Szef ONZ Ban Ki-mun apeluje o pomoc. Dla 10 mln dotkniętych nieszczęściem w Somalii, Etiopii i Kenii potrzeba od 300 do 500 mln dol. w najbliższych dwóch miesiącach. Jak dotąd, najhojniejsi wydają się Brytyjczycy. Wysupłali blisko 147 mln dol. (90 mln funtów, w tym 27 mln pochodzi ze zbiórki publicznej).
Najgorzej jest na południu Somalii. Ludzie umierają z wycieńczenia, braku wody, jedzenia i leków. Masowo padają zwierzęta. Premier brytyjski David Cameron i lider opozycji Ed Miliband wzywają inne państwa zachodnie, zwłaszcza USA, do bardziej energicznego włączenia się do akcji ratunkowej. Ale moment jest fatalny. Somalia kojarzy się z piratami, talibami, korupcją i anarchią. Zachód zajęty jest kryzysem gospodarki i finansów. W takich czasach apele humanitarne nie robią wrażenia. Dopiero zdjęcia konających dzieci i zrozpaczonych dorosłych błagających o jakąkolwiek pomoc poruszają serca i sumienia. Ale nie islamistów kontrolujących tereny klęski. Somalijscy talibowie wygnali dwa lata temu zachodnie organizacje pomocowe. Może by i pozwolili im wrócić, lecz pod warunkiem, że sami coś uszczkną z transportów humanitarnych. Dramatyczne relacje zachodnich mediów wyśmiewają jako propagandę. Skoro tak, to może czas na wielki światowy koncert na rzecz Rogu Afryki, Live Aid 2011?