Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Od A do W

Czy to początek kolejnej odsłony kryzysu?

Obniżka wiarygodności kredytowej USA może być początkiem drugiej odsłony kryzysu gospodarczego. Ekonomiści zastanawiają się nawet, czy czeka nas dalszy ciąg Wielkiej Recesji z 2009 r., czy też powtórka Wielkiej Depresji z 1929 r.
Zmiana ratingu Ameryki to zła wiadomość przede wszystkim dla Europy.Stefano Rellandini/Reuters/Forum Zmiana ratingu Ameryki to zła wiadomość przede wszystkim dla Europy.

W ubiegły piątek wieczorem czasu amerykańskiego agencja ratingowa Standard&Poor’s podjęła decyzję bez precedensu: obniżyła wiarygodność kredytową Stanów Zjednoczonych z najwyższej noty AAA na stopień niższą AA+. Do gorszej oceny wypłacalności dołączyła negatywną prognozę na przyszłość, co oznacza, że Standard&Poor’s bierze pod uwagę dalszą obniżkę ratingu w ciągu dwóch nadchodzących lat. Początkowy szok osłabł nieco przez weekend: w poniedziałek światowe giełdy otwarły się wprawdzie na znacznych minusach, ale nie doszło do krachu, którego obawiano się jeszcze w sobotę. Przynajmniej w pierwszej chwili inwestorzy zachowali zimną krew i nie dali się wystraszyć jednej agencji ratingowej – Fitch i Moody’s, pozostałe dwie z wielkiej trójki, utrzymały najwyższą notę Ameryki.

Obniżka ratingu USA nie ma precedensu, ale nie należy przeceniać jej historycznego charakteru. Po pierwsze, oceny wiarygodności kredytowej państw są prowadzone dopiero od lat 80., więc ich wartość porównawcza jest ograniczona. Po drugie, jakkolwiek kondycja finansowa Ameryki jest gorsza niż 30 lat temu, jej obligacje pozostają najbezpieczniejszymi, a zarazem najbardziej płynnymi papierami skarbowymi. Po trzecie, zmiana ratingu była zasłużona i zapowiadana od miesięcy, więc inwestorzy mieli czas, by się z nią oswoić. Zaskoczona jest opinia publiczna i przywódcy, którzy nie dowierzali, że agencja ratingowa odważy się na zdegradowanie największej gospodarki świata. A jednak się odważyła.

Bezpośrednim powodem nie są wskaźniki makroekonomiczne (dług publiczny USA jest monstrualny w liczbach absolutnych, ale w relacji do PKB pozostaje niższy niż wielu krajów rozwiniętych), tylko paraliż polityki gospodarczej w Waszyngtonie. Beztroska, z jaką Kongres doprowadził państwo na skraj trudności płatniczych, ociągając się z uchwaleniem wyższego limitu długu publicznego, oraz niechęć Białego Domu do zdecydowanej walki z deficytem budżetowym sprawiły, że S&P postanowiła dać Ameryce żółtą kartkę. Nie oznacza to jednak, że Stanom Zjednoczonym grozi bankructwo, i nawet Chiny, które pozwoliły sobie zrugać Amerykę za nieodpowiedzialną politykę gospodarczą, będą dalej kupować jej obligacje.

Zmiana ratingu Ameryki to zła wiadomość przede wszystkim dla Europy. Skoro bowiem czołowa agencja urealniła wiarygodność kredytową pierwszej gospodarki świata, to samo może wkrótce zrobić z krajami strefy euro, a tutaj obniżka ratingów może mieć dramatyczne skutki. Jeszcze przed ogłoszeniem piątkowej decyzji S&P w sprawie USA oprocentowanie obligacji Włoch i Hiszpanii przekroczyło 6 proc. i zbliżało się do poziomu, przy którym Grecja, Portugalia i Irlandia traciły płynność finansową. Wprawdzie poniedziałkowa interwencja Europejskiego Banku Centralnego dała obu krajom chwilę wytchnienia, ale nie zmienia nic w ich trudnej sytuacji fiskalnej, a nade wszystko nie rozwiązuje kryzysu politycznego, jaki trawi strefę euro.

Spekulanci mogą dalej straszyć jej rozpadem, bo unia walutowa nie jest przygotowana na ratowanie swoich dużych gospodarek. Europejski Fundusz Stabilności Finansowej jest skrojony na peryferyjnych członków strefy – pieniędzy starczyłoby jeszcze na pakiet ratunkowy dla Hiszpanii, ale nie dla Włoch, bądź co bądź trzeciej gospodarki Europy. Ekonomiści od miesięcy apelują o podwojenie kwoty funduszu, ale sprzeciwiają się temu Niemcy. Już teraz są głównym sponsorem pakietów ratunkowych dla Grecji, Portugalii i Irlandii, a żyrowanie jeszcze większych pożyczek dla Hiszpanii i Włoch zaważyłoby na wiarygodności kredytowej samych Niemiec. Stąd podejrzenie rynków, że największy kraj strefy euro może dopuścić do jej rozpadu.

Posunięciem jeszcze bardziej radykalnym, które rozwiązałoby za to kryzys od ręki, byłoby wprowadzenie euroobligacji, czyli wspólna emisja długu przez 17 krajów strefy euro. Taki krok oznaczałby jednak nieodwracalną zgodę na unię budżetową, a w praktyce transferową, w której niemiecki podatnik wykładałby pieniądze na greckie emerytury. Rzeczywistość gospodarcza popycha Europę ku temu rozwiązaniu, ale nastroje społeczne ciągną w drugą stronę: nie tylko w Niemczech rośnie sprzeciw wobec pakietów ratunkowych, a politycy nie są w stanie wyjaśnić wyborcom, że powrót do narodowych walut pociągnie za sobą jeszcze większe trudności niż niechciana integracja gospodarcza.

Paraliż polityczny po obu stronach Atlantyku potęguje słabnąca koniunktura gospodarcza. Ameryka wyhamowała w drugim kwartale prawie do zera, w Europie zwalnia produkcja przemysłowa. Mnożą się spekulacje, że całe ożywienie gospodarcze ostatnich dwóch lat było owocem inżynierii finansowej, tym razem w wykonaniu rządów: z jednej strony bezprecedensowych pakietów wspierania koniunktury, z drugiej strony luzowania polityki pieniężnej na niespotykaną skalę. Owocem obu tych strategii jest skokowy wzrost długów publicznych, który przyspieszył kryzys wypłacalności państw, oraz wzrost ilości pieniądza w obiegu, co grozi z kolei wybuchem globalnej inflacji.

Już w 2009 r. ekonomiści ostrzegali, że globalny kryzys może przyjąć kształt litery W: po jednym spadku PKB przyjdzie chwilowa poprawa koniunktury, po czym drugi spadek aktywności gospodarczej, a dopiero po nim to właściwe ożywienie. Wedle tego scenariusza świat czeka teraz dalszy ciąg Wielkiej Recesji z 2009 r. Ale potem, zamiast spodziewanego ożywienia, globalna gospodarka przygnieciona ciężarem długów publicznych i prywatnych może wpaść w długotrwałą stagnację, tak jak to się stało w Japonii. Dziś nie wiemy, którą ścieżką podąży. Możliwe, że zrealizuje się jakiś bardziej optymistyczny scenariusz, ale nie da się też wykluczyć, że krótkowzroczność polityków wpędzi świat w jeszcze poważniejsze tarapaty, na podobieństwo Wielkiej Depresji z ubiegłego stulecia.

Polityka 33.2011 (2820) z dnia 09.08.2011; Komentarze; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Od A do W"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną