Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Palestyna gra va banque

Palestyna liczy na uznanie

Dziś blisko 120 państw zapowiada uznanie państwa Palestyny w kontaktach dwustronnych. Dziś blisko 120 państw zapowiada uznanie państwa Palestyny w kontaktach dwustronnych. Corbis
Czy uznanie Autonomii Palestyńskiej za państwo członkowskie ONZ pomoże w załagodzeniu konfliktu z Izraelem?
O włączeniu Palestyny w poczet członków ONZ nie ma raczej mowy.Takver/Flickr CC by SA O włączeniu Palestyny w poczet członków ONZ nie ma raczej mowy.
Liczne międzynarodowe, głównie lewicowe gremia prowadzą mało u nas znaną kampanię BDS (ang. Boycott Divestment Sanctions). Na fot. protest w Kanadzie. To międzynarodowy apel, by bojkotować izraelską gospodarkę.m.gifford/Flickr CC by SA Liczne międzynarodowe, głównie lewicowe gremia prowadzą mało u nas znaną kampanię BDS (ang. Boycott Divestment Sanctions). Na fot. protest w Kanadzie. To międzynarodowy apel, by bojkotować izraelską gospodarkę.

To nie będziecie mieć państwa!” – tak poirytowana sekretarz stanu USA Condoleezza Rice skwitowała rozmowę z palestyńskim premierem Autonomii Ahmadem Qurei w 2008 r. Poszło o teren izraelskiego osiedla Ma’ale Adummim na Zachodnim Brzegu, który Qurei chciał dla Palestyny odzyskać. Kłótnie nękały niejedną z kilkunastu już rund rozmów izraelsko-palestyńskich. Negocjacje, czyli tzw. proces pokojowy, powoli dogorywał, nie interesował już mediów, męczył polityków.

Dlaczego męczył? Za miesiąc minie 20 rocznica pierwszej konferencji pokojowej między Arabami i Izraelczykami w Madrycie w 1991 r. W tym czasie najwięksi tego świata – USA, UE, Rosja, ONZ i sami Arabowie – przeznaczyli niezliczone zasoby na mediację i pomoc. Te dwie dekady kosztowały życie 10 tys. Palestyńczyków i Izraelczyków w starciach i zamachach. Na terytoriach okupowanych mieszka dziś dwukrotnie więcej osadników izraelskich (ok. 500 tys.), a według analizy jednego z think tanków przez te 20 lat stracono wiele możliwości rozwoju i wzrostu gospodarczego, co, jak wyliczono, kosztowało sam Bliski Wschód 12 bln dol. Można by o tym łatwo napisać podręcznik, jak negocjacji nie należy prowadzić. – To 20 lat porażki – podsumowuje wieloletni negocjator, amerykański profesor William Quandt. Proces pokojowy w dotychczasowym kształcie umarł.

Tymczasem Palestyńczycy zabrali się do pracy. Od podstaw tworzyli instytucje państwowe: ministerstwa edukacji, spraw wewnętrznych i siły porządkowe. Od 1994 r. istnieje tzw. Autonomia Palestyńska, tymczasowa struktura administracyjna pierwotnie powołana tylko na 5 lat. Zaczęli więc przebąkiwać tu i ówdzie o jednostronnej deklaracji niepodległości, tzn. podniesieniu owej Autonomii do rangi normalnego państwa i uznaniu tej państwowości w ONZ. Wszystko to w Izraelu i USA uznawano za groźbę żałosną, bo co znaczy dziś ONZ i jej rezolucje? Z czasem jednak temperatura rosła – i coraz więcej państw deklarowało poparcie dla przyszłego państwa palestyńskiego.

Palestyńczycy zaczęli na poważnie myśleć o głosowaniu w ONZ we wrześniu ubiegłego roku, kiedy padły najkrótsze w historii rozmowy. Trwały 30 dni, mimo że Kwartet Bliskowschodni (USA, UE, Rosja i ONZ) wyznaczył na porozumienie izraelsko-palestyńskie termin do września bieżącego roku. Dyplomaci palestyńscy podjęli kampanię w światowych stolicach o oficjalne uznanie państwa w kontaktach dwustronnych.

Dziś blisko 120 państw takie uznanie zapowiada (prawie cała Azja, Afryka, Ameryka Łacińska i Rosja), więc w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ Palestyńczycy mają już korzystny wynik w kieszeni.

Teoretycznie Palestyna ma najpierw jednostronnie proklamować niepodległość, a potem zgłosić wniosek o uznanie w ONZ. Izrael i USA podnoszą, że Autonomia Palestyńska pogwałci tym samym ustalenia z Oslo z 1993 r., które nie dopuszczają jednostronnych kroków stron konfliktu. Palestyńczycy odpowiadają, że Izrael już dawno te ustalenia sam złamał rozbudowując (jednostronnie przecież) osiedla na terytoriach okupowanych.

O włączeniu Palestyny w poczet członków ONZ nie ma raczej mowy. Nie jest to kompetencja Zgromadzenia, lecz Rady Bezpieczeństwa ONZ. Rada musiałaby najpierw członkostwo zarekomendować, czego nie uczyni ze względu na weto USA. Istnieje co prawda precedens (rezolucji 377 z 1950 r. w sprawie Korei) – debata w Zgromadzeniu bez rekomendacji Rady, ale trudno Palestyńczykom na to liczyć.

Pozostają dwie inne możliwości. Palestyńczycy mogą poprosić Zgromadzenie Ogólne o rezolucję wspierającą państwowość Palestyny albo o status obserwatora w ONZ. Taki status obecnie ma Watykan, a kiedyś Szwajcaria i kilkanaście innych państw. Formalnie w żaden sposób nie zmienia to ich uprawnień w ONZ, ale dawałoby do ręki dokument, który mówi o Palestynie jako o państwie. Gra w słowa? Tak, ale z takim dokumentem łatwiej znaleźć sponsorów dla swojej sprawy w międzynarodowych gremiach.

Izrael boi się, że Palestyńczycy z taką rezolucją znajdą sposób, aby stać się stroną Statutu Rzymskiego o Międzynarodowym Trybunale Karnym i nękać Izrael pozwami za wszystkie minione wojny, ofiary i zniszczenia. Albo że prawna wykładnia rezolucji pozwoli na zakwalifikowanie okupacji terytoriów palestyńskich jako terytoriów innego państwa, a to wywoła lawinę kolejnych rezolucji. Konkretne skutki prawne to już przedmiot kazuistycznych sporów, ale z góry wiadomo, że takie batalie prawne i medialne bardzo naruszą międzynarodowy wizerunek Izraela i jego zasoby PR.

 

 

Liczne międzynarodowe, głównie lewicowe gremia prowadzą mało u nas znaną kampanię BDS (ang. Boycott Divestment Sanctions). Chodzi o międzynarodowy apel, by bojkotować izraelską gospodarkę, nie inwestować w nią i stosować jakieś sankcje. Jeśli do owej kampanii BDS dodać możliwe rezultaty głosowania w ONZ i całą debatę wokół terytoriów okupowanych, to jasne, że presja na Izrael wzrośnie.

I rzeczywiście: nadszarpnięty wizerunek staje się w Izraelu tematem numer jeden, nawet w instytutach zajmujących się bezpieczeństwem państwa. Ta zakrojona na szeroką skalę kampania izolacji Izraela na arenie międzynarodowej (tzw. zagrożenie delegitymizacją państwa) awansowała w Jerozolimie na drugie miejsce na liście zagrożeń dla państwa, tuż po programie nuklearnym Iranu.

Szerokie uznanie państwa palestyńskiego w ONZ izoluje Izrael i USA, ale też daje rządowi Baracka Obamy dodatkową korzyść na arenie wewnętrznej: potwierdza silny sojusz z Izraelem, którego trwałość w obu krajach ostatnio kwestionowano.

Europa – w kwestii uznania Palestyny – podzieliła się na co najmniej trzy obozy: od otwarcie sprzyjającego Izraelowi (Niemcy, Włochy) po sympatyzujący z Palestyńczykami (Irlandia, Cypr), poprzez całe spektrum postaw pośrednich. Unia Europejska na proces pokojowy i pomoc dla Palestyńczyków wydała najwięcej – prawie 5 mld euro (!) przez ostatnie 15 lat. W tym czasie nie powstała żadna stricte europejska inicjatywa mediacyjna. Przecież przy takich nakładach finansowych Unia powinna mieć wielokrotnie większy wpływ polityczny na strony konfliktu. Gdyby nie europejskie pieniądze – nie powstałyby palestyńskie struktury państwowe. Czy te pieniądze mają się zmarnować?

W kwietniu br. na spotkaniu największych darczyńców dla Palestyny wszystkie zgromadzone instytucje – Bank Światowy, MFW, ONZ, państwa europejskie – jednogłośnie przyznały: Autonomia Palestyńska funkcjonuje tak dobrze jak normalne państwa. Tylko że terytorium okupowane, bez wyznaczonych prawnie granic i kontroli nad nimi, faktycznie państwem nie jest. Ale nie o to nawet chodzi. Weteranka palestyńskiej sceny politycznej Hanan Ashrawi tłumaczy, że chodzi o „rozluźnienie izraelskich kleszczy władzy nad nami i przełamanie amerykańskiego monopolu na pokojową mediację”.

Argument Izraela, że głosowanie w ONZ szkodzi dalszym negocjacjom z Palestyńczykami, wydaje się demagogiczny. Palestyńczycy chcą rozmawiać z Izraelem, jeśli nie jak równy z równym, to przynajmniej jak nieco równiejszy. Asymetria sił w negocjacjach, czyli ich największa bolączka, polega na konfrontacji silnego państwa, okupującego palestyńskie ziemie i wspieranego przez Stany Zjednoczone, z narodem bez państwa, na utrzymaniu zachodnich donatorów.

Dodatkową stawką jest utrzymanie autorytetu obecnego umiarkowanego prezydenta Mahmuda Abbasa. Skompromitowały go przecieki Wikileaks, które pokazały, że szedł na ustępstwa wobec Izraela, nic nie dostając w zamian. Abbas szuka więc sukcesu dyplomatycznego, który pozwoli mu utrzymać władzę. Gdyby Abbas niczego nie osiągnął – umocniłby się radykalny Hamas, co nie dałoby żadnej korzyści ani Izraelowi, ani USA, ani UE.

Dziś także opinia arabskiej ulicy liczy się bardziej. Głosowanie przypada na okres zrywu Arabów w wielu krajach. W przypadku niepowodzenia palestyńskiej inicjatywy w ONZ, mogą znów tłumnie wyjść na ulice. Izrael przygotował się na protesty samych Palestyńczyków i uzbroił osadników na terytoriach palestyńskich, ale co się stanie, jeśli Kair i Tunis znowu się rozkrzyczą, tym razem antyizraelskimi sloganami? Straci na tym Abbas, Netanjahu i Obama.

Władze palestyńskie zdają sobie sprawę, że same ryzykują wiele. Uładzony tekst rezolucji ONZ prawdopodobnie pomagają pisać Europejczycy, tak aby nawet Amerykanom było trudno go odrzucić. Według przecieków, główne punkty konfliktu – granice i osiedla, status Jerozolimy, prawo uchodźców arabskich do powrotu – nie zostaną określone „na sztywno”, dopuszczając dalsze negocjacje z Izraelem. Możliwe, że taki wniosek gremialnie poparłaby UE.

Co zrobi Polska? W polskim interesie, zwłaszcza w czasie prezydencji, leży wspieranie silnej, jednolitej polityki unijnej. Nie chcemy też narażać na szwank stosunków z Izraelem – łączą nas ważne interesy wojskowe i gospodarcze – ale możemy się co najmniej wstrzymać od głosu. Polska zadałaby kłam krążącej w Unii opinii o nas jako o bezwarunkowo proizraelskim kraju i pokazała rozczarowanie jałowymi negocjacjami, a nie zaogniłaby stosunków z Izraelem.

Swoje plusy ma też głosowanie „za”, bo zyskalibyśmy sympatię Arabów. W praktyce ta sympatia nie przynosi nam kokosów – może poza umową z Katarem na gaz skroplony – ale może lepiej znaleźć się po dobrej stronie historii, gdy kolejne społeczeństwa arabskie będą obalać dyktatorów.

Co dalej? Załóżmy, że Palestyńczycy w formie jakiejś rezolucji dostają to, czego chcieli. Umacnia się Fatah i robi wszystko, by utrzymać porozumienie z Hamasem. Wskutek wewnętrznych napięć i nieudanej polityki zagranicznej najbardziej prawicowa koalicja w historii Izraela rozpada się i powstaje rząd jedności narodowej. Obie strony zyskują w ten sposób szerszą legitymację do strategicznych posunięć.

A skoro dwie trzecie Izraelczyków i Palestyńczyków nadal popiera proces pokojowy, prawdopodobieństwo porozumienia wzrasta. Nieważne już, które państwa po głosowaniu wyślą do Palestyny ambasadorów. Rezolucja ONZ ma szanse zdziałać znacznie więcej: odświeżyć i zmienić reguły skompromitowanych negocjacji.

Autorka jest analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Polityka 38.2011 (2825) z dnia 14.09.2011; Świat; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Palestyna gra va banque"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną