Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Ani biedni, ani średni

Podziały klasowe w Rosji

Turecka Antalya. Hotel nastawiony na bogatych turystów z Rosji. Turecka Antalya. Hotel nastawiony na bogatych turystów z Rosji. EAST NEWS
Po dekadzie rządów Władimira Putina Rosja jest coraz bardziej rozwarstwiona ekonomicznie. Ponad połowa społeczeństwa to specyficzna klasa poniżej średniej z nikłymi szansami na awans.
Mniej zamożni muszą zadowolić się mniej luksusowymi warunkami wypoczynku.DrMarianus/Flickr CC by SA Mniej zamożni muszą zadowolić się mniej luksusowymi warunkami wypoczynku.
Moskiewskie delikatesy Alfabet Smaku – supermarket dla bogatych.EAST NEWS Moskiewskie delikatesy Alfabet Smaku – supermarket dla bogatych.
Specjały dla mniej wybrednych.archer10 (Dennis)/Flickr CC by SA Specjały dla mniej wybrednych.
Jedna z najdroższych ulic świata, moskiewska Ostożenka. Ceny mieszkań dla wielu mieszkańców Moskwy są tu zaporowe.Tatters:)/Flickr CC by SA Jedna z najdroższych ulic świata, moskiewska Ostożenka. Ceny mieszkań dla wielu mieszkańców Moskwy są tu zaporowe.

Wieczorami samochody na zatłoczonym Prospekcie Kutuzowskim toczą się powoli w kierunku bogatych przedmieść Moskwy. Delikatesy Azbuka Wkusa (Alfabet Smaku) to dla wielu rosyjskich vipów obowiązkowy przystanek w drodze do domu. Można tu spotkać wicepremiera Igora Szuwałowa, ministra edukacji Andrieja Fursienkę czy minister zdrowia Tatianę Golikową. Wybredni klienci mogą tu kupić chińskie winogrona (w przeliczeniu 390 zł za kg), sałatkę z krewetek (70 zł za 100 g), pomidorki prosto z Baku (50 zł za kg), do tego chleb razowy (30 zł za bochenek). W dziale deserów świeżo wypiekane torciki po kilkaset złotych, a do sekcji win lepiej nie wchodzić bez złotej karty kredytowej.

Asortyment w Azbuce Wkusa nie zna granic: można tu znaleźć produkty z całego świata w cenach, o jakich nie śniło się paryżanom, nowojorczykom czy tokijczykom. Ale w Rosji, przynajmniej w pewnych kręgach, narzekanie na drożyznę nie jest w dobrym tonie. Tym bardziej że Azbuka to przecież jeszcze nie jest sklep z najwyższej półki, tylko taki supermarket dla bogaczy. – Facet w kolejce przede mną wydał 150 tys. rubli [15 tys. zł] na trzy butelczyny – wspomina znajoma Amerykanka mieszkająca w Moskwie. Uśmiech obsługi jest zarezerwowany tylko dla zamożnych klientów.

Pensja jak numer telefonu

W ciągu pierwszego pokryzysowego roku liczba miliarderów w Moskwie wzrosła z 21 do 79. Tym samym rosyjska stolica oficjalnie wyprzedziła Nowy Jork. Stosunek średniego dochodu 10 proc. najbogatszych mieszkańców Rosji do średnich zarobków 10 proc. najbiedniejszych sięga 17:1. – W Europie ten współczynnik wynosi od 8 do 12, a tamtejsze statystyki ujmują całość dochodów. U nas lwia część zostaje w szarej strefie – tłumaczy Jewgienij Gontmacher, znany socjolog i doradca prezydenta Miedwiediewa.

Jego zdaniem w Moskwie ten współczynnik może sięgać nawet 50:1, a w skali całego kraju 30:1. – W pewnym sensie nasz kraj przypomina trochę Chiny, gdzie obok wielkich rozwiniętych miast są wsie, w których ludzie nigdy nie widzieli lekarza – ocenia Gontmacher. To oczywiście przesada, ale dysproporcje między centrum a peryferiami są w Rosji gigantyczne. W tym samym czasie, gdy potroiła się liczba miliarderów, średnie zarobki w Rosji bynajmniej nie rosły, a w pierwszym kwartale tego roku wręcz zmalały. Moskwa to nie Rosja, jak zwykli mawiać sami Rosjanie.

Według ponurego dowcipu mieszkańcy prowincji uważają stołeczne pensje za numery telefonów. Specjaliści przytaczają smutne dane z regionów: lekarz czy nauczyciel nierzadko zarabia 8–10 tys. rubli (800–1000 zł), na niewiele większą pensję może liczyć wykwalifikowany tokarz czy inżynier technolog. 6–7 tys. rubli miesięcznie uważa się w Rosji za granicę biedy. Jeśli przyjąć łagodniejsze kryteria, o biedzie można mówić w odniesieniu do 15 proc. ludności. Jeśli zastosować te ostrzejsze i bliższe zachodnim standardom, dotyka ona aż 30 proc. społeczeństwa.

Obrońcy tezy o putinowskiej prosperity powołują się na sondaże, według których w petrodolarowych tłustych latach malała liczba najuboższych. Rzeczywiście odsetek Rosjan, którym nie starcza pieniędzy na jedzenie, spadł od 2002 r. z 25 do 8 proc., a tych, którzy mają kłopoty z zakupem odzieży, z 41 do 25 proc. – Ludzie dzisiaj raczej nie głodują – mówi Gontmacher. – Schody zaczynają się przy pytaniu: czy możesz sobie pozwolić na kupno samochodu, mieszkania? Tym danym piewcy stabilizacji poświęcają znacznie mniej uwagi. „Starcza nam na jedzenie i odzież, ale nie mamy na przedmioty długotrwałego użytku” – w 2002 r. tę odpowiedź zaznaczyło 28 proc. W tym roku już 50.

Skromnie za tysiąc dolarów

Wiktor wraz z rodziną już całe lata temu przeniósł się ze stolicy do podmoskiewskiej sypialni, miejscowości Mytiszczi. Z żoną i dwójką dzieci mieszkają w dwupokojowym, dawno nieremontowanym mieszkaniu w mało atrakcyjnym blokowisku. Jako jedyny żywiciel rodziny (żona zrezygnowała z pracy, by zająć się dziećmi) pracuje w organizacji pozarządowej badającej sytuację mediów. Zarobi czasem 1 tys. dol. (ok. 30 tys. rubli), czasem trochę więcej. (Rosjanie, choć posługują się rublami, z przyzwyczajenia przeliczają wszystko na dolary). Na co starczają takie pieniądze? – Na bardzo skromne życie. Nasze główne wydatki to jedzenie, czasem coś do ubrania. Telewizora nie mamy, bo nie używamy. Komputer „odziedziczyliśmy” po znajomych. Jeździmy transportem miejskim – wylicza Wiktor.

W Niemczech w klasie średniej mieści się lekarz, nauczyciel, oficer, policjant. W Rosji ci ludzie lądują najczęściej w grupie poniżej klasy średniej, nierzadko dołączy do nich mały lub średni biznesmen. Tradycyjne kryteria przynależności do klasy średniej, a więc wykształcenie, praca umysłowa, samodzielność, aktywność społeczna nie wystarczają, by spełnić jeszcze jeden warunek: zarobków, które zapewnią względny dobrobyt. Co to znaczy?

Że ich dochody są zbyt niskie, by mieć oszczędności. Że najczęściej nie stać ich na urlop inny niż na działce pod miastem, że nie mają na ubezpieczenie medyczne, na samochód, nie mówiąc już o zakupie nowego mieszkania – mówi Gontmacher.

Największa, bo obejmująca ponad 50 proc. społeczeństwa, jest właśnie owa grupa pośrednia: poniżej klasy średniej, ale jeszcze nie biedni. – To według przemian w tej grupie ocenia się, jak postępuje rozwój społeczeństwa. Co do zasady, im jest ona mniejsza, tym bardziej rozwinięte jest społeczeństwo. Przy prawidłowym rozwoju społecznym ludzie przechodzą z tego przedziału do wyższego, czyli do klasy średniej. Ale w Rosji to nie następuje – tłumaczy Gontmacher. Grupa pośrednia utrwala się, zamiast maleć.

 

 

Kogo stać na mieszkanie

Ajgul jest kilka lat po studiach, ma dobrze płatną pracę finansistki, zarabia 10 tys. dol. miesięcznie i więcej. Długo wynajmowała mieszkanie na obrzeżach Moskwy – za dwupokojową klitkę, gdzie farba na ścianach pamiętała jeszcze czasy Breżniewa, płaciła 1 tys. dol. miesięcznie. W ubiegłym roku w końcu kupiła mieszkanie: dwupokojowe, 40 m kw. w solidnym ceglanym domu z lat 70., pół godziny metrem od centrum Moskwy. Z pozoru nic specjalnego, ale dzielnica uchodzi za elitarną. Cena: 10 mln rubli, czyli 1 mln zł, kredyt na 15 lat, 8,5 tys. zł comiesięcznej raty.

Lepiej sytuowani moskwianie często przypisują krytykom rosyjskiej drożyzny prowincjonalizm. „Zrozumcie, tutaj wszystko jest droższe, ale więcej się też zarabia” – tłumaczą, z politowaniem kiwając głowami. Problem w tym, że wyższe zarobki po pierwsze nie dotyczą wszystkich, a po drugie, nie rekompensują różnicy cen. Średnia pensja ogólnorosyjska to 21 tys. rubli (2,1 tys. zł), moskiewska to ok. 35 tys. rubli (3,5 tys. zł). I o ile wąska grupa wybranych może sobie pozwolić na nieprzejmowanie się drożyzną, to większość boleśnie odczuwa jej skutki, zwłaszcza że ceny w regionach doganiają te w Moskwie i Petersburgu.

Tuż przed kryzysem w Rosji kwitł rynek kredytów hipotecznych, a nawet wtedy na wzięcie pożyczki mogło sobie pozwolić tylko 5 proc. społeczeństwa. Dla pełnego obrazu trzeba jednak uwzględnić tych ludzi, którzy zachowali mieszkania otrzymane w poprzedniej epoce. Lokale z przydziału można było w nowej Rosji bezpłatnie sprywatyzować. I choć ich standard był daleki od jewro-riemontu, jak określa się w Rosji remont według norm europejskich, w efekcie wielu Rosjan stało się rublowymi milionerami.

Klasa urzędniczo-naftowa

Czy czuję przynależność do klasy średniej? Na pewno w Rosji nie jesteśmy średniakami, bo wiedzie nam się lepiej niż większości – mówi Marina Markow, matka trójki dzieci, żona przedsiębiorcy, który sprowadza z Europy części samochodowe. Marina od lat nie pracuje, rodzinę utrzymuje mąż. Z jego pensji trzeba opłacić co miesiąc prywatne przedszkole (ok. 1,5 tys. zł), społeczną podstawówkę (3 tys.) i studia córki męża z pierwszego małżeństwa. Mają samochód, stumetrowe mieszkanie, choć ciągle nie mogą zabrać się za jego remont. Przynajmniej raz w roku starają się wyjechać na wakacje.

Gdyby żyli w Niemczech czy Francji, mieszkaliby pewnie w wygodnym domku za miastem, mieli dwa samochody i nie musieliby łożyć na edukację dzieci. W stolicy Rosji za te same pieniądze z mozołem układają sobie życie. Według bardzo optymistycznych wyliczeń klasa średnia stanowi w Rosji ok. 20 proc. społeczeństwa. Przy zastosowaniu bardziej rygorystycznych kryteriów grupa ta zawęża się do zaledwie 10 proc. Socjologowie mówią nawet o rosyjskiej specyfice, urzędniczo-naftowej klasie średniej. – To urzędnicy wysokiego szczebla, management naftowy, niektóre wolne zawody, jak notariusz, adwokat, dziennikarz głównej telewizji państwowej – wylicza Gontmacher.

Trudno mówić o czymś, co nie istnieje – mówi z kolei socjolog Marina Krasilnikowa z Centrum im. Jurija Lewady. – Jeśli przyjąć zachodnie rozumienie klasy średniej, to w Rosji jej po prostu nie ma. Klasa średnia to w założeniu ludzie, którzy są niezależni, samodzielni, którzy w swojej działalności i rozwoju mogą się oprzeć na gwarancji praw własności, uczciwym sądzie, czyli na demokracji. – W Rosji klasa średnia jest słaba i oportunistyczna. Dla przetrwania wybiera, jak zresztą większość społeczeństwa, taktykę pasywnej adaptacji – dodaje szef Centrum Lewady Lew Gudkow.

Poważnym problemem jest brak jasnych i powszechnie obowiązujących ścieżek awansu społecznego i zawodowego. – Wykształcenie, ambicje czy własne wysiłki nie są skutecznym narzędziem poprawy bytu. Potwierdza to zarówno praktyka, jak i opinie badanych: większość uważa, że karierę można zrobić wyłącznie dzięki znajomościom i koneksjom – tłumaczy Krasilnikowa. Metodą poprawy statusu materialnego są mechanizmy nieoficjalne, a wśród nich wszechobecna korupcja.

Porsche do przedszkola

Moskiewski milicjant Wania zarabia miesięczne 2,5 tys. zł. Jakim więc cudem zarobił na kawalerkę za 8 mln rubli (800 tys. zł) i samochód? Jak to możliwe, że co weekend rozbija się po moskiewskich knajpach?

Mam swoje sposoby, pomagam różnym ludziom – Wania mruga porozumiewawczo. W jakim kraju można spotkać dyrektorkę przedszkola, która jeździ Porsche Cayenne i regularnie wypoczywa na Dominikanie? Oczywiście nigdzie, bo tylko w Moskwie jest taka nadwyżka ludzi gotowych zapłacić pod stołem niemałe pieniądze za przyjęcie swej pociechy do przedszkola. Przy obecnym przeludnieniu stolicy zapisywać się trzeba tuż po narodzinach dziecka.

Na lewo masowo dorabiają lekarze, wykładowcy, urzędnicy. Ale nie każdy jest w stanie w ten sposób uzupełniać luki w budżecie. Dla większości Rosjan korupcja to po prostu dodatkowe koszty, które spychają ich na jeszcze niższe szczeble drabiny społecznej.

Dlaczego struktura społeczna w Rosji tak opornie zmienia się na lepsze, a klasa średnia ciągle jest tak mała? – Kiedy działają wolny rynek i decentralizacja, istnieją mechanizmy, które zaczynają niwelować dysproporcje. W dużej mierze gospodarka sama dąży do wyrównania różnic – tłumaczy Gontmacher.

W Rosji tego brakuje. – Silna centralna władza i brak autentycznej samorządności tylko utrwalają dysproporcje, zamiast je znosić – dodaje ekspert, przyznając, że poważnym wyzwaniem jest geograficzne, a w ślad za nim ekonomiczne zróżnicowanie Rosji. – Winna jest polityka państwa. Pomimo zapewnień o wspieraniu małego i średniego biznesu, władze nie są zainteresowane jego rozwojem ani tym, żeby rosła grupa ludzi niezależnych, świadomych i odpowiedzialnych. Z punktu widzenia obecnej elity najlepsza jest konserwacja tego, co już mamy – ocenia Gudkow.

Polityka 32.2011 (2819) z dnia 02.08.2011; Świat; s. 42
Oryginalny tytuł tekstu: "Ani biedni, ani średni"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną