Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Sprawiedliwość po amerykańsku

Przestępcę wolno odstrzelić?

Barack Obama z najbliższymi współpracownikami oglądają na żywo operację przeciwko Osamie ibn Ladenowi. Barack Obama z najbliższymi współpracownikami oglądają na żywo operację przeciwko Osamie ibn Ladenowi. Pete Souza / White House
Szef al Kaidy Osama bin Laden został zabity w swoim domu wyniku tajnej akcji komandosów. Są poważne wątpliwości, czy jest to zgodne z prawem wojennym i z prawem międzynarodowym.
Artykuł pochodzi z 19 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 9 maja.Polityka Artykuł pochodzi z 19 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 9 maja.

Prezydent USA Barack Obama, który miał ostatnio doprawdy niewiele okazji do triumfów. Trudno się więc dziwić, że informując o operacji, która przyniosła śmierć Osamie bin Ladenowi, oświadczył pompatycznie przed kamerami TV: „sprawiedliwości stało się zadość”.

Być może jednak to zdanie będzie wlokło się za nim jeszcze długo. Bo co jest sprawiedliwego w zastrzeleniu terrorysty, budzącego lęk, w jego domu pośrodku terytorium Pakistanu? Dla rodzin ofiar zamachów z 11 września 2001 roku odpowiedź może być oczywista, taka jak im serce dyktuje. Ale dla specjalistów w dziedzinie prawa międzynarodowego, którzy od lat się biedzą z prawną wykładnią amerykańskiej „wojny z terrorem”, zapadające w pamięć słowa prezydenta, wypowiedziane ostatniej nocy, stanowią trudny orzech do zgryzienia. Bo nie wszystko, co Amerykanie określają mianem wojny – naprawdę jest wojną.

Sprawiedliwości za zbrodnie, nawet najcięższe, staje się zadość – jak powiada Claus Kress, profesor prawa międzynarodowego z Kolonii – gdy winny zostaje postawiony przed sądem i zapada prawomocny wyrok. Wtedy można mówić o wyrównaniu rachunków. Normalnym postępowaniem wobec poszukiwanego na całym świecie zleceniodawcy zbrodni, takiego jak bin Laden, byłoby – mówi Kress - ujecie go, oskarżenie i skazanie. Owszem, ujęcie takiego niebezpiecznego podejrzanego, ściganego międzynarodowym listem gończym, może nastąpić przy użyciu militarnej przemocy. Mogą zdarzyć się okoliczności, które każą funkcjonariuszom zrobić użytek z broni, a nawet – gdy nie ma innego wyjścia - zabić podejrzanego w samoobronie. Byłaby to tragiczna, nieunikniona eskalacja procesu wymiaru sprawiedliwości. Po prostu nieszczęśliwy wypadek – ale nie powód do takich wybuchów radości, do jakich doszło w USA na wiadomość o śmierci Osamy, ani też do owacji w centrali CIA.

Jednak nie takiej sprawiedliwości szukał Obama, podobnie jak jego poprzednik Bush. Obama już podczas kampanii wyborczej zapowiadał: „Zabijemy Osamę bin Ladena”, przyrzekając skończyć to, co jego poprzednik zaczął po 11 września 2001.

 

Przestępcę po prostu odstrzelić?

Wszczęliśmy wojnę przeciwko al Kaidzie, aby ochronić naszych obywateli, naszych przyjaciół i sojuszników” – oznajmił ostatniej nocy prezydent. A jak w poniedziałek stwierdził bez ogródek rzecznik rządu, akcja przeciwko bin Ladenowi była „operacją z zadaniem pozbawienia życia”. Bo i dlaczego nie? Celem wojny jest przecież pokonanie przeciwnika, zabijanie nieprzyjaciół jest zgodne z prawem. Wojna – to wojna.

W rzeczywistości jednak sprawy nie są takie proste. Nie wszystko bowiem, co Stany Zjednoczone określają mianem wojny, rzeczywiście jest wojną. Dla takich ekspertów jak prof. Kress jest „rzeczą wątpliwą, czy Stany Zjednoczone wciąż mogą powoływać się na to, że znajdują się w stanie zbrojnego konfliktu z al Kaidą”.

