Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Figocrazia

Figocrazia. Bastion męskiego szowinizmu pod pręgierzem

Berluscconi jako satyr i słynne bunga-bunga – parada karnawałowa w Putignano. Berluscconi jako satyr i słynne bunga-bunga – parada karnawałowa w Putignano. DANIELE LA MONACA/EPA / PAP
Ekscesy obyczajowe premiera Berlusconiego zaprowadziły go przed sąd. Równocześnie na ławie oskarżonych zasiadła cała Italia jako bastion męskiego szowinizmu, w którym kobieta jest obywatelem drugiej kategorii, a jej ciało towarem.
Choć zbanalizowanie i schamienie TV jest trendem ogólnoświatowym, włoskie telewizje są awangardą bezguścia, a jeśli chodzi o sprzedawanie damskiego ciała jako towaru – światowym liderem.Forum Choć zbanalizowanie i schamienie TV jest trendem ogólnoświatowym, włoskie telewizje są awangardą bezguścia, a jeśli chodzi o sprzedawanie damskiego ciała jako towaru – światowym liderem.
Mimo masowej demonstracji Włoszek domagających się dymisji premiera, antyberluskońskiej kampanii opozycji, słupki popularności lubieżnika ledwo drgnęły. Popiera go nadal połowa Włochów.Alessia Pierdomenico/Reuters/Forum Mimo masowej demonstracji Włoszek domagających się dymisji premiera, antyberluskońskiej kampanii opozycji, słupki popularności lubieżnika ledwo drgnęły. Popiera go nadal połowa Włochów.

74-letni satyr, przy okazji miliarder i premier, podczas regularnych seansów zabawia się w swojej rezydencji z luksusowymi prostytutkami i młodymi dziewczynami, które dla pieniędzy i kariery w show-biznesie zrobią wszystko. Śpiewy, tańce, seks, może nawet zbiorowy. Słowem, słynne już bunga-bunga. Tych wszystkich rozkoszy Berlusconi doświadcza w zamian za kosztowne upominki, gotówkę, a nawet wynajmowane mieszkania. Beneficjentki w rozmowach między sobą mówią z odrazą, że Berlusconi zachowuje się jak „kawał g...”, jest stary i ma sflaczałe pośladki. Taki obraz wyłania się z częściowo ujawnionych mediom podsłuchów rozmów telefonicznych wesołych pań, przesłuchań i niedyskrecji.

W oczekiwaniu na dalsze pikantne rewelacje ponad 200 zagranicznych redakcji, nawet z Australii i Nowej Zelandii, chce akredytować swoich dziennikarzy przy sądzie w Mediolanie, gdzie 31 maja odbędzie się rozprawa. Tymczasem świat trzęsie się z oburzenia, a przede wszystkim dziwi, dlaczego skompromitowany człowiek, zamiast z pokorą zejść z politycznej sceny, nadal pewnie siedzi w politycznym siodle, a na zakończenie konferencji prasowej potrafi rzucić dziennikarzom: „A teraz wszyscy na bunga-bunga!”. Co więcej, mimo masowej demonstracji Włoszek domagających się dymisji premiera, antyberluskońskiej kampanii opozycji, słupki popularności lubieżnika ledwo drgnęły i popiera go nadal połowa Włochów.

Z pewnością jest to wypadkowa wielu czynników. Składa się nań słabość opozycji, a też przekonanie wielu Włochów, że politycznie motywowana prokuratura po raz pierwszy w historii złamała tabu prywatności, podglądając Berlusconiego przez dziurkę od klucza w jego własnej sypialni. Dotychczas takimi sprawami trudnili się wyłącznie paparazzi. Wielu zwolenników ma teoria, wedle której wymiar sprawiedliwości działa na zamówienie opozycji, która nie mogąc wygrać przy urnach, chce się pozbyć rywala wyrokiem sądu.

Dowodem na zmowę prokuratury z opozycją ma być to, że tajne akta i treść podsłuchów natychmiast przeciekły do lewicowej prasy. Co więcej, prokuratura, by udowodnić, że premier uprawiał płatny seks z nieletnią Ruby, zaangażowała potężną i kosztowną machinę śledczą. Tymczasem ona od początku twierdzi, że seksu nie było, więc najpierw śledztwo, a teraz proces dotyczą sprawy, w której nie ma pokrzywdzonych. Stąd już prosto do wniosku, że w całej sprawie nie chodzi o ściganie przestępstwa, a wyłącznie o ujawnienie kompromitujących bankietów bunga-bunga i postawienie premiera pod pręgierzem mediów. Nie przekonują też moralizatorskie tyrady polityków lewicy, na co dzień rycerzy walki o wszelkie swobody obyczajowe, w tym seksualne.

Choroba społeczna

Co ciekawe, połowa Włochów rozgrzeszyła Berlusconiego, mimo że na dobrą sprawę nikt nie daje wiary tłumaczeniom jego adwokatów. Bo w to, że Berlusconi, przyjmując dziewczynę kilkanaście razy w swojej rezydencji w nocy, pokazywał jej kolekcję znaczków, nikt nie wierzy. Nikt też nie wierzy, że Berlusconi „służbowo” dzwonił z Paryża na komisariat w Mediolanie, sugerując, by zwolniono zatrzymaną tam w związku z oskarżeniem o kradzież Ruby, bo chciał uniknąć zadrażnień z Egiptem. Premier tłumaczy, że Ruby przedstawiła mu się jako krewna prezydenta Mubaraka (w rzeczywistości jest Marokanką), ale dla wszystkich jest jasne, że naprawdę chodziło o szytą grubymi nićmi próbę zatuszowania ogromnego skandalu, czyli nadużycie władzy, za co we Włoszech można trafić na 12 lat za kratki.

Jednak ostre polityczne spolaryzowanie włoskiego społeczeństwa, sprowadzające się praktycznie do podziału, kto za i kto przeciw Berlusconiemu, podziału w istocie silniejszego od wszelkich logicznych czy moralnych racji, nie jest w stanie całkowicie wytłumaczyć pobłażliwości Włochów dla występnego premiera. Wielu komentatorów szczególnie Anglosasi, ale też Włosi próbuje rozwikłać zagadkę kluczem religijnym. Powiadają, że w krajach o purytańskich tradycjach nikt nie miałby litości dla grzesznika, natomiast we Włoszech grzech jest pojęciem bardzo relatywnym, łatwiej wybaczalnym, co ma wynikać z samej natury kształtującego przez wieki moralność i obyczaj katolicyzmu.

Natomiast próbujący ogarnąć problem szerzej socjologowie, co ambitniejsi komentatorzy, cała bez wyjątku prasa zagraniczna, twierdzą, że w tej pobłażliwości Włochów i żenującym skandalu jak w zwierciadle odbiła się poważna choroba społeczna Włoch, w których jedynym docenianym walorem kobiety jest jej ciało. Ciało traktowane jak towar, tak przez mężczyzn (pozujących na macho), jak i właścicielki. Symptomy choroby dają o sobie znać na każdym kroku. Gdy eksplodował skandal, jedynym komentarzem mego fryzjera było: „Spójrz pan, 74 lata i takie osiągi w łóżku! Zuch chłop”. Kiedy wyszło na jaw, że Berlusconi spędził noc z luksusową prostytutką, adwokat Nicolo Ghedina tłumaczył, że jego klient jest niewinny, bo ktoś inny kobietę mu podsunął i opłacił, więc premier był zaledwie „ostatecznym, nieświadomym użytkownikiem”.

Szariat à rebours

Jeśli chodzi o traktowanie kobiet, Italia jest najbardziej na północ wysuniętym krajem arabskim, gorzko kpi Emma Bonino, była komisarz europejska, od lat wojowniczka Partii Radykalnej. „Tu panuje szariat à rebours powiada Chiara Volpato, profesor psychologii społecznej z uniwersytetu Milano-Bicocca nasi włoscy imamowie w seksualnej obsesji nie nakładają na kobiety burki, a totalnie je rozbierają. Kobieta to dla Włochów tylko manekin”. Najwyższym miejscem, na jakie we Włoszech może wspiąć się kobieta nie bez racji skarżą się feministki jest reklamowy banner. Tam obnażoną piersią, wypiętą pupą czy zmysłowym gestem reklamuje wszystko: od samochodów po proszek do prania. We Włoszech praktycznie nie ma rzeczy, gadżetu czy usługi, których nie wciskano by ludziom bez narzucania skojarzeń z seksem. Jednak prawdziwy dramat zaczyna się wtedy, gdy włączyć włoski telewizor. Ekran wypełnia silikon z botoksem. Nie chodzi tylko o reklamy. Żaden telewizyjny konkurs nie może się tu odbyć bez tabunu półnagich panienek, których jedynym zadaniem jest zakręcić pupą i pokazać dekolt. Seksowne, nierzadko skąpo odziane panie są nieodłącznym atrybutem programów sportowych, nie mówiąc już o ociekających seksem rozrywkowych rewiach.

Bardzo popularny program rozrywkowy „Striscia la notizia” (Wiadomości na pasku) zatrudnia dwie panienki, które prezentują swoje wdzięki w charakterze przerywnika między gagami. W najpoważniejszych programach publicystycznych na widowni w strategicznych miejscach sadzane są panie z głębokimi dekoltami i w kusych spódniczkach. Nie mają one zazwyczaj nic do powiedzenia i nie odgrywają w tych wszystkich programach żadnej merytorycznej roli. Po prostu tam są. Gdy jeszcze dodać, że włoska ramówka polega na tym, by upchać, co się da, między seksowne reklamy, mamy prawie pełen obraz włoskiej telewizji. A jak wykazują sondaże, właśnie z telewizji 60 proc. Włochów i Włoszek czerpie wzory zachowań, wiadomości i informacje o tym, jak zorganizowany jest świat.

Włoskie elity intelektualne, w ogromnej części zdeklarowani wrogowie Berlusconiego, podobnie jak lewicowa opozycja i 80 proc. wspierającej ją prasy, za ten ponury stan rzeczy obwiniają właśnie medialnego krezusa. Jedni powiadają, że stacje premiera, okupujące połowę włoskiej przestrzeni telewizyjnej, wiernie odwzorowują niewyszukane potrzeby kulturowo-estetyczne właściciela, dla którego szczytem finezji jest soft porno. Jest też sporo wyznawców teorii spiskowej, wedle której schlebianie najprymitywniejszym gustom telewidzów było częścią o wiele szerszej strategii zmierzającej do ogłupienia Włochów, a w konsekwencji do objęcia władzy. Można o tym przeczytać w mniej lub bardziej poważnych analizach Umberta Eco, Daria Fo czy reżysera Nanniego Morettiego.

Według nich, właśnie dzięki skretynieniu włoskiego telewidza, między innymi za sprawą wszędobylskiego seksu, Berlusconi tak długo utrzymuje się przy władzy. Generalnie nawet zwolennicy premiera zgadzają się, że choć zbanalizowanie i schamienie TV jest trendem ogólnoświatowym, włoskie telewizje są awangardą bezguścia, a jeśli chodzi o sprzedawanie damskiego ciała jako towaru światowym liderem.

Rola ozdoby

Walczące dziś ze sobą o widza telewizje wychodzą naprzeciw masowym oczekiwaniom i gustom. Dlatego – twierdzą medioznawcy – na ekranie jak w lustrze odbija się obraz społeczeństwa, jego upodobań i stosunków społecznych. Geniusz Berlusconiego, bez względu na intencje, polegał według nich na tym, że zrobił to we Włoszech jako pierwszy. Telewizja publiczna RAI, by odwojować widza, również pogrążyła się w szmirze i dziś telewizyjnych atrakcji Mediasetu premiera od tych proponowanych przez RAI odróżnić nie sposób.

Słowem, dyskusja nad przyczynami losu włoskich kobiet, które muszą sprzedawać i eksponować własne ciało, sprowadza się do tego, czy wynika to z natury włoskiego samca, czy też jest winą Berlusconiego.

Jakkolwiek było, sytuacja włoskiej kobiety jest niewesoła. Z raportu World Economic Forum sprzed kilku miesięcy, poświęconego równouprawnieniu, wynika, że pod względem udziału kobiet w rynku pracy Włochy są na 87 miejscu na świecie (tylko 45 proc. Włoszek pracuje, a na południu co czwarta). Jeśli chodzi o zrównoważenie zarobków pań i panów – na 121 (różnica wynosi aż 20 proc.). Kobiety okupują tylko 17 proc. wyższych stanowisk i to mimo że od lat blisko 60 proc. absolwentów włoskich wyższych uczelni to kobiety. Wśród 952 włoskich parlamentarzystów tylko 193 to panie. Wśród 21 ministrów – cztery. Włoszka nigdy nie była premierem, a ważniejszym ministerstwem (MSZ) kobieta kierowała tylko raz, przy czym chodzi o Susannę Agnelli (od Fiata) z najpotężniejszego włoskiego rodzinnego klanu XX w. „Jesteśmy tylko ozdobą, dekoracją. Odgrywamy jedynie wyznaczone nam przez mężczyzn role” – skarży się prof. Volpato.

Duch dyskryminacji

Z pewnością wpływ na tę sytuację mają media, ale przyczyn trzeba szukać głębiej, w naturze i współczesnej historii włoskiego społeczeństwa. Patriarchalne tradycje, tradycyjnie pojmowana rola kobiet, których miejsce zdaniem większości Włochów, szczególnie na południu jest w kuchni, przy dzieciach i w kościele, okazały się zbyt silne. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że emancypacji, choć istnieje we włoskim systemie prawnym, Włosi nie traktują zbyt poważnie. I trudno się dziwić, skoro większość dobrze pamięta czasy, w których włoskie prawodawstwo przypominało islamski szariat.

Choć to nie do wiary, w Italii, wysoko rozwiniętym europejskim kraju, dopiero w sierpniu 1981 r. z kodeksu karnego znikły nadzwyczaj łagodne kary za zbrodnię w obronie honoru (delitto d’onore). Mężczyźnie, który zamordował zdradzającą go żonę, a przy okazji i jej kochanka, „puszczającą się” córkę lub siostrę, groziło zaledwie od 3 do 7 lat więzienia, i to nie zawsze. Naturalnie w tym względzie kodeks karny odmawiał kobietom zdolności honorowych. Równie trudno uwierzyć, że jeszcze do 1970 r. we Włoszech gwałciciel unikał kary, jeśli godził się na poślubienie swojej ofiary. Również do 1970 r. żona, za udowodnioną w sądzie zdradę, mogła trafić na rok za kratki. Mąż tylko wówczas, gdyby sprowadził sobie kochankę do domu na stałe. Co więcej, Włosi mogą się rozwodzić dopiero od 1974 r. mocą referendum (59,4 proc. za), a kobiety usuwać legalnie ciążę od 30 lat. Te w większości dyskryminujące kobiety prawa znikły z kodeksu, ale ich duch nadal żyje we włoskiej świadomości i obyczaju, a na południu ma się wręcz świetnie. „Tam nadal dyskutują, czy kobieta ma duszę” – pokpiwa Emma Bonino.

Trudno orzec, do jakiego stopnia Berlusconi wraz z aferą bunga-bunga jest ofiarą tego bagażu tradycji, a w jakim współtwórcą pogrążonej w konfuzji włoskiej obyczajowości. Efekt jest taki, że być może bijąc głową w szklany sufit, być może próbując drogi na skróty, młode kobiety godzą się na udział w żenujących imprezach bunga-bunga. Dramatycznie też zmieniły się aspiracje młodych dziewcząt. Włoskie 14-latki w 60 proc. chcą być w przyszłości aktorkami, gwiazdami estrady albo prezenterkami w TV. Jeśli się nie uda, to tancerkami, girlaskami. Dopiero potem wymieniają zawody społecznego uznania: lekarka, adwokat czy naukowiec. Naturalnie większość marzy o mężu futboliście. A dzieje się to w kraju, w którym rozgoryczona, wykształcona dziewczyna, niemogąca znaleźć pracy, pyta premiera, co ma robić ze swoim życiem, i słyszy: „Poszukaj sobie bogatego męża”.

Jest jeszcze inny sposób, którego Berlusconi nie wymienił, ale sankcjonuje: przez łóżko. Swoją kochankę Nicol Minetti zrobił radną w Mediolanie, a w podsłuchanej rozmowie telefonicznej obiecał, że zostanie deputowaną. Przykładów tego rodzaju awansów kobiet jest mnóstwo. Jedną z popularniejszych form korupcji, oprócz koperty, jest zapewnienie usług tzw. escort, czyli damy do towarzystwa, a jeszcze inaczej luksusowej prostytutki. W związku z tym system polityczny Włoch złośliwcy nazwali figocrazia, czyli piczokracja.

Autor jest korespondentem „Rzeczpospolitej”.

Polityka 19.2011 (2806) z dnia 03.05.2011; Świat; s. 47
Oryginalny tytuł tekstu: "Figocrazia"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną