Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kraj na skraju

KATAKLIZM: Japonia po wstrząsach

Ratowników wspierają oddziały samoobrony i wojska. Ewakuacja mieszkańców Ishinomaki. Ratowników wspierają oddziały samoobrony i wojska. Ewakuacja mieszkańców Ishinomaki. Kyodo/MAXPPP / Forum
Ze względu na swoje położenie Japonia skazana jest na katastrofy. Dlatego dla jej mieszkańców najważniejsze jest, jak się do nich przygotować, jak się podczas nich ratować, jak ochraniać infrastrukturę. Później trzeba tylko podliczyć straty, odbudować... i czekać na kolejne nieszczęścia.

Tarcie płyt

Gdy kilkadziesiąt lat temu geolodzy i geofizycy zaczęli w Japonii weryfikować teorię płyt litosfery i wędrówki kontynentów, złapali się za głowy. Z przygotowanych przez nich map wynika, że na Ziemi nie ma bardziej niebezpiecznego miejsca niż najmłodsza strefa tektoniczna Azji. Tworzy się ona dosłownie na naszych oczach na skraju dwóch płyt – pacyficznej i eurazjatyckiej, w ich styk wciska się jeszcze znacznie mniejsza płyta filipińska. Granica między nią i płytą eurazjatycką przebiega przez wyspę Honsiu, która wzięła na siebie główny impet ostatniej katastrofy.

Skutkiem gwałtownego starcia płyty pacyficznej z Eurazją jest pas tysięcy wysp i wysepek ciągnących się od Cieśniny Beringa aż po Nową Zelandię: Aleuty, Kuryle, Wyspy Japońskie i Archipelag Filipiński. Wszędzie dymią wulkany, a obok ciągną się głębokie rowy oceaniczne. Właśnie obecność rowów świadczy, że jedna płyta, w tym przypadku pacyficzna, wsuwa się pod eurazjatycką. Ten proces to główny winowajca częstych trzęsień ziemi i źródło podtrzymujące aktywność dużej liczby wulkanów (w Japonii jest 30 czynnych i 170 wygasłych).

Na dodatek w rejonie Japonii płyty przesuwają się z dużą prędkością, około 8 cm rocznie, dlatego Wyspy Japońskie trzęsą się praktycznie bez przerwy. 11 marca doszło do jednorazowego przesunięcia od 5 do 10 m. Jeżeli do takiego zdarzenia dochodzi na obszarze podmorskim, niemal pewne jest powstanie tsunami, jego prędkość na pełnym morzu osiąga 800–900 km na godz., czyli równa jest prędkości odrzutowego samolotu pasażerskiego. Tym razem fala rozbiegła się po Oceanie Spokojnym w dość nietypowy sposób. Z potężnym impetem uderzyła w okolicach miasta Sendai, ale na Hawajach i w innych częściach Pacyfiku, także na wybrzeżu Ameryk i w Polinezji nie wyrządziła większych szkód.

W kapturze i w niebieskim mundurze

Już w przedszkolu japońskie dzieci biorą udział w ćwiczeniach na wypadek trzęsienia ziemi lub tsunami. Uczą się, że gdy zadrży ziemia, natychmiast powinny schować się pod stół lub blat biurka, bo podczas wstrząsów bardzo niebezpieczne są niewielkie przedmioty spadające z półek. Jednocześnie należy zakryć głowę specjalnym kapturem, ukrytym w schowku pod krzesłem, i czekać na polecenia nauczyciela. Jeśli po trzęsieniu będzie trzeba się rozejść do domów, to tylko wyznaczonymi trasami. Z góry więc wiadomo, w którym miejscu powinno być dziecko i gdzie ewentualnie należy go szukać, jeśli nie dotrze do domu.

Próbne alarmy towarzyszą Japończykom przez całe dorosłe życie, w pracy i w domu. Dwa razy w roku japońskie miejscowości zamieniają się w wielki teatr, mieszkańcy trenują wyciąganie poszkodowanych spod gruzów, sztuczne oddychanie, opatrywanie rannych i ewakuację. Japończycy dobrze wiedzą, że tylko zjednoczona, zgrana drużyna zdoła wykonać zadanie, że liczy się przede wszystkim interes grupy, stąd nikt nie powinien wyrywać się przed szereg. Ćwiczeniami zawiaduje zespół zawodowych ratowników, najczęściej związanych z lokalną jednostką straży pożarnej. Głównodowodzącym w skali kraju jest premier, zakłada wtedy niebieski mundur ratownika – ten sam, który nosi teraz.

Wszystkiego brak

Japończycy z Honsiu, nie tylko ci z rejonów zdewastowanych przez tsunami, przechodzą przyspieszony kurs radzenia sobie w gospodarce niedoboru. Pół miliona osób straciło dach nad głową, cztery miliony domów pozostają bez prądu. Poważnym problemem jest brak ogrzewania, jak w milionowym mieście Sendai, gdzie z wyziębienia – w nocy temperatura spada tam nadal poniżej zera – zmarło kilka osób. Na najbardziej zniszczonych terenach brakuje koców, wojsko rozdało ich 120 tys., skończyły się skromne zapasy papieru toaletowego, latarek, baterii i mleka dla dzieci. Nie funkcjonuje komunikacja, nie ma bieżącej wody, ze sklepów zniknęła ta butelkowana i wraz z żywnością musi być reglamentowana albo dostarczana przez wojsko.

Sklepowe półki ogołocono także z ryżu i chleba. Już w weekend w związku z eksplozjami w rafineriach na wielu stacjach benzynowych skończyło się paliwo.

Przerwy w dostawach i niższy stopień zasilania odczuła również nieznacznie uszkodzona przez wstrząsy stolica, tam pod gruzami doliczono się prawie stu ofiar. Przez dzień nie funkcjonowało metro, jedna z największych na świecie sieci kolei podziemnych, która codziennie przewozi 10 mln osób.

Gasnący blask atomu

I bez spełnienia się najgorszego scenariusza w Fukushimie japońska energetyka atomowa jest w poważnych tarapatach. Automatyczne systemy wyłączyły 11 z 50 reaktorów i nie wiadomo, ile zajmie ich ponowne uruchomienie. Kłopoty z chłodzeniem, oprócz Fukushimy, zgłaszały dwie inne siłownie, w Onagawie i Tokai, 120 km od Tokio. Efekt jest taki, że niektóre regiony Japonii jeszcze przez całe tygodnie będą nękane codziennym wyłączaniem prądu.

Nadchodząca dekada miała być renesansem japońskiego atomu. Do 2017 r. Japończycy zamierzali podwyższyć jego udział w produkcji prądu z 35 do 41 proc., w 2050 r. już co drugi kilowat miał powstawać w siłowniach atomowych. Niezbędna jest także ich modernizacja, bo reaktory się starzeją. Wiele z nich, także te z Fukushimy, zbudowano w latach 70. jako odpowiedź na rosnące ceny ropy naftowej i sposób na uniezależnienie się od importu pozostałych surowców energetycznych, których los poskąpił Japonii.

Rdzenie topiące się w japońskiej elektrowni wywołały polityczną burzę w Europie. W Niemczech i we Włoszech doszło do demonstracji przeciwników energetyki atomowej, kanclerz Angela Merkel natychmiast zapowiedziała inspekcje wszystkich niemieckich reaktorów. W samej Japonii szybka rezygnacja z atomu jest niemożliwa. Firmy energetyczne, na czele z potężnym Tepco, zarządzającym Fukushimą, miały tak duże wpływy polityczne, że skutecznie zablokowały rozwój energetyki ze źródeł odnawialnych. I to w kraju, który ze względu na częstotliwość trzęsień ziemi powinien wyjątkowo ostrożnie decydować o budowie elektrowni atomowych.

Czas liczenia strat

Oglądając rozmiar zniszczeń, trudno uwierzyć, że mało kto na świecie jest tak dobrze przygotowany na wypadek nadejścia tsunami jak północ wyspy Honsiu. Przygotowania ruszyły tam po przejściu niszczycielskiej fali w maju 1960 r. Wtedy epicentrum znajdowało się pod Oceanem Spokojnym aż na wysokości południowego Chile (był to najsilniejszy wstrząs tektoniczny XX w.). Odtąd na Honsiu wznoszono zapory przeciw falom, szykowano plany ewakuacyjne i jak w innych regionach Japonii na morzu rozmieszczono czujniki informujące o gwałtownym przyboju. Choć teraz zabrakło czasu, bo tsunami powstało bardzo blisko brzegu, to zabiegi inżynierów i wiele lat ćwiczeń uchroniły życie tysięcy osób.

Natomiast firmy oceniające wpływ katastrof na gospodarkę szacują, że kataklizm będzie kosztował Japonię około 100 mld dol., 20 mld to wartość zniszczonych 500 tys. domów, kolejne 40 mld będzie trzeba przeznaczyć na odbudowę infrastruktury.

Nadszedł trudny czas dla towarzystw ubezpieczeniowych i ikon japońskiego przemysłu: firm elektronicznych i motoryzacyjnych gigantów, które wstrzymały pracę w części swoich zakładów. W poniedziałek, w pierwszym pełnym dniu funkcjonowania giełdy tokijskiej od trzęsienia ziemi, akcje Toyoty spikowały o 8 proc., Nissana o 9 proc., cały tokijski indeks stracił przeszło 6 proc. Ekonomiści przewidują dalsze spadki, ale za jakiś czas akcja podnoszenia kraju z gruzów ma znów naoliwić gospodarkę.

Współpraca: Agnieszka Mazurczyk, Adam Zubek

Polityka 12.2011 (2799) z dnia 18.03.2011; Kataklizm; s. 116
Oryginalny tytuł tekstu: "Kraj na skraju"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną