Jak narodziła się idea tej kampanii?
Z alarmującej sytuacji w Ameryce Łacińskiej. Zwłaszcza w Meksyku, Ameryce Środkowej i Kolumbii narkotyki zagrażają demokracji. Dotychczasowa strategia walki z narkotykami pod przywództwem USA i wspierana przez ONZ nie sprawdza się: produkcja nie maleje, konsumpcja rośnie. Zamiast koncentrować walkę na podaży, trzeba zająć się zmniejszaniem popytu.
Nie rehabilitujecie narkotyków?
My nie mówimy, żeby nie walczyć z narkobiznesem. Mówimy, żeby to robić inteligentnie. Wszystkie narkotyki szkodzą. Alkohol i papierosy też. Ale uzależnionych trzeba leczyć, bo to ludzie chorzy, a nie ścigać jak bandytów.
Komisja jest za dekryminalizacją czy za legalizacją?
Za dekryminalizacją. Prawne uregulowanie konsumpcji zalecamy jedynie w przypadku marihuany. Jednak każdy kraj musi sam zdecydować, jaka droga będzie najodpowiedniejsza. W Europie nie ma takiej przemocy związanej ze światem narko jak w Ameryce Łacińskiej. W krajach, gdzie jest przemoc, trzeba ostrożniej podchodzić do regulacji prawnej konsumpcji, choćby tylko marihuany.
Wasza kampania uderza w potężne lobby związane z walką z narkotykami.
Przełamanie tych wpływów będzie niezwykle trudne. Weźmy tylko producentów broni. W USA przy granicy z Meksykiem jest ponad 10 tys. sklepów z bronią. Kupują ją mafie narkotykowe, wwożą tę broń do Meksyku i za jej pomocą prowadzą wojnę z rządem i ze swoimi rywalami. A potem rząd USA domaga się od rządu Meksyku, żeby skończył wreszcie z tymi kartelami!
Kluczowym kłopotem będzie zmiana mentalności. Na przykład DEA została zaprogramowana jako agencja do walki takiej, jaka jest prowadzona dziś; podobnie agendy ONZ zajmujące się narkotykami. Przełamać ich opór nie będzie łatwo. Podobnie trudno będzie zmienić nastawienie społeczeństw. Chcemy pomóc w tym politykom, przełamując tabu.