Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Trójskok Obamy

Ameryka Łacińska w objęciach USA

Obama w Rio de Janeiro, 20 marca 2011 r. Obama w Rio de Janeiro, 20 marca 2011 r. Pete Souza / Official White House
Podczas gdy oczy całego świata zwrócone są ku Libii i krajom Maghrebu, prezydent USA wybiera się w swoją pierwszą wielką podróż do Ameryki Łacińskiej.
Obecność Hillary Clinton na inauguracji prezydentury Dilmy Rousseff była ważnym gestem politycznym wobec Brazylii.Ricardo Moraes/Reuters/Forum Obecność Hillary Clinton na inauguracji prezydentury Dilmy Rousseff była ważnym gestem politycznym wobec Brazylii.
Platforma wiertnicza koło Rio de Janeiro. Złoża ropy to wielka nadzieja brazylijskiej gospodarki.Bruno Domingos/Reuters/Forum Platforma wiertnicza koło Rio de Janeiro. Złoża ropy to wielka nadzieja brazylijskiej gospodarki.
Prezydent Barack Obama wita prezydenta Chile Sebastiana Piñerę podczas międzynarodowego szczytu dotyczącego bezpieczeństwa nuklearnego.Jason Reed/Reuters/Forum Prezydent Barack Obama wita prezydenta Chile Sebastiana Piñerę podczas międzynarodowego szczytu dotyczącego bezpieczeństwa nuklearnego.
Z Salwadorem Waszyngton wiąże spore nadzieje. Obecnie państwo znajduje się w fazie demokratycznej transformacji.Adam Jones, Ph.D./Flickr CC by SA Z Salwadorem Waszyngton wiąże spore nadzieje. Obecnie państwo znajduje się w fazie demokratycznej transformacji.

Trudno o bardziej niefortunny termin i kierunek podróży. Obama nie może ich jednak zmienić, ponieważ zostały uroczyście zapowiedziane w styczniowym orędziu o stanie państwa. Termin wybrano nieprzypadkowo – John Kennedy 50 lat temu ogłosił tzw. Sojusz dla Postępu. Oprócz podobnej inicjatywy JFK, jaką był Korpus Pokoju (amerykańscy wolontariusze w krajach Trzeciego Świata pomagali wiercić studnie, budować drogi i szkoły), Sojusz dla Postępu miał rozładowywać problemy społeczne i gospodarcze kontynentu, usuwać źródła niezadowolenia, zmniejszyć oddziaływanie Kuby i penetrację Moskwy za pośrednictwem latynoskiej lewicy.

Tamta polityka USA zakończyła się fiaskiem. Wkrótce nastąpił kryzys kubański (1962 r.), w latach 70. w większości państw Ameryki Łacińskiej do władzy doszły krwawe dyktatury, często szkolone i popierane przez Waszyngton. Lewica atakowała Stany Zjednoczone za to, że są „żandarmem Ameryki Łacińskiej”, a prawica miała za złe, że Biały Dom przesadza z troską o prawa człowieka.

Dzisiaj prezydent Obama przybywa do zupełnie innej Ameryki Łacińskiej. Niemal wszędzie (z wyjątkiem Kuby) rządzą politycy wybrani w sposób demokratyczny. Ludzie nie są już porywani na ulicach (chyba że przez bandytów z karteli narkotykowych). Na ogromnych obszarach kontynentu panuje spokój i wzrost gospodarczy, który w ubiegłym roku osiągnął 6 proc. Coraz mniej ludzi żyje w nędzy. Kontynent nie jest już poligonem konfliktu Wschód–Zachód. Kolejne kryzysy mają charakter lokalny: potworne trzęsienie ziemi i chaos na Haiti, zamach stanu w Hondurasie, działalność karteli narkotykowych w Meksyku. Konflikty międzypaństwowe (np. wokół wspierania partyzantki na pograniczu Ekwadoru i Wenezueli) są łagodzone. Najważniejsze wyzwania, wobec których stoi kontynent, mają charakter społeczny i nie mogą być usunięte z dnia na dzień.

Arturo Valenzuela, z pochodzenia Chilijczyk, podsekretarz stanu USA odpowiedzialny za politykę wobec półkuli zachodniej, mówi o „dwóch potężnych i pozytywnych tendencjach” – umacnianiu demokracji rynkowej oraz integracji Ameryki Łacińskiej. Priorytety rządu Baracka Obamy w regionie to dzisiaj zwiększanie szans społecznych i gospodarczych, rozwój energetyki opartej na „czystych” źródłach, bezpieczeństwo mieszkańców, umacnianie instytucji demokratycznych. „Patrzymy bardzo optymistycznie na stan półkuli. Zachodnia półkula cieszy się wzrostem gospodarczym i zdrowiem politycznym, które są dalekie od kłopotów przeszłości”. Departament Stanu jest zadowolony, że według cenionego instytutu Latinobarometro (z siedzibą w Londynie), odsetek osób w różnych krajach regionu, które deklarują pozytywną opinię o USA, wzrósł w ciągu ostatnich trzech lat o 10–20 punktów.

Niedojrzałe i zależne

Paradoksalnie, im bardziej Ameryka Łacińska jest stabilna i demokratyczna, tym bardziej jest ignorowana przez Stany Zjednoczone. Jeszcze na długo przed najnowszymi wydarzeniami w krajach Maghrebu Waszyngton widział priorytety swojej polityki na Bliskim Wschodzie, wokół Izraela, w Azji Środkowej (Iran, Irak, Afganistan, Pakistan) i na Dalekim Wschodzie (rosnąca potęga Chin). Ameryka Łacińska wciąż znajduje się na marginesie zainteresowań USA, „często cieszy się mniejszą uwagą Stanów Zjednoczonych niż na to zasługuje” – przyznała sekretarz stanu Hillary Clinton w Senacie. Jeden z komentatorów tak to przedstawia: grupa państw lub region traktowane są jako „bezpieczne”, niestanowiące zagrożenia. Nie są też bardzo istotne kulturowo i gospodarczo. Stany Zjednoczone nie traktują Ameryki Łacińskiej negatywnie, nie upatrują w niej wroga, ale widzą ją jako region państw niedojrzałych i zależnych, co budzi czasem poirytowanie.

Sergio Bitar, były senator i minister chilijski, zwraca uwagę, że kiedy Barack Obama przemawiał w New Delhi czy w Kairze, to mówił o problemach globalnych, natomiast wobec Ameryki Łacińskiej okazuje się paternalizm, przemówienia i rozmowy ograniczone są do spraw tej części świata. „Barack Obama powinien mówić o wyzwaniach globalnych, z których może płynąć partnerstwo obu Ameryk”.

Takim globalnym partnerem chce być przede wszystkim Brazylia, którą prezydent odwiedzi jako pierwszą. „Brazylia nie chce być widziana tylko jako kraj samby, futbolu i dziewczyny z Ipanemy. Chce, żeby traktowano ją jako kraj wznoszący się, z aspiracjami, które wykraczają poza Amerykę Łacińską” – mówi Larry Rother, były korespondent dziennika „New York Times”, autor książki „Brazylia wschodząca”.

Trasę podróży Obamy dobrano starannie. Obejmuje ona Brazylię, Chile i Salwador. Wybrano państwa, które kiedyś były „zagrożone przez lewicę”, mają za sobą lata prawicowej dyktatury wojskowej, były rozdarte konfliktami, a obecnie ukończyły albo – jak Salwador – znajdują się w fazie demokratycznej transformacji. I wszystkie sterują od centrolewicy ku centrum.

Brazylia to już prawdziwe mocarstwo. Ma za sobą ponad 20 lat udanych rządów, najpierw znanego socjologa i umiarkowanego polityka Henrique Cardosa, a następnie dwie kadencje byłego robotnika i związkowca Luli da Silvy, który cieszył się rekordową popularnością. Od stycznia prezydentem jest namaszczona przez Lulę jego była szefowa gabinetu, dawna „terrorystka marksistowska” i więźniarka junty wojskowej Dilma Rousseff (POLITYKA 40/10). Dilma, jak ją wszyscy nazywają, była przyjęta przez Obamę (i innych przywódców Zachodu) jeszcze jako kandydatka na prezydenta. Na jej inaugurację 1 stycznia prosto z kolacji sylwestrowej (co zostało docenione) przyleciała Hillary Clinton. Nowa pani prezydent koryguje politykę zagraniczną Brazylii w stronę pożądaną przez Waszyngton: większy nacisk na prawa człowieka i demokrację, chłodniejsze stosunki z Kubą i Wenezuelą, mniej zrozumienia dla aspiracji jądrowych Iranu, większa wstrzemięźliwość wobec idei państwa palestyńskiego. Ministrem spraw zagranicznych został były ambasador w USA Antonio Patriota.

 

 

Karnawał w Rio

Brazylijczycy na pewno zgotują Obamie karnawał. Przez ostatnie 20 lat Brazylia kroczy od sukcesu do sukcesu. Jest potęgą surowcową (największy eksporter soi, kawy, cukru) i przemysłową. Firma Embraer jest już trzecim producentem samolotów na świecie, a Brazylia trzecim ich eksporterem. Rywalizuje z USA o prymat w produkcji etanolu i o rynek amerykański w tej dziedzinie.

„Brazylia jest idealnym sojusznikiem USA” – mówi Mauricio Cardenas, ekspert konserwatywnej Brookings Institution. Najważniejsza na kontynencie, potężna, stabilna, demokratyczna. W kraju i za granicą trzyma się centrum.

„Jedziemy do Brazylii w tak wczesnym stadium prezydencji pani Rousseff, ponieważ widzimy możliwość pogłębienia kontaktów na najwyższym szczeblu” – mówi Dan Restrepo, doradca Białego Domu do spraw zachodniej półkuli. W tej chwili nic tak nie łączy obu państw jak zagrożenie eksportem chińskim. Deficyt Brazylii w handlu artykułami przemysłowymi z Chinami w ciągu 7 lat wzrósł z 600 mln dol. do 20 mld dol. Prezydent Obama, który postawił ambitny cel podwojenia eksportu USA w ciągu 5 lat, z niepokojem patrzy na utratę rynku brazylijskiego (200 mln mieszkańców). Chiny zajęły miejsce Stanów Zjednoczonych jako największego partnera handlowego Brazylii. Winy za to oba kraje, USA i Brazylia, upatrują m.in. w sztucznie przez Pekin zaniżanym kursie jena.

Po niedawnej wizycie sekretarza skarbu USA Timothy’ego Geithnera agencja Reutera donosiła o powstającym sojuszu dwóch największych gospodarek w Ameryce „kosztem Chin”. Zalew tanich produktów chińskich zagraża producentom brazylijskim, których produkty przestają być konkurencyjne. „Stany Zjednoczone są zachwycone językiem, jakiego używa Brazylia w sprawie globalnych stosunków gospodarczych, zwłaszcza wobec Chin” – mówi Mauricio Cardenas.

Obama i Rousseff mają cały katalog spraw do omówienia: obok zagrożenia chińskiego, subwencje USA dla własnych producentów i cła na import etanolu oraz inne produkty brazylijskie (bawełna, pomarańcze), prawo własności technologicznej, a konkretnie zgoda USA na eksport brazylijskich samolotów wojskowych, w których wykorzystana jest technologia amerykańska, współpraca w eksploatacji gigantycznych złóż naftowych odkrytych u wybrzeży Brazylii (Obama przeznaczył już na ten cel 2 mld dol.), miejsce dla Brazylii w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, pomoc Stanów Zjednoczonych w zapewnieniu bezpieczeństwa mistrzostw świata w piłce nożnej (mundial 2014) oraz igrzysk olimpijskich w Brazylii (2016).

Centrum na antypodach

W Chile Obama może liczyć na ciepłe przyjęcie. Wdzięczność zaskarbiła mu pomoc USA (zwłaszcza NASA) w ocaleniu uwięzionych pod ziemią górników. W roli gospodarza wystąpi Sebastian Piñera, który – podobnie jak Dilma Rousseff – jest dopiero na początku swojej kadencji. To jeden z najbogatszych ludzi w kraju, wychowanek uniwersytetu Harvarda, spędził wiele lat w USA, polityk konserwatywny, którego rządy dopiero się rozpoczęły, a już zdążył skorzystać z euforii, jaką wywołało uratowanie górników, przy których wiernie trwał.

Niedawno odbył triumfalną podróż po Europie, zakończoną audiencją u Benedykta XVI, którego zapewnił, że jest „obrońcą praw człowieka, zwłaszcza obrońcą życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci”. Na porządku dziennym w Chile znajdą się m.in. energetyka i energia jądrowa oraz edukacja (nauczyciele angielskiego mile widziani). W drugim dniu wizyty, na uniwersytecie w Santiago, Obama wygłosi zasadnicze przemówienie o stosunkach USA–Ameryka Łacińska – może podobne do tego, jakie wygłosił w Kairze dwa lata temu – po czym wykona najdłuższy skok: ze stolicy Chile do Salwadoru. Ten niewielki kraj Ameryki Środkowej (7 mln mieszkańców) był typową republiką bananową, ma za sobą wieloletnią wojnę domową i różnej maści rządy wojskowe.

Joaquin Villalobos, kiedyś jeden z dowódców lewicowej partyzantki w Salwadorze, pisze, że Chile, Brazylia i Salwador to trzy najlepsze przykłady linii centrowej w polityce. Ich wybór świadczy o uznaniu Obamy dla dojrzałości politycznej jako niezbędnego warunku rozwoju: zasoby naturalne, pomoc zagraniczna, porozumienia o wolnym handlu i kredyty nie są tak ważne jak dojrzałość polityków. Z Salwadorem Waszyngton wiąże nadzieje. Kraj ten bowiem położony jest pomiędzy Hondurasem, gdzie niedawno miał miejsce wojskowy zamach stanu, a Nikaraguą, gdzie lewicowi sandiniści stanowią nadal poważną siłę. Na obszarze od Panamy do Meksyku jest to kraj, w którym prezydent USA może liczyć na najlepsze przyjęcie.

Polityka 12.2011 (2799) z dnia 18.03.2011; Świat; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Trójskok Obamy"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną