do ostatniego Amerykanina, mówił sekretarz obrony USA Robert Gates. Boją się nie tylko potencjalnej bomby, ale przede wszystkim szyickich macek, które mogą podjudzać mniejszości w krajach arabskich: Iraku, Arabii Saudyjskiej, Jemenie, Kuwejcie. Zdaniem Jordańczyków, ramiona ośmiornicy irańskiej sięgają Kataru, Syrii, Libanu i terytoriów palestyńskich. Tej samej zwierzęcej metafory używają zresztą Izraelczycy – zgodność arabsko-izraelskich interesów w przeciekach uderza. Strach podsyca wrodzona nieufność Arabów do Irańczyków: Mubarak nienawidzi Republiki Islamskiej, a emir Kataru przestrzega Amerykanów, żeby na 100 słów, jakie słyszą od Irańczyków, wierzyli tylko jednemu.

Turecki słoń

W tych okolicznościach na bliskowschodnią arenę wchodzi słoń turecki. Uosabia go między innymi minister spraw zagranicznych Turcji Ahmet Davutoglu. Przecieki nazywają go tureckim Kissingerem, bo obmyślił i poprowadził genialną politykę zagraniczną Turcji pod hasłem „zero konfliktów z sąsiadami”. W jej ramach odbywa się zbliżenie turecko-irańskie, które tak martwi USA, UE i Izrael, bo sugeruje odwrócenie się Turcji od Zachodu. James Jeffrey, ambasador USA w Ankarze, w jednej z depesz uspokaja: Czy to oznacza, że polityka zagraniczna Turcji coraz bardziej koncentruje się na świecie muzułmańskim? Oczywiście. Czy to oznacza, że chce porzucić tradycyjnie zachodnią orientację i chęć współpracy z nami? Oczywiście, że nie.

Pozorne zbliżenie jest możliwe, bo kontakty kulturowe i polityczne między oboma krajami rzeczywiście sięgają głęboko. Przecież historię o słoniu i granicach poznania opowiedział w XIII w. Rumi, perski poeta suficki, którego Turcy również uważają za swojego mistrza. Czwarta część Irańczyków to tureckojęzyczni Azerowie, a tureckie programy telewizyjne należą do najpopularniejszych w Iranie. Wymiana handlowa z Iranem w ostatnich latach wzrosła dziesięciokrotnie.

Politycznie Turcy robią wszystko, by spór o irański program atomowy załatwić dyplomatycznie. Nie chcą kolejnej wojny za swoją wschodnią granicą. W maju 2010 r. Turcja i Brazylia wynegocjowały z Iranem porozumienie w sprawie paliwa atomowego. Turcy też głosowali przeciwko nowym sankcjom. Te uderzają w ich własną gospodarkę. Iranowi polityka Turcji odpowiada, bo ogranicza międzynarodową izolację. Pod doraźnymi interesami kryją się jednak głębsze różnice interesów i potencjału.

Turcja kradnie wiatr z irańskich żagli, bo rozumie, że Iran to tylko ośmiornica, a nie słoń. Wewnętrzne tarcia w obozie konserwatywnym stają się coraz wyraźniejsze, a prezydent Mahmud Ahmadineżad i spółka przypominają raczej naszą Samoobronę. Z jednej strony, zyskuje Gwardia Rewolucyjna, z drugiej Ali Chamenei choruje na białaczkę, a na jego miejsce już szykują się sukcesorzy. Tumult po wyborach w 2009 r. naruszył państwowy beton i obnażył niedemokratyczne rządy. Gwiazda Ahmadineżada blednie w świecie arabskim i nie jest on już nietykalną, świętą figurą, bo okazał się tak samo opresyjny jak krytykowane przez Arabów rządy ich własnych państw.

Farzad, Amerykanin irańskiego pochodzenia, ciągle wierzy w potęgę Iranu: – Znasz powiedzenie o dywanie? Turcy mogą tylko pomarzyć, że kiedyś wyprodukują dywan tak wysokiej jakości jak perski. Ale mimo ogromnych zasobów energii Iran boryka się z kryzysem gospodarczym. Niespodziewanie skuteczne sankcje z rezolucji ONZ 1929 wykluczają działalność największych zagranicznych firm petrochemicznych. W rezultacie sektor węglowodorowy, który dostarcza 80 proc. wpływów do budżetu, jest coraz bardziej niedoinwestowany. Prognozuje się, że tegoroczny wzrost nie przekroczy 3 proc., a inflacja w 2011 r. wyniesie ponad 15 proc.

 

 

Ugłaskane ulice

Za to Turcja przeżywa gospodarczy boom. Ta 16 gospodarka świata wychodzi z kryzysu w imponującym tempie. Realny wzrost PKB w 2010 r. sięgnie 7 proc. Co prawda Turcja sprowadza dużą część irańskiej ropy i gazu, ale największym jego dostarczycielem jest Rosja, a nie Iran. Jeśli dodatkowo Irak w najbliższych latach uruchomi masowe wydobycie swojej ropy, Turcja ma szansę uniezależnić się od Iranu.

Na razie Turcy stawiają na gospodarczą integrację ze wszystkimi, ale chcąc nie chcąc politycznie wchodzą na ścieżkę rywalizacji z Iranem. Oba państwa mają sprzeczne interesy w Iraku. Turcy wspierają Kurdów, a Irańczycy – szyitów. Podobnie w Afganistanie. Turcja jako członek NATO wysyła żołnierzy, udostępnia bazę Incirlik i przestrzeń powietrzną dla sojuszniczego transportu. Iranowi z kolei zależy na kontrowaniu interesów USA i NATO. Nie może mu się też podobać system przeciwrakietowy, który powstanie między innymi na terytorium Turcji.

Słoń turecki wygrywa też walkę o arabską ulicę. Języczkiem u wagi stał się izraelski abordaż Flotylli Wolności u wybrzeży Gazy, po którym stosunki turecko-izraelskie sięgnęły dna. Postawienie się Izraelowi i niepokorność wobec USA w kwestii irańskiej zyskały Turcji masy zwolenników na Bliskim Wschodzie. W tegorocznym sondażu arabskiej opinii publicznej Uniwersytetu w Maryland premier Erdoğan cieszy się największą sympatią (20 proc.) spośród wszystkich przywódców. Ahmadineżad dostał 13 proc. głosów. Arabowie zapytani, jakie dwa kraje odgrywają najbardziej konstruktywną rolę na Bliskim Wschodzie, odpowiadają: Francja i Turcja.

Sami Palestyńczycy, poproszeni o wskazanie mecenasa swojej sprawy, wyróżniają Turcję (43 proc.), rzadko Iran (6 proc.). Skompromitowany po wyborach Ahmadineżad wie, że traci prymat obrońcy Palestyńczyków i innych arabskich uciśnionych. To dlatego tuż po Flotylli Wolności Irańczycy wysłali do Gazy swoje okręty, choć o tych nikt już nie usłyszał i akcja zakończyła się porażką.

Pognieciona trawa

Populistyczne władze Turcji skrzętnie śledzą badania opinii publicznej. Dzięki temu sprytnie wzmacniają turecką soft power na Bliskim Wschodzie. Na ekrany kin wchodzi właśnie film „Dolina wilków: Palestyna” o tureckim Jamesie Bondzie, który bierze odwet na Izraelczykach za atak na Flotyllę Wolności. Twórcy spodziewają się, że film, podobnie jak serial pod tym samym tytułem, przyciągnie miliony w całym regionie. Czy zatem Turcja ma ambicje Rolls Royce’a, a zasoby Rovera, jak czytamy w jednej z depesz?

Mimo że przecieki nie ujawniają tajemnic, mogą mieć daleko idące skutki dla Bliskiego Wschodu. Państwowe sekrety, na co dzień skrzętnie skrywane przez autorytarne rządy, ujrzały światło dzienne. Arabskie media mają nie lada dylemat, jak przekazywać informacje z Wikileaks. Cenzura traci sens.

Rządzący w państwach arabskich są w kropce: bratać się z Turcją, której władze cieszą się większą popularnością w ich krajach niż oni sami? Czy nie bratać i pozwolić irańskim mackom zacieśnić uścisk? Podobny dylemat ma Izrael. Dla arabskich władców prawdziwe wydaje się powiedzenie afrykańskie: „czy dwa słonie się biją, czy kochają, trawa zawsze się pogniecie”. Żeby się nie gniotła, państwa arabskie muszą przejść reformy systemowe, odbudować trójprzymierze Syria-Arabia Saudyjska-Egipt oraz wspólnie z USA i Izraelem zakończyć konflikt arabsko-izraelski.

Unia Europejska ma listę łatwiejszych zadań. Po pierwsze, zrozumieć, że Turcja przeciwważy Iran. Po drugie, wspierać Ankarę w tej rywalizacji, ale jej nie podżegać. Łatwo przecież przewidzieć, że otwarty konflikt Iranu i Turcji przyspieszyłby tylko irański program atomowy. Po trzecie, pamiętać, jak nam wzajemnie do siebie blisko. Lepiej wsiąść na tureckiego słonia, niż pływać z irańską ośmiornicą.

 

Autorka jest analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych

Polityka 03.2011 (2790) z dnia 14.01.2011; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Wycieki z krainy ropy"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną