Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Tsunami znad Zatoki

ZATOKA PERSKA w objęciach rewolucji

W Bahrajnie rządzą sunnici, choć  70 proc. ludności to szyici. W Bahrajnie rządzą sunnici, choć 70 proc. ludności to szyici. MAZEN MAHDI/EPA / PAP
Wszyscy patrzą na Libię, ale nowe oblicze świata arabskiego powstaje w Zatoce Perskiej. Dopiero tam może być gorąco.
Za kulisami walki o demokratyzację Jemenu stoją antydemokratyczne ugrupowania szyickie.Muhammed Muheisen/AP/Agencja Gazeta Za kulisami walki o demokratyzację Jemenu stoją antydemokratyczne ugrupowania szyickie.
Szyici liczą zaledwie 220 mln dusz, ale stanowią najbardziej fundamentalistyczny odłam islamu. W Iraku jest ich 67 proc.Adam Jones, Ph.D./Flickr CC by SA Szyici liczą zaledwie 220 mln dusz, ale stanowią najbardziej fundamentalistyczny odłam islamu. W Iraku jest ich 67 proc.
Na pozór bajońsko bogaty Bahrajn wydaje się krajem, w którym warto żyć. Na fot. stolica kraju Manama.hg10163/Polityka Na pozór bajońsko bogaty Bahrajn wydaje się krajem, w którym warto żyć. Na fot. stolica kraju Manama.

Wszystkie bilety na wyścigi Formuły 1 Grand Prix były wyprzedane. W Manamie wylądował już zespół Ferrari z Fernandem Alonso, trzykrotnym mistrzem świata i faworytem publiczności. Oprócz zabytków archeologicznych wyścigi samochodowe zawsze stanowiły główną atrakcję ściągającą do Bahrajnu 8 mln turystów rocznie. Ale kilka dni przed zapowiedzianym startem, zamiast bolidów, na najbogatszej wyspie Zatoki Perskiej zawarczały silniki czołgów.

Następca tronu odwołał imprezę, gdy bahrajńskie kolumny M60A3, uważanych za jedną z najlepszych broni pancernych na świecie, gęstym pierścieniem zaczęły otaczać stolicę. Równocześnie na północne wybrzeże wyspy, połączone z lądem przerzuconą przez morze autostradą imienia króla Fahda, dotarły jednostki saudyjskiego korpusu ekspedycyjnego. Zjednoczone siły obu sunnickich dynastii, Al Chalifa z Manamy i Ibn Saudów z Rijadu, postanowiły stłumić w zarodku rokosz ludności szyickiej.

Rewolucja dociera do Zatoki

Wiatry zachodnie przywiały nad Zatokę Perską bakcyla rewolucji tunezyjskiej, egipskiej i libijskiej. Pierwsze ziarna protestu zasiane zostały w Jemenie. Rebelianci domagają się wolnych wyborów oraz ustąpienia prezydenta Alego Abdullaha Saleha (swego czasu był pupilem Saddama Husajna), który od 33 lat rządzi krajem, utrzymując się przy władzy dzięki umiejętnemu podsycaniu rywalizacji skorumpowanych przywódców klanów oraz polityce opartej na głębokim nepotyzmie.

Jego syn Ahmed Ali Abdullah Saleh dowodzi Gwardią Republikańską. Jego siostrzeniec gen. Jahja Mohamed Abdulla Saleh jest szefem służb specjalnych. Jeden z jego przyrodnich braci Mohamed Saleh al-Ahmar stoi na czele sił lotniczych; drugi, Ali Saleh al-Ahmar, pełni funkcję szefa sztabu generalnego. Pozostali krewni dowodzą elitarnymi jednostkami armii.

Zbudowanie takiego reżimu trwa dekady, a jego utrzymanie wymaga żelaznej pięści. Ale buntu nie wyciszyły ani siły zbrojne władcy, ani przyrzeczenie, że w 2013 r. zrezygnuje z ubiegania się o następną kadencję. Za kulisami walki o demokrację stoją siły najbardziej antydemokratyczne: ugrupowania szyickie, wspierane przez terrorystów z Al-Kaidy.

Krwawe starcia, mające początek na stołecznym uniwersytecie, rozprzestrzeniły się na cały kraj. Agencja Reuters doniosła, że w rejonie miasteczka Dżar na południu kraju rewolucjoniści rozgromili jednostki wojsk rządowych i opanowali miejscową fabrykę amunicji. Sytuacja komplikuje się z dnia na dzień, ponieważ część generałów, niewchodzących w skład rodzinnej mafii, biorąc przykład z rewolucji egipskiej, nie wyklucza możliwości przejęcia władzy przez armię. Skoro Mubarak znalazł się w areszcie, nic nie stoi na przeszkodzie, aby podobny los spotkał dyktatora Jemenu. Do pogłębienia wewnętrznego chaosu w dużej mierze przyczyniają się także ci przywódcy klanów, których władza nie dopuściła do żłobu. Na ich czele stoi szejk Hamid al-Ahmar, zamożny biznesmen i szef opozycyjnej partii Islah. Nie ukrywa swych aspiracji do fotela przywódcy rozdartego, pogrążonego w nędzy państwa.

Minister spraw zagranicznych Jemenu Abu Bakr al-Kirbi pojawił się ostatnio w Rijadzie z prośbą o militarne wsparcie dla swego prezydenta. Saudyjscy negocjatorzy, książę Sultan i książę Naif, nie spieszą z odpowiedzią. Spór w Jemenie, ich zdaniem, nie stanowi natychmiastowego zagrożenia dla Arabii Saudyjskiej. Posiadając pieniądze i koneksje ze wszystkimi niemal przywódcami klanów, czują się stosunkowo bezpieczni. A im słabszy prezydent Jemenu, tym większy wpływ Saudów na decyzje jego rządu.

Iran pod obserwacją

Amerykanie są innego zdania. Waszyngton wie, że po drugiej stronie zatoki Iran czeka na chwilę, gdy arabskie, rządzone przez sunnitów, kraje wpadną w strefę wpływów teherańskich ajatollahów, i obawia się, że niekontrolowany przewrót w Sanie nieuchronnie doprowadzi do destabilizacji całego regionu.

Fakty zdają się wskazywać na słuszność amerykańskiej oceny. Wydarzenia w Jemenie odbiły się echem w Bahrajnie, będącym według Hillary Clinton „najlepszym partnerem Stanów Zjednoczonych”. U wybrzeży wyspy kotwiczy Piąta Flota USA, monitorująca ruch w strategicznie ważnej cieśninie Hormuz. Z pokładu jej lotniskowców startują samoloty szpiegujące terytorium Iranu. Tylko w ubiegłym roku Pentagon zainwestował 580 mln dol. w powiększenie i unowocześnienie tej floty. Utrata takiego przyczółka byłaby ciosem dla obecności USA w tej części świata. A na to właśnie się zanosi.

Na pozór bajońsko bogaty Bahrajn wydaje się krajem, w którym warto żyć. Pod warunkiem że jest się sunnitą. Tylko sunnici, stanowiący zaledwie 30 proc. populacji, składającej się z 530 tys. rodowitych Bahrajńczyków oraz prawie miliona obcych pracowników, dopuszczani są do najwyższych stanowisk w kraju. Tylko oni służyć mogą w jednostkach bezpieczeństwa wewnętrznego (regularna armia jest siłą najemną, rekrutowaną na ogół w Pakistanie). Tylko dla nich przeznaczone są szczodre stypendia przyznawane studentom trzech doskonałych wyższych uczelni. Ponadto, podobnie jak w Jemenie, również w Bahrajnie rządzi jedna sunnicka rodzina: królem jest Hamad ibn Isa Al Chalifa, następcą tronu Salman ibn Hamad Isa Al Chalifa, a premierem Chalifa ibn Salman Al Chalifa. Teraz, zarażeni jemeńskim przykładem, wzburzeni szyici domagają się równouprawnienia podpartego odpowiednią konstytucją. Demonstracje na stołecznym placu Perłowym szybko przekształciły się w rebelię rozprzestrzeniającą się na wszystkie prowincje.

Amerykański Instytut Stratfor, jeden z bardziej cenionych think tanków na świecie, postrzega w Iranie stymulatora wzrastającego napięcia między szyitami a sunnitami. To Teheran jest stolicą jedynego muzułmańskiego kraju, w którym szyizm jest religią państwową. Ekspansja szyizmu do innych krajów Zatoki Perskiej stanowiłaby w dużej mierze ekspansję Iranu, zmierzającego do stworzenia nowego układu sił w jednej z najbardziej strategicznych części świata.

Oświadczenie Rady Współpracy Krajów Zatoki Perskiej wprost oskarża Teheran „o maczanie palców w wewnętrzne sprawy sąsiadów”. Prawdą jest, iż władze Iranu uważają Bahrajn za 14 prowincję, stanowiącą integralną część ich kraju, oderwaną od macierzy „przez nielegalną konspirację obalonego szacha Rezy Pahlawiego z rządami Anglii i Stanów Zjednoczonych”. W irańskim parlamencie stoją dwa puste fotele symbolicznie przeznaczone dla posłów z Manamy.

 

 

Próba generalna

Arabia Saudyjska, dominująca nad polityką państw Zatoki Perskiej, od wielu lat uważana jest przez Teheran za wroga numer jeden w tej części świata. Podczas gdy w Iranie coraz szybciej kręcą się wirówki wzbogacające uran, arsenały armii saudyjskiej wypełniły się amerykańskim sprzętem bojowym, na który dwór saudyjski wysupłał 60 mld dol. W bliższej lub dalszej przyszłości obie strony rzucą sobie wyzwanie. Wynik nieuchronnego niemal starcia na nowo ukształtuje oblicze świata muzułmańskiego.

Zamieszki w Jemenie i Bahrajnie to tylko próba generalna przed wielkim spektaklem. Drobnym przyczynkiem są coraz bardziej intensywne irańskie próby podburzenia szyickiej mniejszości w królestwie Saudów. Jak dotychczas wszystkie zostały krwawo stłumione przez Gwardię Narodową, ale wzmogły wewnętrzne, międzyreligijne napięcia. Saudyjscy monarchowie, ostoja sunnitów, nie dają sobie w kaszę dmuchać. Władze w Rijadzie nakazały ostatnio zamknięcie trzech szyickich meczetów, a w niedalekiej przeszłości podpisały dekret uniemożliwiający miejscowym szyitom uczestnictwo w konferencji pojednania religijnego zwołanej w Mekce. Życie szyitów w tym kraju nie jest łatwiejsze od życia sunnitów w Iranie.

Wieloletnia współpraca ze Stanami Zjednoczonymi nie zmieniła na jotę wewnętrznych układów społecznych. Zresztą, jak pisze opiniotwórczy libański dziennik „Daralhayat”, dwór Abdullaha bin Abdulaziza dystansuje się coraz bardziej od polityki Baracka Obamy w tej naszpikowanej minami części świata. Ameryka traci wpływy nie tylko dlatego, że jej polityka względem Iranu nie jest – zdaniem monarchy – dostatecznie stanowcza, ale także z tego powodu, że USA nie są już największym odbiorcą saudyjskiej ropy naftowej. W czasie gdy baryłka kosztuje niemal 130 dol., a kryzys gospodarczy zmusza Amerykanów do zaciskania pasa, na horyzoncie pojawili się Chińczycy gotowi kupić wszystko i za każdą cenę.

Także porzucenie Hosniego Mubaraka przez jego wieloletnich popleczników w Białym Domu zbulwersowało króla, który postrzega w tej zdradzie niebezpieczny precedens. Sprawy zaszły tak daleko, że Abdulaziz odmówił przyjęcia w Rijadzie sekretarz stanu Hillary Clinton oraz sekretarza obrony Gatesa. Takie wyraźne oziębienie stosunków w dużej mierze przerzuca odpowiedzialność za rozwiązanie zaostrzającego się konfliktu na barki królów, emirów i prezydentów bezpośrednio zmagających się z rebelią szyitów. Saudyjskie próby częściowego przynajmniej wyeliminowania Ameryki z gry pozostawiają na szachownicy Rijad i Teheran. Biorąc pod uwagę irańskie zbrojenia nuklearne, wynik rozgrywki trudny jest do przewidzenia.

Sunnici i szyici

Na świecie żyje dzisiaj 1,6 mld muzułmanów, z tego ponad miliard na kontynencie azjatyckim. Większość stanowią sunnici i wywodzące się z sunny odłamy. Szyici liczą zaledwie 220 mln dusz, ale stanowią najbardziej fundamentalistyczny odłam islamu. Ich największe skupiska to Iran (90 proc. populacji), Azerbejdżan (67 proc.) i Irak (67 proc.).

Od czasu zbrojnej amerykańskiej interwencji w Iraku i obalenia dyktatury Saddama Husajna to tu dochodzi do najbardziej krwawych starć między dwoma ugrupowaniami religijnymi, a zabitych liczy się, jak dotychczas, w dziesiątkach tysięcy.

Ale sunnici i szyici krzyżowali miecze niemal od 632 r. n.e., czyli od dnia śmierci proroka Mahometa, którego pełne imię brzmiało Muhammad ibn Abd Allah ibn Abd al-Mutalib.

Początkowo kością niezgody była jedynie kwestia sukcesji. Podczas gdy większość muzułmanów uważała, iż następcy proroka powinni być wybierani z jego plemienia, El-Kurejsz – mniejszość zwana później szyitami – uznawała za uprawnionych do rządzenia społecznością muzułmańską jedynie potomków rodziny Mahometa i jego zięcia Alego.

Taka tradycja

Sunna (po arabsku: tradycja), mimo iż nie jest religią hierarchiczną, wciąż jeszcze uznaje prawomocność wszystkich kalifów panujących aż do najazdu Mongołów na Bagdad w XIII w. Szyici kończą listę uprawnionych do absolutnej władzy na 12 kalifie Mahdim, który nigdy nie umarł i powróci na ziemię jako zbawiciel ludzkości. Podporządkowani są ajatollahom, stanowiącym najwyższy i niepodważalny autorytet zarówno religijny, jak i państwowy. W Iranie autorytetem takim jest dzisiaj ajatollah Ali Chamenei. W kwietniowym przemówieniu prezydent Ahmadineżad stwierdził, że rewolucja w Egipcie jest dziełem Mahdiego i że jego bliski powrót oznaczać będzie zagładę USA oraz Izraela.

W dzisiejszych czasach spór między tymi dwoma obozami ma bardziej charakter polityczny aniżeli religijny. Oba ugrupowania zarzucają sobie nawzajem niewierność zasadom islamu, posługując się tymi oskarżeniami jako bronią w walce o przewodzenie muzułmanom na świecie. Dziś wyraża się to przede wszystkim w konflikcie między szyickim Iranem a Arabią Saudyjską, w której dominującą i uprzywilejowaną religią jest rygorystyczna wahabicka wykładnia sunny, nawołująca do czystości obyczajów i nieuznająca żadnych świętych ksiąg islamu poza Koranem.

Analitycy Instytutu Stratfor twierdzą, że w czasie gdy oczy światowej opinii publicznej skierowane są na wydarzenia w Libii, kryzys w Jemenie i Bahrajnie oraz jego wpływ na stosunki Iranu ze światem arabskim mają większe znaczenie dla utrzymania światowej równowagi niż wszystkie rewolucje na Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce. Zawalenie się istniejącego porządku w Zatoce Perskiej – powiadają specjaliści Stratforu  podziała jak tsunami także na Amerykę, Azję i Europę.

Polityka 18.2011 (2805) z dnia 29.04.2011; Świat; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Tsunami znad Zatoki"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną