Chyba nie przejedziemy! – Grzegorz brodzi po kostki w gipsowym pyle o konsystencji mąki. Ten zaś przykrywa wszelkie nierówności drogi wijącej się między wielkimi jak drzewa jukami, akacjami o kolcach długości 10 cm i potężnymi opuncjami. Nie ma choćby śladu informacji o tym, że był tu kiedyś jakikolwiek inny poszukiwacz kaktusów. Grzegorz wytypował to miejsce na podstawie własnego doświadczenia z poprzednich ośmiu wypraw i zdjęć satelitarnych.
– Są gipsy, to może będzie coś nowego – powiedział na początku tej upiornej drogi. W Meksyku na takim podłożu rosną m.in. poszukiwane przez kolekcjonerów niewielkie kaktusy z rodzajów Aztekium i Geohintonia.
Na połaciach gipsu, które wznoszą się pod kątem 40 stopni, trudno znaleźć miejsce na biwak.
Wreszcie jest! I to bez niczego kłującego pod stopami! To rzadkość w tej części Meksyku. Stan Nuevo Leon; trzeci tydzień wędrówki po takich okolicach.
Niespokojny biwak
To płaskie miejsce, które wybrali na biwak, jest jednak jakieś dziwne: niby równo i wygodnie, ale dlaczego dudni pod stopami? Wjechali autem na skorupę gipsową, pod którą jest pustka. Grzegorz i Kazik znów macają grunt. Gdzie im się wydaje, że skorupa jest stabilna, tam Darek powolutku jedzie. Starczy tego. I tak nic więcej nie wymyślą. Szpilki od namiotów wchodzą w gipsową skorupę jak w masło. Może rano nie znajdą swego samochodu piętro niżej...
O drugiej w nocy robi się nagle jasno. Ktoś gwiżdże, krzyczy coś po hiszpańsku. Nie ma co wdawać się w pogawędki. Tamci też zresztą nie wiedzą, z kim mają do czynienia. Stoją o kilkadziesiąt metrów od namiotów, na drodze – nie są tacy głupi, żeby wjeżdżać półciężarówką na gipsową skorupę. Poza tym białymi busami, jak ten kaktusiarzy, jeżdżą często służby antynarkotykowe.