Suchy język prawniczy agencyjnych doniesień nie przesłoni sedna komunikatu: sprawa Katania z punktu widzenia rosyjskiej machiny sprawiedliwości jest zamknięta. Niby niczego innego nie należało się i nie można było spodziewać, a jednak żal.
Żal dzielnych rosyjskich działaczy praw człowieka na czele z szefem Memoriału Aleksandrem Gurianowem. Memoriał dokumentuje od lat zbrodnie stalinowskie przeciwko narodom Związku Radzieckiego. To nie jest łatwe w państwie, które choć z stalinizmem zerwało, to jednak ma wciąż w swym aparacie wielu ludzi na stalinizm patrzących o wiele mniej krytycznie niż memoriałowcy i ta (nieliczna) grupa rosyjskiej inteligencji, która z nimi sympatyzuje.
A i w masach stalinowskich nostalgików nie brakuje, bo przecież Stalin wygrał wielką wojnę z Hitlerem. Cóż, jeśli ceną za to były m. in. represje przeciwko Rosjanom albo "incydenty" takie jak zabicie internowanych polskich wojskowych i policjantów w 1940 r., to cenę tę trzeba było zapłacić. Bo cóż to jest kilkanaście tysięcy obywateli wrogiego Sowietom państwa w porównaniu z milionami poległych i zmarłych ludzi radzieckich? Tak się nierzadko myśli w Rosji.
Nie trzeba specjalnych rozkazów z Kremla, by w takiej atmosferze nie traktować zażalenia Memoriału poważnie. Dlatego żal też prawdy i sprawiedliwości, jakiej nie może się od dobić w Rosji, która już tyle razy oficjalnie potępiła zbrodnie Stalina, w tym katyńską, i uznała to uchwałą parlamentu.
Co z tego, kiedy do treści postanowienia uzasadniającego umorzenie i innych ważnych akt prokuratury wojskowej, opinia rosyjska i polska nadal nie mają dostępu. Memoriał działa w tym sensie jako rzecznik interesów także polskich i należy się mu za to wdzięczność Polaków.