Wojną było z pewnością to, co w roku 2001 wszczął Bush przeciwko Afganistanowi. Operacja „Enduring Freedom” była wymierzona zarówno przeciw rządowi talibów w Kabulu, jak i przeciw wspieranej przez ten rząd terrorystycznej organizacji bin Ladena, która miała wtedy w Afganistanie swoje bazy i obozy treningowe, całkiem jak jedna ze stron toczących wojnę. Wojnę światowego mocarstwa przeciw tej organizacji terrorystycznej można było wówczas uznać za „wojnę asymetryczną” – a prawo wojenne dopuszcza celowe zabijanie kombatantów, nie będących nawet obywatelami wrogiego państwa, jeśli walczą z bronią w ręku w organizacji bojowej zorganizowanej na wojskowych zasadach, lub z ukrycia wydają rozkazy.

Bin Laden zapewne dawniej był przez całe lata przywódcą takiej organizacji – ale czy ostatnio był nim nadal? Eksperci mają co do tego wątpliwości. Zdaniem prof. Kressa, al Kaida od dawna już ma strukturę siatki, w której nie bardzo wiadomo, kto w konkretnym przypadku wydaje rozkazy. O strukturze al. Kaidy w Pakistanie niewtajemniczeni wiedzą niewiele. „Nie jest więc w żadnym razie pewne, czy bin Laden wciąż jeszcze wydawał rozkazy paramilitarnej organizacji”.

Jeżeli zaś bin Laden nie był już szefem i rozkazów nie wydawał, to nie wolno było traktować go jako nieprzyjacielskiego kombatanta – i zabijać.

Planeta jako pole bitwy

Co więcej, nie bardzo już wiadomo, o jaki konflikt właściwie chodzi. Akcja komandosów została przeprowadzona nie na właściwym terenie walk w ramach operacji „Enduring Freedom”, czyli w Afganistanie - ale na terytorium Pakistanu. Również w tym punkcie oficjalne stanowisko amerykańskie jest niezgodne z opinią większości specjalistów w dziedzinie prawa międzynarodowego. Dla amerykańskich dowódców „wojny z terrorem” cały świat jest mianowicie polem bitwy. Ich zdaniem, gdziekolwiek ukrywa się wróg – czy to w Islamabadzie, czy w niemieckim Neu-Ulm –wolno podjąć przeciwko niemu taką akcję, jak zeszłej nocy.

Dla prof. Kressa natomiast, jak i dla ogromnej większości znawców prawa międzynarodowego, taka wykładnia nie wytrzymuje krytyki. „Teren asymetrycznego konfliktu zbrojnego ogranicza się z reguły do obszaru kraju, na terenie którego (lub startując z którego) bojownicy, nie reprezentujący żadnego państwa, podejmują działania paramilitarne. Wszelkie inne interpretacje prowadziłyby do nadmiernego, nieprzewidywalnego rozszerzenia zasięgu działań z użyciem przemocy.” Czy może na terenie Pakistanu toczy się obecnie jakaś asymetryczna wojna? Czy pakistańska al Kaida wojuje z władzami Pakistanu? A gdyby nawet – to jaką rolę w tej wojnie mógł pełnić zabity właśnie bin Laden?

Czego w ogóle Amerykanie szukali na terytorium obcego państwa? Operacja militarna prowadzona z naruszeniem granic, jeśli nie ma na celu obrony własnej, jest powszechnie uważana za naruszenie suwerenności danego państwa. Chyba, że to rząd Pakistanu wezwał Amerykanów na pomoc. Ale czy tak było? Obama w swym przemówieniu tylko w gawędziarskim tonie poruszył ten temat: „Dziś w nocy zadzwoniłem do prezydenta Zardariego, także moja ekipa rozmawiała z pakistańskimi kolegami. Są oni zgodni co do tego, ze jest to dobry, historyczny dzień dla obu naszych narodów”.

Czy także dobry dzień dla sprawiedliwości?

Gdyby Stany Zjednoczone, zamiast dokonywać zmasowanej inwazji na Irak, doprowadziły Saddama Husajna przed międzynarodowy trybunał karny, gdyby uczyniły to samo z tyranem Kadafim i z masowym mordercą Osamą Bin Ladenem – można by mówić, że sprawiedliwości stało się zadość. Gdyby wówczas prezydent – jak Osama zeszłej nocy – oznajmił w przemówieniu, że los bin Ladena jest „dowodem wielkości naszego kraju” – można by mu uwierzyć.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną