Do tego dochodzi również organizacja szczytów Rady Europejskiej oraz dziesiątek mniejszych konferencji, sympozjów, wystaw i koncertów. Spotkania będą odbywać się nie tylko w Brukseli i Luksemburgu, ale też u nas w kraju, m.in. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, we Wrocławiu i Sopocie.
Wśród priorytetów naszej prezydencji jest m.in. polityka spójności i wspieranie ujednoliconego rynku wewnętrznego, zgodnie z zasadą, że większy i jednolity rynek będzie bardziej konkurencyjny gospodarczo. Stawiamy też na bezpieczną Europę i to zarówno pod względem obronności, jak i bezpieczeństwa żywnościowego i energetycznego. Chcielibyśmy także, by podczas polskiego przewodnictwa udało się podpisać umowę o stowarzyszeniu Ukrainy z Unią oraz traktat akcesyjny z Chorwacją. Cały czas będziemy też promować Partnerstwo Wschodnie.
Na zorganizowanie prezydencji mamy ponad 430 mln zł (ok. 110 mln euro). Prawie trzy lata temu Francuzi wydali 160 mln euro (ok. 625 mln zł), Węgry wstępnie podsumowali swoje działania na 85 mln euro, ale Słoweńcy w 2008 r. poradzili sobie za 62 mln euro, więc nam też powinno się udać.