Przesądził o tym moment historii – arabska wiosna ludów nasunęła Waszyngtonowi myśl, że kraj „Solidarności” może być jakoś przydatny w Tunezji, może w Egipcie. Przypadkowy zbieg wizyty ze szczytem Europy Środkowo-Wschodniej skłonił do krótkiego, lecz owocnego miejmy nadzieję spotkania z prezydentem Ukrainy, 45-milionowego kraju, który określa swą przyszłość między Zachodem i Rosją. Uściski dłoni z polskim personelem militarnym przy Grobie Nieznanego Żołnierza przenosi nas zaraz do Azji – do Afganistanu, gdzie Polacy wykonują trudne misje sojusznicze. Bezpieczeństwo, przyszłe stacjonowanie personelu amerykańskiego w Polsce, rozmowy o obronie przeciwrakietowej wiąże się z amerykańskimi negocjacjami z Rosją: Obama podkreśla, że Sojuszowi Atlantyckiemu zależy na współpracy z Moskwą w określeniu przyszłej równowagi strategicznej w Europie. Więcej jeszcze – mówi dalej o poprawie stosunków z Rosją. Obejrzenie wznoszonego w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich znów przeniosło nas na moment na Bliski Wschód, ze względu na nie historyczne, a współczesne implikacje amerykańsko-izraelskie.
Słowem wizyta daleko wykracza poza granice Polski i regionu. Proszę, jesteśmy krajem, który zaledwie po 20 lat od początku transformacji okazał się – na całkiem niezłą skalę – istotnym członkiem społeczności globalnej, który wie, że jego chata nie może leżeć skraja. Wreszcie, nowe źródła energii, gaz łupkowy, elektrownia jądrowa, przyszły polsko-amerykański fundusz innowacyjności to dobre płaszczyzny niewielkiej przecież – w porównaniu z europejską – współpracy gospodarczej ze światowym mocarstwem.
Obama wspaniale nas też komplementował – jesteście przywódcą regionu i modelem dla innych. Trochę to wszystko na wyrost. Więc prawdziwe meritum tu leży: padło w toku wizyty wiele dobrych pomysłów i dalsza już droga naprzód wymaga odpowiednich ludzi, pracy i pieniędzy. Z tym – jak z autostradami – mamy zwykle problemy, to trochę gasi mój sobotni entuzjazm.
I na koniec: polityka zagraniczna jest dziś nie tylko domeną zawodowych polityków. Ważną w niej rolę odgrywa dyplomacja publiczna, a także nastawienie społeczeństwa, jego sympatia dla danej nacji. Wiele instytucji politycznych bada poziom tej sympatii i z niej wywodzi wnioski dla polityki i strategii kraju. Polacy lubili Amerykę i wielokrotnie dawali tego dowody. Pamiętamy, że sam Obama został „wybrany” głosami Europejczyków, w Berlinie, podczas podróży wyborczej witały go tłumy. Źle, że w czasie warszawskiego weekendu jego wizyta nie stała się małą choćby atrakcją spacerowo-towarzyską. Miasto było puste i chłodne, nie tylko ze względu na pogodę. Organizatorzy wizyty wystraszyli przechodniów barierami i ograniczeniami ruchu. Względy bezpieczeństwa są ważne, ale przecież Polska nie tworzy nadzwyczajnego zagrożenia dla prezydentów i można było pokazać gościom więcej uśmiechu.