Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Senior szuka podpory

Niemcy: pomocnicy społeczni pilnie poszukiwani

Hasłem: „Nic tak nie satysfakcjonuje jak poczucie, że jest się potrzebnym”, ministerstwo ds. rodziny próbuje zachęcić do ochotniczej służby. Na razie bez większych efektów. Hasłem: „Nic tak nie satysfakcjonuje jak poczucie, że jest się potrzebnym”, ministerstwo ds. rodziny próbuje zachęcić do ochotniczej służby. Na razie bez większych efektów. Ulrich Baumgarten/Vario / Forum
Przez lata poborowi, którzy nie chcieli służyć w Bundeswehrze, stanowili tanią armię pomocników społecznych. Teraz wojsko przeszło na zawodowstwo, za to gwałtownie przybywa potrzebujących opieki.
Ochotnicza służba może trwać od pół do półtora roku, ale bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.Erwin Wodicka/PantherMedia Ochotnicza służba może trwać od pół do półtora roku, ale bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
W lipcu do ochotniczej służby zgłosiło się 17 tys. chętnych – za mało.Daniel Petzold/PantherMedia W lipcu do ochotniczej służby zgłosiło się 17 tys. chętnych – za mało.

Gwałtowne poszukiwania nowych rozwiązań wymusiła sytuacja. W czasach, gdy Bundeswehra była armią z poboru, zawodowym opiekunom pomagali Zivis, poborowi, którzy służbę wojskową odpracowywali w szpitalach i domach opieki. Od 1 lipca Bundeswehra stała się armią zawodową, a Zivis mają zastąpić wolontariusze, którzy sami będą się zgłaszali do różnych instytucji.

Pierwsi Zivis, którzy przed 50 laty odmawiali służby wojskowej, musieli nie tylko przebrnąć przez bezduszną procedurę sądową, ale nierzadko znosić niechęć otoczenia. „A gdzie macie narkotyki?” – zażartował podczas spotkania z nimi, jeszcze w 1970 r., prezydent Gustaw Heinemann. Jak większość Niemców uważał, że tylko pięknoduchy, kontestatorzy lub nieprzystosowani do życia indywidualiści mogą być przeciwko służbie wojskowej.

Czas korygował te opinie. Niechętnych wojsku przybywało, a ich praca w służbie cywilnej okazywała się coraz cenniejsza. W rekordowych latach przełomu wieku Zivisami było 130 tys. młodych Niemców, w ostatnich miesiącach – niecałe 20 tys. Do odsłużenia początkowo mieli 13 miesięcy, od 2004 r. – trzy kwartały, a od sierpnia 2010 r. – 6 miesięcy. Zostawiali po sobie dobre wrażenie: zdyscyplinowani, solidni i... tani. Dostawali żołd, który wynosił około 300 euro, ale z różnymi dodatkami (ubranie robocze, jedzenie, dojazdy) można było uzbierać ponad dwa razy tyle.

Służba łączy pokolenia

Miejsce zastępczej służby wojskowej młodzi Niemcy wybierali sami, najczęściej korzystając z ogłoszeń w lokalnej prasie. Stefan trafił do miejskiej kliniki w Wedau, w południowej dzielnicy Duisburga. Przewoził chorych ze znajdujących się na piątym piętrze oddziałów geriatrii na zabiegi. Pchał więc do windy wózki inwalidzkie lub łóżka z pacjentami, którzy w podziemiach kliniki poddawani byli naświetlaniom. Pomagał przebyć tę trasę chorym, którzy mogli chodzić. Czasem towarzyszył staruszkom w ostatniej drodze, która prowadziła do szpitalnej kostnicy – ciało należało przełożyć do wolnej skrzyni chłodniczej, sprawdzić dane zmarłego, wpisać je do księgi ewidencyjnej, a później próbować dalej żyć.

Kumple Stefana odpracowywali wojsko w domach opieki – wydawali posiłki, karmili pensjonariuszy, wozili ich na specjalistyczne badania. Inni rozwozili obiady. Czekali na nie samotni seniorzy, którzy nie opuszczali już swoich mieszkań. Jeszcze inni robili zakupy, zawozili chorych do lekarzy. Co ważniejsze, znajdowali czas na rozmowę i słowa pociechy, na co zawodowi opiekunowie po prostu nie mogą sobie pozwolić. System rozliczeń z kasami chorych powoduje, że pracują niemal ze stoperem w ręku. Między Zivis a ich podopiecznymi nawiązywały się tymczasem ciepłe, niemal rodzinne więzi. „Być może zabrzmi to patetycznie – komentował tygodnik „Spiegel” – ale służba cywilna łączyła pokolenia. Gdy ktoś dźwigał sparaliżowanego lub podawał choremu kaczkę, poznawał inną stronę życia”. Czy będzie jednak ciekawy tej wiedzy jako ochotnik? – zastanawiali się politycy.

Parlamentarzyści CDU, Carsten Linne­mann i Peter Tauber, błysnęli pomysłem, by powstałą po Zivis lukę zapełnić bezrobotnymi, którzy korzystają z zasiłku Harz IV. „Pracując jako wolontariusze mogliby nauczyć się więcej niż przy wykonywaniu pracy za jedno euro za godzinę (taką pracę przydziela się często wieloletnim bezrobotnym), zdobyć lepsze kwalifikacje, poprawić własną samoocenę” – wyjaśniła poseł Linnemann na swoim blogu, wykazując daleko idącą troskę również o psychiczną kondycję bezrobotnych. Wywołał jednak irytację, także swoich partyjnych kolegów. „Wprowadzając przymus nie uzyskamy trwałych więzi społecznych. Stoimy przed nowym wyzwaniem, a jedynym pomysłem, jaki mamy, przynajmniej na razie, jest zaproponowana przeze mnie służba ochotnicza” – argumentowała Kristina Schröder (CDU), szefowa ministerstwa ds. rodziny, odpowiedzialnego za nabór ochotników.

Kierowane przez nią ministerstwo rozpoczęło w połowie maja werbunek pod hasłem Nic tak nie satysfakcjonuje, jak poczucie, że jest się potrzebnym”. Pani minister ma nadzieję na pospolite ruszenie – ochotnikami mogą być zarówno dziewczęta, jak i chłopcy, na których nie ciąży obowiązek szkolny. Apel kierowany jest jednak również do gospodyń domowych, które odchowały dzieci i rozglądają się za jakimś pożytecznym zajęciem. Mile widziani są także seniorzy – bez ograniczeń wiekowych. Czekają na nich miejsca opuszczone przez Zivis – ale nie tylko. Mogą działać w klubach sportowych, organizacjach kulturalnych bądź na rzecz integracji cudzoziemców albo opiekować się miejscami pamięci.

Oferta kierowana jest jednak przede wszystkim do uczniów, którzy nie rozpoczęli jeszcze studiów ani nauki zawodu. Jedni czekają na wolne miejsce na uczelni lub w innej szkole, drudzy – jeszcze niezdecydowani – szukają swego miejsca w życiu. Ochotnicza służba może trwać od pół do półtora roku, ale bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. W lipcu zgłosiło się 17 tys. chętnych – za mało.

Ustawę o wprowadzeniu służby ochotniczej dostaliśmy dopiero w końcu kwietnia – tłumaczą podwładni minister Schröder – zabrakło po prostu czasu na właściwe przygotowanie zmian. I wskazują palcem na kolegę, byłego ministra ds. obrony Theodora zu Guttenberga, który przygotowując reformę Bundeswehry, ponoć nie zawracał sobie głowy szczegółami. Tymczasem to właśnie one wymagają wyjaśnień. Jak np. potraktować fakt, że od półwiecza młodzi Niemcy, niezależnie od płci, mogą pracować społecznie podczas tzw. dobrowolnego roku socjalnego, organizowanego przez landy.

 

Czas ochotników

W Niemczech co roku zgłasza się około 35 tys. ochotników, którzy nie przekroczyli 27 roku życia. Większość z nich zostaje w kraju, ale niektórzy decydują się na wyjazd, nawet na inne kontynenty – wzorem brytyjskiego następcy tronu. Po maturze, a przed rozpoczęciem studiów książę William pomagał w budowie ośrodka dla dzieci w Ameryce Łacińskiej. Kamery telewizyjne uwieczniły go, jak dźwigał drewniane bale i z uśmiechem na ustach szorował sanitariaty. „Książę William wyrwał się ze złotej klatki. I ty możesz odmienić swoją codzienność, decydując się na ochotniczy rok pracy społecznej”, przekonują młodych Niemców autorzy stosownej broszury. Skutecznie.

Angelika Frank, kierująca stowarzyszeniem promującym zaangażowanie społeczników w biskupstwie Münster, przyznaje, że ma kłopot. Wypadałoby przecież czym prędzej podpisać umowy z ochotnikami, którzy mają zastąpić ­Zivis, ale zbyt wiele niewiadomych dotyczących warunków ich pracy powoduje, że chętnych nie widać po obu stronach. W minionych latach miała pod swoją kuratelą około setki młodych pracujących w Caritasie w ramach ochotniczego roku socjalnego. Teraz ma ich czterokrotnie więcej, ale nie ma dla nich pracy. Na przeszkodzie stoi brak pieniędzy, które właściwie są, tyle że nie tam, gdzie trzeba.

Ministerstwo ds. rodziny zapewniło, że dysponuje funduszami rzędu 350 mln euro. Tyle że z tych pieniędzy mają być opłacani jedynie następcy Zivis – Bundeswehra nie została zlikwidowana, tylko zreformowana, środki przeznaczane dotąd na finansowanie służby cywilnej pozostały w kasie federacyjnej. Osoby uczestniczące w dobrowolnym roku socjalnym opłacane są natomiast z funduszy landowych. Dostają również kieszonkowe plus dodatki – tyle co inni. Minister Schröder podkreśliła co prawda, że ochotnicy – z definicji – nie powinni domagać się pieniędzy, ale komentatorzy nie pozostawiają co do tego złudzeń.

Zajrzeć za kurtynę

Nie ma co liczyć na idealizm ochotników, dla których niewiele ponad 300 euro kieszonkowego to za mało. To kwota wystarczająca dla 19-latka mieszkającego z rodzicami. Gorzej, gdy się jest już na swoim. Ochotnikom przysługują wprawdzie wszystkie zabezpieczenia socjalne państwa, mogą również wynegocjować z przyszłym pracodawcą rekompensaty za np. ubranie robocze, wyżywienie, dojazdy. Z drugiej jednak strony młodzi mają inne możliwości pracy, mniej wyczerpującej fizycznie i psychicznie, a do tego lepiej płatnej (do 400 euro miesięcznie bez konieczności płacenia podatku).

Prof. socjologii Klaus Hurrelmann, kierujący Shell Jugendstudie (renomowany program badań nad sytuacją młodych), podpowiada, że trzeba zmienić strategię werbunku: dość górnolotnych apeli, a więcej koncentracji na osobistych korzyściach płynących ze społecznego zaangażowania. Rok pracy społecznej, wyszczególniony w życiorysie, powinien oznaczać lepsze zawodowe szanse jako dowód „społecznej kompetencji”, bezcennej w starzejącym się społeczeństwie. Już za dwie dekady co czwarty Niemiec będzie miał więcej niż 60 lat, a tymczasem tylko niewielki procent młodych bierze w ogóle pod uwagę pracę w domach opieki, szpitalach czy służbach opiekuńczych.

Stefan Hüsselbeck wspomina swoją służbę cywilną jako czas, który pozwolił mu „zajrzeć za kurtynę”. Poznał nieznany mu dotąd świat ułomności, choroby, śmierci. Twierdzi, że rok pracy na rzecz innych powinien być ustawowym obowiązkiem.

Polityka 35.2011 (2822) z dnia 24.08.2011; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Senior szuka podpory"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną